Rozdział 15

706 35 69
                                    

Odwrócony tyłem nawet nie zauważył, że wyszłam z wierzy. Podeszłam bliżej i postukałam palcem w jego ramie, na co on gwałtownie obrócił się w moją stronę.

W rękach trzymał bukiet róż. Chyba zapomniał jak bardzo ich nienawidzę, moim zdaniem były za bardzo oklepane.

- Cześć Mel, ładnie wyglądasz. - powiedział zestresowany - to.. to dla ciebie. - wysunął kwiaty w moją stronę.

- Dzięki, nie trzeba było. - powiedziałam sztucznie się uśmiechając. Pewnie uznał, że to randka.

Chwycił mnie za rękę. Nieprzyjemny dreszcz opanował moje ciało. Wiedziałam, że nie ma złych intencji. Jego zachowanie to pewnie przyzwyczajenie, kiedy chodziliśmy ze sobą to była norma.

Ale już nie jesteśmy razem.

- Chodźmy do parku, na spokojnie porozmawiamy. - zaproponował, prowadząc mnie do wyznaczonego celu.

Powiedział jakby znał moje plany. O czym on chce ze mną rozmawiać?

- Świetny pomysł.

Podczas naszej krótkiej podróży, żadne z nasz nie odezwało się ani słowem. Oboje byliśmy pogrążeni swoimi myślami.

Kiedy dotarliśmy do naszej ławki w parku, usiedliśmy patrząc na piękną panoramę.

- Wiesz...

- Chcę...

Równocześnie przerwaliśmy ciszę. Zaśmialiśmy się z tej sytuacji. Spojrzeliśmy sobie w oczy. Przypomniały mi się dawne czasy. Zabolało mnie coś w środku.

- Może ja zacznę. - przejął inicjatywę, ulżyło mi, bo głupio mi było od tak o powiedzieć, ze jestem zajęta. Zobaczymy czy to coś ważnego. Skinęłam głową dając znak, że może kontynuować. - Znamy się tyle lat. - nerwowo przeczesał włosy do tyłu, nie wiedziałam do czego może zaprowadzić ten początek. Ale miałam złe przeczucie. - Bardzo przeżyłem nasze rozstanie, myślałem..., że no wiesz kiedyś się ożenimy, byliśmy tacy szczęśliwi. - miał ambitniejsze plany ode mnie. Nie chciałam zakładać rodziny w najbliższym czasie, chciałam się wyszaleć, pożyć sowim życiem... i może wtedy coś poważniejszego.

To się zobaczy, mam jeszcze czas.

- Ja też nie zniosłam tego lekko, ale w tamtym czasie pomogła mi samotność. Zachowałam się egoistycznie, nie myślałam, że to cię zaboli. - spuściłam głowę przyglądając się moim butom.

- Chodzi o to, że kiedy w końcu otwierasz się znowu na świat, chcę ci w tym towarzysz... wspierać... pocieszać, gdy będziesz tego potrzebowała... cieszył się twoim szczęściem...

- Do czego zmierzasz Tyler? - przerwałam mu, wzrokiem znów wracając na twarz bruneta. Zaczęłam rozumieć jego intencje co do nas, chociaż już nie było NAS.

- Spróbujmy jeszcze raz. - otworzyłam usta z zaskoczenia.

Czy wszystko musi być, aż tak cholernie trudne. Złamię mu serce. Będę miała wyrzuty sumienia, ale lepsze to, niż danie mu niepotrzebnej nadziei.

Już miałam powiedzieć, że mam Lokiego, gdy nagle jego ręce chwyciły moja twarz, przyciągając ją bliżej i łącząc nasze usta w pocałunku.

Znieruchomiałam, nie odwzajemniłam, ale i nie przerwałam.

CHOLERA CO SIĘ TU ODPIEPRZASZ!

- Tyler, to nie wyjdzie. - W końcu oprzytomniałam i odepchnęłam go od siebie delikatnie. Nie będę go oszukiwać. - Mam chłopaka. - spojrzał na mnie z uśmiechem.

Love is fake // Loki LaufeysonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz