Rozdział 11

766 46 36
                                    

Szłam korytarzem do pokoju rodziców. Zastanawiałam się, dlaczego idziemy zjeść na mieście. Czy zapomniałam o jakimś święcie albo czyiś urodzinach?

Przed sobą zauważyłam zbliżającą się w moją stronę kobietę.

Na serio? Ona?

Tony mówił, że zostaje tu do jutra, a jednak musiałam ją spotkać - pech. Spuściłam wzrok, z myślą, że zrozumie, iż nie mam zamiaru jej widzieć, a co dopiero zamienić kilka zdań. Ucieszyłam się, gdy już ją minęłam. Odetchnęłam z ulgą.

- Tak to ma wyglądać, nawet nie przywitamy się? - usłyszałam zza pleców. A jednak się nie udało.

Zatrzymałam się, odwracając się w jej stronę.

- A czego ode mnie oczekujesz, że rzucę ci się na szyje? - spytałam sarkastycznie. Kiedy patrzę na nią, widzę obcą osobę, która zraniła nie tylko mnie.

- Przeprosiłam.

Co, proszę?! Przeprosiła?! Może powinnam jej wybaczyć, bo zwykłe przepraszam wystarczy? Na co ona liczy? Nie będę się z nią kłócić, bo mam świetny humor i nie chcę go sobie zepsuć.

- A więc, chcesz czegoś konkretnego, czy mogę udać się do swojej mamy? - podkreśliłam swoje ostanie słowo. Ewidentnie nią to wstrząsnęło, ale nie wyglądała na smutną, bardziej na wściekłą.

- Mamy?! To ja nią jestem, nie jakąś nowa kobieta Starka! - krzyknęła. Oho, czyli mamy i jej słaby punkt.

- Jest mi bliższa niż ty i jeżeli chcesz wiedzieć, to ma na imię Pepper. - uśmiechnęłam się wrednie.

Na co dzień jestem naprawdę miłą i pogodną dziewczyną, ale przy niej  budzi się moje drugie ja.

- Nie byłam gotowa na dziecko. - powiedziała spokojniej.

Wow, po dziewiętnastu latach nagle jest gotowa! Na szczęście nie jestem dzieckiem i nie rzucę się jej prosto w ramiona. Myślę, że jakby kilka lat temu wróciła, byłabym wstanie jej wybaczyć, ale jest już za późno.

- Dobrze, że już jesteś. Jeszcze jesteś młoda, możesz założyć swoją rodzinę. - uśmiechnęłam się i udałam się w stronę mojego miejsca docelowego.

- Melanio, porozmawiajmy. Wyjeżdżam jutro, okazja może się nie powtórzyć. - krzyknęła, bym ją usłyszała.

- Miłej podróży! - nie odwracając się, krzyknęłam sarkastycznie. Byłam dumna z siebie, że jej nie uległam.

Dotarłam pod jasne drzwi i zapukałam w nie. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, gdy zobaczyłam rudowłosą w drzwiach.

- Cześć mamo, nie przeszkadzam? - spytałam, wchodząc do środka.

- Nie, właśnie szykuje się na nasze wyjście. A ty już jesteś... niegotowa? - zabrzmiało bardziej jak pytanie.

- Jeszcze nie, przyszłam się przywitać. - po części powiedziałam prawdę, chciałam z kimś pogadać o Lokim. A z kim innym, jak nie z mamą?

- O co chodzi? - spytała, siadając na łóżku, poklepała miejsce koło siebie, dając mi do zrozumienia, że mam zająć tam miejsce.

Wzięłam głęboki wdech. Teraz jej powiem. Tak, to jest odpowiednia chwila.

- Pomijając, że przed chwilą spotkałam Alexis. - wywróciłam oczami - To jest jedna ważna sprawa. Poprosiłaś, bym cię powiadomiła, jakby coś zaszło między mną a...

- Spaliście ze sobą? - przerwała mi, patrząc na mnie ze zdziwieniem.

- Nie! - odpowiedziałam szybko, wypuściła głośno powietrze, chyba ulżyła jej moja odpowiedź. - Znaczy, prawie by do tego doszło, ale przestaliśmy. - dodałam szybko.

Love is fake // Loki LaufeysonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz