Rozdział 44

406 34 9
                                    

Zostałam sama. Tylko Vik powiedziałam o Lokim, że perfidnie go zostawiłam nie zagłębiałam się jednak w szczegóły. Tak będzie lepiej. Nie wiem co teraz ze sobą zrobić. Alkohol to jak na razie najlepsze rozwiązanie, po kilku butelkach zapominam wszystko...

Leże tylko w łóżku jak za naszej pierwszej kłótni, tylko wtedy po wszystkim wróciliśmy do siebie, a teraz miałam świadomość, że to się nie stanie. To jedna z najtrudniejszych decyzji w moim życiu, ale zrobiłabym wszystko by on był szczęśliwy. Na początku może nie rozumieć, dlaczego to zrobiłam i być wściekły, ale kiedy obejmie tron to nie będzie miało już znaczenia.

- Cholera! Wstawaj! - z przemyśleń wyrwał mnie głośny krzyk taty. Podniosłam się leniwie i przetarłam opuchnięte od łez oczy.

- Ale po? - nie wiedziałam sensu. Co prawda mam rodzinę, która mnie kocha, ale to nie to samo... Był moim ukojeniem. To tak jakby zmarła ci najbliższa osoba, miałam świadomość, że już nigdy go nie spotkam, trzeba przeżyć żałobę.

- Co się z tobą dzieje?! Od tygodnia nie wychodzisz z pokoju! I gdzie do jasnej cholery jest Loki?! - kiedy usłyszałam jego imię pojedyncza łza spłynęła mi po policzku. Myślałam o nim ciągle, ale usłyszenie tego słowa wywołało u mnie mętlik w głowie.

- Nie wiem. - powiedziałam krótko, Tony podszedł i usiadł na moim łóżku koło mnie. Od razu wtuliłam się w niego, a on objął mnie ramieniem. - Musiałam. Tak trzeba było. - szlochałam w jego pierś.

- Ciii - zaczął gładzić moje plecy. - Spokojnie. Powiedz o co chodzi bo nie rozumiem. - wzięłam głęboki wdech i wydech, próbowałam uspokoić przyśpieszony oddech.

- Zerwałam z nim. - spojrzał na mnie zaskoczony - Skłamałam, że go wykorzystałam, że go nie kocham i nic dla mnie nie znaczy! - odsunęłam się i schowałam twarz w dłoniach. Było mi wstyd, a jednocześnie czułam się jak potwór.

- Ale... ja... Dlaczego to zrobiłaś? - nie wiedział co powiedzieć, nie dziwiłam mu się jednego dnia wielce zakochani narzeczeni, a następnego koniec...

Opowiedziałam mu o podróży do Asgardu i przysłudze dla Odyna i o tym w jaki sposób ją wykorzystał. Nie umiałam nad sobą zapanować, rozpacz przejęła moje ciało. Tony wysłuchał wszystkiego, ewidentnie zamurowała go cała ta popieprzona sytuacja.

- Nie powiesz nikomu? - spytałam patrząc na niego błagalnym wzrokiem.

- Powiem mamie i nikomu innemu. Wiem, że będzie ci ciężko wszystko powtarzać od samego początku, więc cię wyręczę. - uśmiechnęłam się niemrawo - Gdy tylko spotkam tego starucha to własnymi rękami go uduszę.

- Obawiam się, że długo na to poczekasz.

- Wiem, że jest ci ciężko ,ale ... może spróbujesz pracować w firmie. Zajmiesz czymś myśli. Jeśli będziesz tu ciągle leżeć i tak nic nie wskórasz, a tak szybciej się pozbierasz i zapomniesz o nim. - ostatnie słowa... Zabolały mnie.

Nie miałam zamiaru o nim zapominać. Ale pomysł z pracą brzmiał korzystnie. Na razie nie jestem w formie, muszę wytrzeźwieć i w ogóle, ale za kilka dni... Wezmę się w garść.

- Nie zapomnę go nie chce, ale wchodzę w twój plan. - przytuliłam się do niego. Kto jak kto, ale Tony to najlepszy tata na świecie, prawie jest tak dobrym rodzicem jak Pepper.

Nowe życie? Spróbujmy.

Bez niego. Bez mojej miłości życia. Bez Lokiego.

***

Miesiąc później

- Pani Melanio ktoś pilnie nalega na spotkanie z Panią dzisiaj. - powiedziała moja asystentka wchodząc do mojego biura.

Stark pomaga mi w razie konieczności, ale raczej sama załatwiam sprawy firmy. W końcu jest moja. Spodobała mi się ta robota, mogłam całe dnie siedzieć w pracy i całą swoją uwagę jej poświęcić. Ale kiedy wracałam do domu i próbowałam zasnąć ta cisza, ta samotność nie chciała ode mnie odejść. Wtedy wracałam wspomnieniami do najszczęśliwszych chwil spędzonych z nim...

- Dziś nie ma opcji. Jestem zajęta, a później wcześniej wychodzę.

- Dobrze umówię go na najbliższy termin - skinęłam głową, pozwalając jej na opuszczenie pomieszczenia.

Siedziałam jeszcze kilka godzin, podpisując jakieś dokumenty i inne ważne sprawy. Niektórzy prace papierkową uznali by za nudną, natomiast mi sprawiała przyjemność.

Umówiłam się dziś z Nat i Stevem jak wcześniej. Piątek dzień, który lubiłam z nimi spędzać. Mieliśmy iść do jakiejś knajpy, a potem na spacer.

- Halo. - odebrałam telefon.

- Cześć kochanie! - ach Pepper...

Opiekuńcza jak zwykle. Potrafiła dzwonić kilka razy dziennie. To spytać: "Czy coś zjadłam? Czy dobrze się czuję? Czy nawet co robię?" Wciąż mieszkałam w wierzy, z nią pod jednym dachem, a zachowywała się jakbym wyniosła się na inny kontynent.

Po sprawie z Lokim bardzo mnie wpierała i pomogła mi wyjść na prostą, no prawie. Wciąż po nocach płakałam, ale nikomu tego nie mówiłam. Użalaliby się.

- Co tam mamo? Wszystko dobrze? - zapytałam, w końcu jest w ciąży czwarty miesiąc. Brzuszek jest delikatnie widzialny.

- Nie, wszystko jest w porządku. Chciałam zapytać, o której wrócisz, zrobię kola...

- Będę w nocy. Wychodzę z Nat i Stevem. Nie szykuj niczego, zjem na mieście. - przerwałam jej.

- O to fajnie. - powiedziała entuzjastycznie - Baw się dobrze, ale nie za dobrze. Wiesz o co chodzi. -uśmiechnęłam się. Jak tu jej nie kochać.

- Dobrze będę grzeczna. - odpowiedziałam.

Pożegnałyśmy się, a ja zaczęłam pakować swoje rzeczy do torby. W domu jeszcze popracuje. Może to już pracoholizm, ale jest mi na rękę.

Wychodząc z firmy przed moim samochodem zauważyłam znajomego mi bardzo blondyna. Steve, pewnie potrzebuje podwózki na nasze spotkanie. Podeszłam bliżej.

- Przepraszam czy odsunie się Pan, chciałabym wsiąść do swojego samochodu.  - mężczyzna spojrzał na mnie zdziwiony, a jednocześnie bardzo speszony.

- Oj przepraszam, pomyliłem samochody. - powiedział i zaczął odchodzić.

- Steve czekaj! - krzyknęłam ze śmiechem - To ja Mel! - odwrócił się i otworzył oczy z zaskoczenia.

- Nigdy bym cię nie poznał.

Racja mój wygląd się trochę zmienił. Potrzebowałam trochę zmian. Swoje piękne długie blond włosy ścięłam do ramion. Na dodatek przefarbowałam je na bronz. Zaczęłam ubierać się bardziej elegancko niż dżinsy i bluza. Przylegające sukienki i szpilki, które po pewnym czasie okazały się wcale nie takie złe.

- Miło cię znowu widzieć. - wyznałam przytulając się z Rogersem.

Nie wiedzieliśmy się długo. Dowiedział się o nim od Natashy i od razu zaproponował nam spotkanie, jak za dawnych czasów. On wciąż wyglądał tak samo. Nie zmienił się nic a nic, może tylko zapuścił brodę. Ale uważam, że dodawała mu uroku i wyglądał bardziej męsko i... przystojnie.

- To co ruszamy? Romanoff powiedziała, że dziś się nie wyrobi więc będziemy sami.

Wcześniej pomyślałabym, że to randka i nie poszłabym z nim sama, ale potrzebuję przyjaciela. I stęskniłam się za nim. On za mną też.

- Z wielką przyjemnością. - uśmiechnęłam się i wsiedliśmy do samochodu.

Życie toczy się dalej. Ale czy jest, tak jak to sobie wymarzyłam?


***

Dziękuję wszystkim za 12k, bardzo mnie to motywuje!😊

Czy Melenia na prawdę pogodziła się w 100% ze stratą, czy może planuję odzyskanie straconej miłości?

Love is fake // Loki LaufeysonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz