Rozdział 57

480 32 24
                                    

Pov. Melania

- Mel... gratulacje skarbie. - o mój boże czyli to jednak prawda. W oczach mam łzy szczęścia jak i strachu.

- Pokaż - mówię do mamy. Podaję mi test. Dwie kreski. Ściskam go w dłoniach i uśmiecham się. Nie pamiętam kiedy byłam tak bardzo szczęśliwa. 

- Loki się ucieszy. Już kocha cię na zabój. Będę współczuć temu dziecku jego nadopiekuńczości.  - kiwam głową i sama wiem, że ma racje. 

Jedyny problem jaki widzę to, to że mój narzeczony spodziewa się teraz dwóch dzieci od innych matek w tym samym czasie. To może go trochę wystraszyć i go zdezorientować. Ale wiem, że ani naszemu, a tamtemu dziecku nie będzie nic brakować. Będziemy mieć dziwną, ale kochającą się rodzinę.

- Tata mnie zabiję. - wzdycham, a Pepper się śmieje. - Wpadłam.

- Bez przesady sam wpa... - mama gryzie się w język, ale nie jest to dla mnie nowość. Wiem, że nie lubią się tym chwalić. - Musisz teraz o siebie dbać i koniecznie iść do lekarza.

- Wiem mamo, ale nie mogę uwierzyć, że tu w środku - podchodzę do lustra i masuję płaski brzuch - rozwija się mój cud.

- Macierzyństwo to coś wspaniałego. Wiem, że jesteś jeszcze młoda, ale nie znam nikogo silniejszego od ciebie kto dałby radę lepiej się zająć dzieckiem.

***

Siedzę w kuchni i chwale się wielkimi wieściami z każdym kogo akurat widzę. Niektórzy są szczerze szczęśliwi, a niektóry mają lekkie obawy. Ale to chyba normalne w tym przypadku. Tata już zaczął planować pokój dla dziecka i jakąś zbroję ochronną? Niech tylko spróbuje coś takiego na nią lub na niego założyć, a sama się z nim rozprawie, że nawet jego zbroja mu nie pomoże. 

Robi się już wieczór, a Lokiego wciąż nie ma. Trochę się martwię ale jeśli obiecał mi, że wróci to to zrobi. Od razu podzielę się tą nowiną. 

Pov. Loki

Stoimy razem z Sygin przed wrotami do sali, w której przebywa Odyn. Stresuję się, ale wiem, że mają po swojej stronie bogini mam większe szanse na powodzenie mojego planu. Kiedy drzwi się otwierają wchodzimy.

- Witajcie co was sprowadza drogie dzieci. - zaczyna starzec.

- Witaj ojcze - mówi Sygin i kłania się, ja natomiast stoję prosto.

- Mamy dla ciebie ważną informacje. - zaczynam, jednak zanim zdążę wypowiedzieć kolejne słowo wyczarowuję krzesło dla kobiety, by nie musiała stać. Odyn podnosi oczy na mnie z podziwem. - Rozstajemy się. - Wszech ojciec nagle zamiera. Wygląda jakby się przesłyszał. 

- To nie wchodzi w grę. Lady jest w stanie błogosławionym nie możesz jej zostawić. - karci mnie.

- Ustaliliśmy, że tak będzie lepiej codziennie będę odwiedzać ją i dziecko, nawet zanim jeszcze się urodzi. - na chwilę następuje cisza, która jest dla mnie jak wieczność.

- Czyli mam rozumieć, że nie masz zamiaru być w Asgardzie. - kiwam głową - Więc jaki masz plan synu.

- Wiem o przysłudze Mel, wiem o wszystkim. Natomiast ty wiesz, że się kochamy. Nie będę teraz ciebie osądzał dlaczego to uczyniłeś. Ale wracam na Midgard i zostaję z nią. - oczy odzywa wyglądają niczym spodki. 

Nagle widzę, że do pomieszczenia wchodzi Haimdall. Patrzę na Sygin, a ona na mnie również zaskoczona. Czarnoskóry nachyla się nad władcą i coś mu szepcze. Nie jestem w stanie z tej odległości usłyszeć, co mu mówi. Odyn wygląda jakby zastanawiał się nad każdym usłyszanym słowem, a na koniec się uśmiecha. Ten uśmiech jest pełny szczęścia. Zaczynam się stresować. Strażnik przecież wie wszystko. Co musiało się takiego stać, żeby tak na niego wpłynąć?

- Rozumiem Loki. - moja mina na pewno jest warta zobaczenia. Otwieram szerzej oczy i usta. Chyba coś źle usłyszałem. - Miłości nie oszukasz. Skoro przyrzekasz opiekę jej i niemowlęciu, nie mam się do czego przyczepić. Jednak informacja, którą przekazał mi Haimdall, nakłania mnie do jednej prośby skierowanej do ciebie. Mianowicie przejmiesz tron, a u twojego boku zawita Melania. Chce żeby tu zamieszkała.

Temu staremu dziadowi odbija. Nie dość, że z Sygin poszło gładko, to teraz on zachowuje się jakby coś go mocno uderzyło w głowę. Spoglądam na blondynkę, bo przecież obiecałem jej, że nie spotka się z nią. A teraz ma ją widywać codziennie? Nie zgodzę się na to dopóki ona nie wyrazi na to zgody.

- Ta decyzja należy tylko i wyłącznie do Sygin. Obiecałem jej, że nie spotka Mel, ale jeśli ona się zgodzi to rozpatrzę twoją prośbę.

- A więc córko decyduj. - bogini patrzy na mnie to na Odyna gładząc swój brzuch. Wiem jak bardzo jest przystawiona do ściany i że nie łatwo jest podjąć tak ciężką decyzję.

- Wszech ojcze zgodzę się pod warunkiem, że zostanę przeniesiona do innej części zamku, do której ona nie będzie mogła prawa wejść. Postaram się jakoś wytrzymać świadomość, że przebywa tutaj, ale nie chce jej spotykać. 

Kolejne zaskoczenie czy oni wszyscy obchodzą jakiś dzień życzliwości dla mnie? Jest to trochę dziwne ale mi pasuje.

- A więc postanowione. Uzgodnij to ze swoją narzeczoną i zapraszam do Asgardu. - skąd on wie, że znowu jesteśmy zaręczeni? No tak to zapewne powiedział mu czarnoskóry.

Mam wątpliwości co do zgody Mel na ten pomysł. Bo całą rodzinę ma na ziemi, a wiem jak jest do nich przywiązana. Ale jedyny sposób, by dowiedzieć się co o tym sądzi to powrót do niej. 

Żegnam się z Sygin i ojcem. Kiedy jestem już pod drzwiami do pokoju, który dziele z moją ukochaną, wchodzę do środka. Widok rozczula moje serce jeszcze bardziej. Melania siedzi przykryta pościelą i czyta jedną ze swoich książek. Czekała na mnie.

- Skarbie mogłaś się położyć jest już późno. - podchodzę do łóżka i całuję ją w usta. 

- Mam ci coś ważnego do powiedzenia - mówi uśmiechając się od ucha do ucha. Podejrzewam, że jest to coś dobrego skoro tak się cieszy.

- Ja też mam ci coś do powiedzenia.


***

Na dziś to już ostatni, ale jutro też możecie się spodziewać rozdziału.

Love is fake // Loki LaufeysonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz