Rozdział 20

722 35 34
                                    

Wsiadłam do windy i wjechałam na najwyższe piętro. Wysiadłam kończąc napływ myśli  i po chwili zatrzymałam się. Na moim miejscu zauważyłam postać. Było już ciemno, wiec z daleka nie byłam w stanie jej poznać. Nie pewnie podeszłam bliżej. Rozpoznałam ją i przysiadłam się obok. Bóg nie słyszał mnie, wywnioskowałam to po tym, jak spojrzał zaskoczony na mnie, jednocześnie odsuwając się kawałek.

- Masz okazje. - powtarzałam sobie w myślach.

Patrzyliśmy przez chwilę na siebie, każdy pogrążony w swoich myślach. Przenieśliśmy wzrok na nocną panoramę miasta. Siedzieliśmy w niezręcznej ciszy, której żadne z nas bało się przerwać.

Co on tu robi? Tak mnie unika?

- Loki... - zaczęłam przerywając ciszę. Szatyn popatrzył na mnie z niezrozumieniem, ale i widocznym smutkiem. Czym był spowodowany? Tym, że tu jestem, czy tym, że chce się podjąć tej ciężkiej rozmowy? - Czy możemy porozmawiać, ale tak na poważnie? - zapytałam po czym Loki skierował znów wzrok na miasto, zastanawiać się chwilę. Musiał przeanalizować w głowie przebieg rozmowy, jak to zwykle robił.

- Czy to coś zmieni? - odpowiedział pytaniem na pytaniem. Patrzył mi prosto w oczy, a ja musiałam powstrzymywać się od pocałowania go lub przytulenia. Jego ciało, aż się o to prosiło, ale zmieszałoby go to i zepsuło chwilową okazję na rozmowę.

- Mam taka nadzieje. - uśmiechnęłam się lekko by dodać sobie otuchy. A może jemu?

- Niech będzie, ale nie chce już krzyczeć na ciebie, wiec jeżeli rozmowa zmieni nastawienie na bojowe wyjdę dobrze? - pokiwałam głową dając znak, że zgadzam się.

- Jeśli ty stawiasz warunek, ja też mam jeden - wysłuchasz mnie i nie przerwiesz, dobrze?

- Zgoda. - powiedział kłamca wciąż na mnie patrząc. Wzięłam głęboki wdech i przełknęłam ślinę. Przerabiałam tą rozmowę w głowie od tylu dni, a nagle zaczęłam się stresować.

- To jest nie porozumienie. - zaczęłam, a szatyn spojrzał na mnie marszcząc brwi. Pewnie spodziewał się czego w stylu " To był błąd" lub " To się więcej nie powtórzy". - Tyler jest moim byłym chłopakiem, kiedy poszłam na obiad z rodzicami, Tony go zaprosił, bo chciał mnie z nim zeswatać, ale go spławiłam. Poprosił o spotkanie, myślał, że to randka, a ja miałam zamiar pójść i powiedzieć, że mam ciebie... że miałam ciebie - szybko się poprawiłam - Ala za nim to zrobiłam on wyznał, że chce spróbować jeszcze raz i... pocałował mnie. - widziałam jak loki zaciska pięści ze złości - Nie zareagowałam, bo byłam zaskoczona, nie widziałeś jak go odpycham, a na pewno nie słyszałeś jak wytłumaczyłam mu, że jestem zajęta i możemy być przyjaciółmi. - odetchnęłam z ulgą, wyznając cała prawdę. Patrzyłam z niepokojem na Lokiego, a raczej na jego reakcje.

- Mel.. - zaczął - Co mam ci powiedzieć? Czego oczekujesz zraniłaś mnie i...

- A ty zraniłeś mnie przekreślając nas. - przerwałam mu delikatni się unosząc. Uspokoiłam się przypominając naszą umowę.

- Ty zrobiłaś to pierwsza. Widzisz ranimy się. Nie chcę żebyś cierpiała. - wyznał przygnębionym głosem, a w moich oczach zaczęły się zbierać łzy. Będę walczyć za wszelką cenę. Jest tego wart.

- Bez ciebie cierpię, bez twojego dotyku... głosu... obecności... wspólnych noc... - łzy spływały mi po policzkach. Na piękne wspomnienia.

- Już dobrze nie płacz. - przybliżył się kawałek ocierając mi krople, kciukiem. Ten przyjemny kojący dotyk. Tęskniłam tak bardzo, był tak delikatny... Zdziwiło mnie jego zachowanie, a z jednej strony zaczęłam wierzyć, że nie wszystko jednak jest jeszcze stracone.

Love is fake // Loki LaufeysonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz