Rodział 18

667 38 44
                                    

To dziś. Moje urodziny. Dzień, w którym powinnam się cieszyć i świętować. Jednak nie czuje tego całego klimatu. Wyobrażałam sobie, jak to w ten dzień pójdę z Lokim na imprezę, nie będę musiał już nic ukrywać. Zatańczymy... zabawimy się i spędzę ten ważny dla mnie czas w jego towarzystwie.

Teraz moim marzeniem jest przytulić go i żeby wszystko wróciło do normy. Marzenia...

Obudziły mnie promienie słońca, wpadające przez okna. Była ładna pogoda, jak to w wiosnę. Wszystko wracało do życia, najpiękniejszy okres w roku.

Przetarłam zaspane oczy i usiadłam na łóżku. Rozejrzałam się po pokoju, po za stosami brudnych ubrań i resztkami jedzenia. Moją uwagę przykuło pudełko, leżące na biurku. Wstałam, podchodząc bliżej. Było czerwone, owinięte niebieską wstążką, która zawiązana była w kokardę.

Już z rana obdarowywana prezentami? Jakie to przewidywalne.

Otworzyłam pudełko zaciekawiona, co jest w środku. Rozwiązałam wstążkę i delikatnie podniosłam przykrywkę pudła. Moim oczom ukazałam się mała karteczka, zgięta na pół. Rozłożyłam ją, a na niej była odręcznie napisana wiadomość " Będziesz błyszczeć" od Tonego. Poznałam po pochylonym charakterze pisma. Odłożyłam ją na bok i wyjęłam sukienkę. Cudowna, to było jedyne słowo, którym mogłabym opisać tą kreację. Pod spodem zauważyłam jeszcze szpilki. Ach, jak ja ich nie znoszę. Ale jak już się stroić, to na całego.

Nie byłam przekonana, czy zejść na śniadanie. W końcu dawno togo nie robiłam. Zrobić wyjątek w moje święto? Chrzanić to idę i tak mnie zobaczą na imprezie.

Wystarczy trochę się ogarnąć, by nie wystraszyć nikogo. Zrobiłam poranna toaletę. Ubrałam się, umalowałam i przyjrzałam się w lustrze. Wyglądałam jak wcześniej, przed załamaniem. Czyżbym wracała do codzienności? Przydałoby się w końcu pozbierać, nie będę użalać się nad sobą całe życie.

Biorąc kilka głębokich wdechów. Otworzyłam drzwi. Postawiłam pierwszy krok z poza pokoju.

- Nie ma odwrotu. Idziesz! - mówiłam pod nosem, by dodać sobie otuchy.

Po chwili znalazłam się w kuchni, gdzie Avengers spędzają większość czasu. Kiedy zwrócili na mnie swoją uwagę, poczułam się niezręcznie. Patrzyli jakby, zobaczyli ducha. Wcale źle nie wyglądałam, może to przez to, że tyle mnie nie widzieli? Sama już nie wiem.

- Wszystkiego najlepszego skarbie! - podbiegła do mnie uradowana mama. Rzuciła mi się na szyję, oddałam uścisk, czując, że brakowało jej mnie. Tej pogodnej, uśmiechniętej mnie, a nie tej co rozpacza i ubolewa. Widziałam, że ten widok ją dobijał.

- Dziękuje.

- Sto lat córciu. Dobra Pepper moja kolej. - upomniał ją tata, wystawiając w moją stronę ręce do uścisku. Gdy już byłam w jego objęciach, zakręcił mną wokół własnej osi. Prosiłam o odstawienie mnie na ziemi.

- Kocham was. - uśmiechnęłam się do rodziców.

- Najlepszego! - powiedzieli jednocześnie Steve i Natasha. Uśmiechnęłam się jeszcze bardziej na tą śmieszną sytuację. Popatrzyli chwilę na siebie i sami wybuchli śmiechem. Podbiegłam do nich i objęłam ich ramionami.

- Jesteście wspaniali. A gdzie reszta? - Nie widziałam wielu twarzy, na przykład Clinta, Thora, Banera i wiele innych. Myślałam, że przybędą już rano, ale przecież mają jeszcze czas na dotarcie.

- Przyjadą od razu na imprezę. Mają jakieś swoje rzeczy do załatwienia. - odpowiedziała Natasha, która jak zwykle wszystko wie, przecież była szpiegiem. Zmieniła się trochę od poznania Vik. Częściej się uśmiechała i otworzyła się na innych. Cieszyło mnie to, że w końcu kogoś sobie znalazła.

Love is fake // Loki LaufeysonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz