Rozdział 36

476 39 5
                                    

Siedziałam na dachu. Widok jak zwykle był cudowny. Miasto żyjące swoim życiem. Coraz częściej byłam tu przed zmierzchem, jak miałam to w zwyczaju.

Muszę pomyśleć, a to najlepsze miejsce na to. Sama w ciszy.

Zastanawiałam się co robi Loki. Kiedy próbowałam wymazać go przez chwile z głowy, nie potrafiłam, była uzależniona od niego. Czy to dobrze? Nie wiem, ale nie obchodzi mnie to. Lepsze to niż zamartwiać się i rozpaczać nad złem jakie mnie spotkało.

Ten ból fizyczny jak i psychiczny... na samą myśl o tym łzy napływają mi do oczu. Czy jestem aż tak bezwartościowa, że własna rodzicielka mnie nienawidzi? Mimowolnie po moich polikach zleciały pierwsze łzy. A po nich było gorzej. Zaczęłam wspominać całe zło z mojego życia.

- Chowasz się przede mną? Może... Co się stało? - gwałtownie zmienił ton z radosnego na pełen troski, gdy zobaczył mnie w tym stanie. Przysiadł obok i objął mnie ramieniem. Wtuliłam się i wypłakiwałam się w jego tors.

- Dlaczego jestem aż taką szczęściarą? - te pytanie wywołało u kłamcy lekkie zdziwienie. Podniosłam głowę, by móc zatopić się  w tych cudownych oczach. - Mam rodziców, przyjaciół i ciebie... - dokończyłam widząc, że wciąż nie wie, co sądzić o moim zachowaniu.

- I mam uwierzyć, że płaczesz ze szczęścia? - bardziej stwierdził niż spytał. Odsunęłam się kawałek i otarłam swoje łzy.

- Nie. Całe moje życie jest popieprzone. Gwałt, matka , Tyler...

- Nie tylko ty miałaś po górkę. Odyn, Thor, Lodowi Olbrzymi i Avengers... - uśmiechnęłam się lekko słysząc ostatnie słowo. - Nagła zmiana nastroju?

- Wiesz, że zrobiłabym wszystko dla ciebie?

- To dziwne, bo ja też. Zostałaś mi tylko ty. - wstałam, na co spojrzał na mnie, jak na jakąś wariatkę, ale jego wariatkę. Wystawiłam rękę, którą chwycił bez zastanowienia. Staliśmy naprzeciwko siebie. Złożyłam pocałunek na jego ustach, splatając nasze palce razem.

- Randka?

- To ja powinienem to zaproponować. - stwierdził, zaśmiałam się. Niektóre nasze zachowania odstępowały od innych normalnych związków. Zacznijmy od tego, że nasz związek nie jest normalny, ale za to jest wyjątkowy i jedyny taki.

- To zacznijmy jeszcze raz.

- Melanio, kobieto mojego życia czy uczynisz mnie większym szczęściarzem, niż już jestem i zgodzisz się pójść ze mnę na randkę? - próbowałam pohamować śmiech, ale to było niemożliwe. Mówił to z takim głosem, godnym księcia - którym był. Może zapraszał tak kiedyś Sygin? Oh, nie psujmy sobie nią nastroju.

- Oczywiście książę, jak mogłabym cię zawieść. - powiedziałam teatralnie - Daj mi godzinę i będę gotowa.

- Nie musisz nic robić. Jesteś cudowna. - poczułam zawroty głowy. Teleportacja, powinien mnie przed tym ostrzegać.

Znaleźliśmy się na... polanie. Była piękna. Zielona trawa, jej kolor był prawie tak żywy, jak oczy Lokiego.

- Miałeś uprzedzać.

- Nie byłoby wtedy niespodzianki. - pokręciłam głową zirytowana, ale jednocześnie szczęśliwa. - Usiądziemy ma pani? - zapytał jak prawdziwy dżentelmen. Rozejrzałam się w około, tu nie ma żadnego miejsca do siadania. Nagle mężczyzna wyczarował czerwony kocyk i położył go na trawie.

- No tak magia. - usiadłam, a on koło mnie. Widok zapierał dech w piersiach. Z oddali było widać rzekę po wywijaną, w każda z możliwych stron..., a te kwiaty... Idealne miejsce.

***

Siedzieliśmy już tutaj kilka godzin rozmawiając, ale na ważne tematy.

- Loki...

- Słucham. - uśmiechnął się, leżał na kocu, a ja siedziałam na nim.

- Tylko nie zbywaj tematu. Obiecujesz? - popatrzył na mnie chwile podejrzliwym wzorkiem, ale w końcu pokiwał głową dając mi znak, że mogę kontynuować. - Jesteś bogiem, a ja człowiekiem...

- Znowu zaczynasz?

- Obiecałeś. Zamknij się i słuchaj co mam do powiedzenia. - otworzył szeroko oczy. Byłam stanowcza, ale tak trzeba. Próbował rozluźnić atmosferę, masując rękoma moje uda i pośladki. Uwielbiałam jak to robił. - Będziesz żył dłużej, a ja nie. A chce mieć rodzinę i to z tobą. To moje marzenie, ale ty przeżyjesz moją śmierć i się załamiesz. Nie przerywaj. - już miał otwierać usta, by zapewne zaprzeczyć - Wiem to i nie mogę żyć z tą świadomością. - wypuściłam głośno powietrze. Ulżyło mi.

- Czy ty próbujesz ze mną zerwać? - podniósł się do pozycji siedzącej. Czy on się zestresował? Może bardziej wystraszył, słysząc jego ton głosu.

- Nie o to chodzi. - położyłam dłoń na jego policzku.

- Nie umrzesz szybko. Będziesz żyła tak długo, jak ja. - zmarszczyłam brwi.

- Ale...

- Jest jedno rozwiązanie, to miał być prezent, po tym jak się ożenimy. - pomrugałam szybko, nie wierząc w to co słyszę. Czy moje szczęście może trać wiecznie? Nie wiedziałam co powiedzieć, Loki to zauważył. - Na ślub jeszcze za wcześniej, jak już powiedziałaś, wiec już nie musisz się martwić o to. Dobrze? - złączyłam nasze usta w namiętnym pocałunku.

Założyłam dłonie mu na szyje. Czułam się tak szczęśliwa. Po prostu nie da się tego opisać słowami. Najlepsza wiadomość jaką można dostać. Wieczne życie z miłością życia.

- Nie wierze... - wysapałam, gdy zabrakło mam już powietrza

- Kocham cię i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie.

- Tak samo jak ja.

- Ale jak będziemy mieli syna to nazwiemy go Narvi .- uprzedził.

- Mi pasuję, ale dzieci nie biorą się znikąd.

- Wiem, wiem mamy czas.

On jest idealny. Nie spaliśmy razem, a ten już planuję imiona dzieci i wspólne życie. Wariat.

Teraz powinno wszystko zacząć się układać...

***
Dziękuje Selananes za taką aktywność. Cieszę się, że ci się podoba.😉

Love is fake // Loki LaufeysonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz