Rozdział 21

721 38 31
                                    

Tańczyłam z moim wymarzonym już, którąś piosenkę z rzędu. Loki był świetnym tancerzem, ciekawiło mnie gdzie się tego wszystkiego nauczył. Zmęczona postanowiłam pójść na chwile do baru, by napić się czegoś. Kłamca nie chciał odstąpić mnie na krok, tłumacząc, że nie chce bym się upiła, ale wiedziałam, że tak naprawdę chce przebywać ze mną każdą chwilę.

- Proszę, no zgódź się. - błagałam Lokiego, który zabronił mi pić alkoholu. To, że on nie da rady się upić to nie znaczy, że sama musze z tego zrezygnować. Nagle mnie olśniło. - Thor dał mi Asgardzie wino. - szatyn tylko na mnie spojrzał, przewracając oczami.

- Dobrze, ale tylko po jednym, zgoda? - uśmiechnęłam się szeroko, dając mu tym do zrozumienia, że przestępuje na jego wymagania i poprosiłam barmana by wyjął prezent spod lady dla kłamcy, a dla siebie wzięłam czysta wódkę.

Na jednym się nie skończyło, to było do przewidzenia. Nie wiedziałam tylko, kto z nas jest bardziej pijany. On jak i ja zaczęliśmy śmiać się ze wszystkiego i robić głupoty.

Poczułam, ochotę na bliskość Lokiego. Przyciągnęłam do mocno, zmuszając tym do pocałunku, który po chwili bóg pogłębił. Czułam jak jego ręce wędrują po moim ciele, badając każdy jego skrawek, a ja przeczesywałam palcami jego miękkie włosy.

Nie interesowało nas, że nie jesteśmy sami. To alkohol dodał nam odwagi, na takie publiczne okazywanie miłości.

Z przyjemności wyrwała mnie czyjaś ręka, położona na moim ramieniu. Odwróciłam wzrok od Lokiego i spojrzałam na... Tylera.

- Byliśmy zajęci. - powiedział władczym głosem mój partner. Zmarszczył brwi widząc, że to brunet jest powodem naszej przerwy. Nie lubią się. To mogłam stwierdzić od razu, po tym jak patrzyli na siebie.

- Mel, możemy porozmawiać? - spytał Tyler nie zwracając uwagi na wściekłego kłamcę.

Jeśli znowu mnie pocałuje i to jeszcze na oczach Lokiego, zabije. Nie mam zamiaru znowu go tracić.

- Jasne. - uśmiechnęłam się z grymasem - Zaraz wrócę i skończymy co zaczęliśmy - nachyliłam się i szepnęłam szatynowi do ucha. Na co uśmiechną się cwaniacko i skiną głową, nie widząc sprzeciwu.

Brunet zaprowadził mnie na korytarz, oddalony od pomieszczenia, w którym była impreza. Zaniepokojona cała sytuacją, zastanawiałam się czego może ode mnie chcieć. Tak bardzo już pragnęłam wrócić do Lokiego. Dokończyć to, na czym skoczyliśmy.

- O co chodzi? - wybełkotałam, na stająco alkohol zaczął mocniej na mnie działać, przez co zakręciło mi się w głowie. Przed upadkiem podtrzymywała mnie dłoń Tylera.

- Przecież zerwaliście.

- Ale znowu jesteśmy razem. - zacisną rękę ze złości w pięść. Czemu się wścieka? Dlatego, że byłam znowu szczęśliwa z innym? - Bawisz się mną, pragniesz pocieszenia, a potem to. Podczas tańca myślałem, że się zbliżyliśmy. - tłumaczył zdenerwowany.

- Jesteśmy tylko przyjaciółmi, byłam pewna, że to już sobie wytłumaczyliśmy. Kocham jego i tylko jego. - wyznałam. Te słowa ewidentnie mu się nie spodobały. Chwycił mnie mocno za nadgarstki, ciągnąć w stronę jednego z pokoi gościnnym.

Co on zamierza zrobić?

Złe wspomnienie zaczęły błyskawicznie przelatywać mi przed oczami.

Nie, on nie tego nie zrobi! Przyjaźnimy się.

Przycisnął mnie do ściany, jedną ręką przytrzymując moje nad głową.

- Kocham cie, nie zmuszaj mnie do bycia agresywnym. - wysyczał mi w ucho. Jego oddech na szyi przypominał tamtego faceta. Nie.

- Puść mnie, Tyler jeżeli to zrobisz będziesz żałować do końca życia, nigdy ci tego nie... - zasłonił mi usta dłonią. W moich oczach zaczęły zbierać się łzy.

Gdzie jest Loki? A no tak czeka przy barze.

Zaczęłam się wiercić, próbując odepchnąć chłopaka od siebie. Ale był silniejszy.

- Czyli agresywnie

Przywarł do mnie swoimi wargami, zacisnęłam swoje w cienką linie. Nie zmusi mnie.

Jest obrzydliwy. Myślałam, że zaraz się popłacze i przestane walczyć. Nie popełnię tego samego błędu. Uchyliłam delikatnie usta, od razy wpadł w moja pułapke, wsuwając swój język głębiej. Korzystając z okazji ugryzłam go.

- Loki, Loki, pomocy! Pomocy!.. - miałam tylko chwilę, zanim znowu zakrył mi usta. Krzyknęłam najgłośniej jak potrafiłam, ale muzyka była głośniejsza. Nikt nie był w stanie tego usłyszeć.

- Zamknij się! - zdjął swoją dłoń, powracając do pocałunków. Wolną ręką, włożył pod moją sukienkę, próbując wsunąć ją pod bieliznę.

Nagle w ciemnym pomieszczeniu, pojawiła się zielona poświata. Loki...

Mężczyzna zaprzestał czynności, spoglądając na kłamcę, który jednym ruchem ręki powalił go na ziemie.

Od razu podszedł szybko do mnie. Nie wiem kiedy zaczęłam płakać histerycznie.

Wciąż czułam na sobie jego dłonie. Na szczęście uratował mnie , nie chcę nawet myśleć, co by się wydarzyło gdyby...

- Już jesteś bezpieczna. - wyszeptał spokojnie, obejmując mnie rękoma. Wtuliłam się w niego tak mocno jak jeszcze nigdy. Jego obecność, powoli doprowadzała mnie do porządku.

- Kocham cię, dziękuje. - podniosłam na chwile wzrok, przyglądając się zmartwionej minie Lokiego.

- Nigdy nie pozwolę, by stała ci się krzywda. Obiecuje, że już nigdy cię nie opuszczę nawet na krok. Będziesz bezpieczna. - wyznał z troską, przytulając mnie mocniej.

Staliśmy wtuleni w siebie do puki, drzwi wejściowe otworzyły się, a przez nie weszły namiętnie całujące się dziewczyny. Natasha, otworzyła oczy odskakując jak poparzona od Vik.

- Nie chciałyśmy przeszkadzać, pójdziemy do innego pokoju. - gdyby nie wcześniejsza sytuacja zaśmiałabym się z zarumienionych kobiet. Wychodziły już z pokoju, gdy rudowłosa spojrzała na podłogę.

- Co się tu stało? - spytała, chwile analizując wszystkie fakty w głowie. Mężczyzna leżący nieprzytomny na podłodze, rozmazany makijaż od łez i Loki.

- Zabierz go, zanim go zabije! - wskazał ręka na Tylera.

- Czy on... coś ci zrobił? - spytała zmartwiona Vik. Wzrokiem wróciła do Natashy i wymieniła z nią porozumiewające się spojrzenie.

- Nie, mało brakowało, ale zostałam uratowana. - wyznałam ze smutkiem i spojrzałam za kłamcę, który ciąż obejmował mnie, jakby chciał bronić mnie przed całym złym światem.

Agentka wraz z Vik chwyciła mężczyznę i zniknęły za drzwiami. Pewnie wsadzą go do celi. Jutro już wszyscy będą wiedzieć...

Bóg niespodziewanie, podniósł mnie w stylu panny młodej, kierując się w stronę naszych pokoi. Weszliśmy do jego, delikatnie położył mnie na łóżku. Po czym sam usiadł na nim i przyglądając mi się. Chwycił moją dłoń i kciukiem zaczął ją czule masować.

- Głupi pozwoliłem, ci z nim pójść. - stwierdził, obwiniając się za całe zdarzenie - Gdybym przyszedł chwile później...

- Ale przyszedłeś w porę. - przerwałam mu przechodząc do pozycji siedzącej, by być na równi z nim. Jakbym go nie miała, nie zniosłabym tego, aż tak spokojnie, wiedziałam, że już teraz nic mi nie grozi.

- Kocham cię, Mel.

- A ja kocham ciebie Loki.

Pociągnęłam go do siebie, kładąc go na łóżku. Szybko usiadłam na nim okrakiem, wpijając się w jego słodkie usta. Oddał pocałunek, przewracając mnie, po chwili znalazłam się pod nim. Loki zawisał nade mną, nie przerywając pieszczot.

Nie wiem jak to robił, ale przy nim traciłam kontrolę. Chciałam więcej i więcej.

Love is fake // Loki LaufeysonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz