Rozdział 17

662 34 34
                                    

* Dwa tygodnie później

Nie chce jeść, pić, a tym bardziej widzieć kogokolwiek. Czuję, że rozpadłam się na kawałki przez ostanie dni, a może tygodnie? Niczego już nie wiem. Odkąd Loki ze mną zerwał... płacze całymi dniami, nie wychodzę z pokoju, więc nawet nie musi mnie unikać. Ciekawi mnie czy on przeżywa to tak samo. Ciągle myślę o nim... o nas. Byliśmy tacy szczęśliwi, ale przecież nic nie trwa wiecznie.

Codziennie Pepper, Tony i Natasha odwiedzali mnie. Martwili się, że sytuacja z dwóch lat temu, może się powtórzyć. Tata wciąż nie wiedział, co się stało, ale nie naciskał, bym mu wszystko wyznała. Wiedział, że w końcu i tak mu powiem. Nie chciałam wracać do tego... to tylko niepotrzebny ból.

Tak bardzo go kocham.

Umieram z tęsknoty.

Jego piękne zielone oczy... czarne idealnie zaczesane do tyłu włosy... zimne ciało... prześladują mnie po nocach w koszmarach. Tak, wróciły. Kiedy nie było go obok, wszystko się chrzaniło. Minęły zaledwie dwa tygodnie, a ja czuje, jakby to była cała wieczność.

Zasypiam sama, budzę się sama i jestem sama. Nawet obecność najbliższych nie zastąpi jego.

Moje użalanie przewał głośny dźwięk pukania. Nie odpowiedziałam. Nie interesowało mnie, kogo do mnie niesie. Wciąż leżałam zaniedbana w łóżku, które stało się moim ulubionym miejscem.

- Nie zniosę tego dłużej. - wszedł z impetem Tony, podszedł do łóżka siadając na nim koło mnie.

- Ja też.

- Mów co się stało! Ktoś cię skrzywdził? Zabiję drania. Melanio Stark! - uniósł się, jedynie odwróciłam się w jego stronę, przechodząc do pozycji siedzącej. Nie dziwiła mnie jego złość.

Po co mam coś mówić, jak to nic nie zmieni. Pewnie martwi się, że się zabiję. Nie powiem, że nie przyszło mi to do głowy. Ale nie zrobię im tego. Po prostu nie i tak wiele mieli ze mną problemów.

Wzięłam głęboki wdech i złapałam z nim kontakt wzrokowy. Jak nie teraz, to już nigdy. Dlaczego nie może mu powiedzieć ktoś inny? Tylko ja.

- Tato, sprawa jest prosta, możesz być zły, wściekły na mnie i na... niego ale stało się. - zmrużył oczy, nie rozumiejąc, o czym mówię. Mój głos przepełniała obojętność, nawet podczas bólu, jaki mi sprawia wspominanie tego.

- Jesteś w ciąży? - Skąd mu się biorą te wszystkie pytania? Może jakbym w niej była, nie zostawił by mnie i byśmy byli świetną rodzinką, ale pomiędzy nami nie doszło do czegoś więcej.

- Nie. Zerwał ze mną. L...Loki zerwał ze mną. - otworzył usta, a jego oczy prawie co nie wyleciały mu z oczodołu. Może on zareaguje normalnie i zamiast się użalać nade mną powie, że spieprzyłam.

- Co proszę? Ten jeleń cię tknął? I wy... jezu! Zabiję go! Odechce mu się żyć! - wybuchł, wstając gwałtownie z łóżka i mocno gestykulując.

Kocham cię tato.

Teraz tylko pilnować, by go przypadkiem nie zabił. Ale chwila Loki odzyskał moc. Kurwa. Jeżeli Tony się zacznie, kłamca będzie się bronił i może... Nie myślmy o najgorszym.

- Tak bardzo go kocham. - głos mi zadrżał, nie mogłam dłużej trzymać łez, dałam im spłynąć. - To moja wina, a raczej moja i Tylera. Pocałował mnie i ... Loki to widział. - Tata widząc jak załamuje się, podszedł i objął mnie ramionami, chyba najmocniej jak potrafił. Oddałam uścisk wtulając się w niego. Nie był Lokim, ale w jego objęciach też czułam się... bezpieczna. Jakby żadne zło nie mogło mnie dosięgnąć. Zaczął gładzić moje plecy, by dodać mi otuchy i pokazać, że mam w nim wsparcie.

Krztusiłam się swoimi łzami. Nie potrafiłam się pozbierać. Wspomnienia bolą dwa razu mocniej. Pocieszał mnie kilka minut, do puki nie ochłonęłam. Odsunęliśmy się od siebie. Tata złączył nasze ręce, gładząc je w swoich.

- Czekaj... byliście razem, pomińmy fakt, że zataiłaś to przede mną. Nie chce nawet wiedzieć, kto to wiedział, ale skoro Loki nie może wyjść z wierzy. Jak was widział? - spojrzał na mnie z niezrozumieniem.

Ach wiedziałam, że nasza rozmowa dojdzie do tego momentu. Mam nadzieję, że mnie nie ukatrupi.

- Uwolniłam go. - powiedziałam, zabierając swoje ręce i spuszczając wzrok.

- Co zrobiłaś? - niedowierzał, próbował zachować spokój, ale doskonale wiedziałam, że jest strasznie wściekły. - Nadal jest na wolności? - dodał.

- Tak. - wyznałam nerwowo bawiąc się palcami. Tony zrobił zdziwioną minę, która mnie zaintrygowała. Przez chwilę bił się ze swoimi myślami.

- Nie uciekł. Ma możliwość... i tego nie zrobił. Jaki palant. Ja już się z nim rozprawie. - obiecał, że nie ucieknie z Ziemi, ale o mnie nie było mowy. Mnie opuścił.

- Nie rób mu krzywdy, to ja schrzaniłam. Pomówmy o czymś innym. Weselszym. - wolałam zmienić temat zanim znowu, by sobie przypomniał kto go uwolnił.

Choć na chwilę zając myśli czymś innym. Rozmowa o Lokim mnie przytłaczała, za każdym razem jak ktoś poruszał ze mną ten temat, czułam lekkie ukucie w sercu.

Czy tak boli złamane serce?

- No dobra, ale wiedz wciąż jestem zły. Nie ujdzie ci to na sucho. Poczekam, aż ci się polepszy. - uśmiechnął się przyjaźnie, co mimowolnie odwzajemniłam.

- Ufam mu i wiem, że nawet po tym wszystkim zostanie.

Nie żałuje, że mu je zdjęłam. Każdemu należy się druga szansa. Dostawał ją od innym, ale ode mnie jeszcze nie. Wierze, że ją wykorzysta.

- Wiesz co jest za jutro? - nie miałam zielonego pojęcia. Nie znam nawet dzisiejszego dnia tygodnia, a co dopiero to. Poruszałam głową przecząco. Tata rzucił mi karcące spojrzenie. - Twoje urodziny, a co się z tym wiąże? - bardziej zapytał siebie niż mnie.- Impreza. - powiedział z uśmiechem, nie czekając na moją odpowiedz.

Co roku robił huczne zabawy. Lubiłam to, zbierali się wtedy wszyscy moi znajomi. Zabawa trwała do rana i wciąż było jest mało.

W tym roku nie mam ochoty świętować. Miałam z Lokim pojawić się na przyjęciu jako para. Zagalopowałam się z myślą, jak długo będziemy razem. Sądziłam, że to coś trwalszego, ale jak widać nie byliśmy wstanie poradzić sobie z przeciwnościami losu.

- Nie, proszę nie. Wole spędzić go tylko z wami. Żadnych innych osób. Tylko Avengers. - na marne się staram. Jak on się na coś uprze to i tak będzie po jego myśli.

- Już wysłałem zaproszenia. To twoje dwudzieste urodziny. Trzeba to uczcić. - przewróciłam oczami na zachowanie swojego ojca.

Był wielką duszą towarzystwa, uwielbia jak dużo się dzieje, a moje urodziny były jak na razie najbliższą okazją do zabalowania. Następna będzie dopiero za pięć miesięcy - urodziny Pepper.

- Zastanowię się czy przyjdę. Nie mam sukienki, wyglądam jak zombi, a w swoje święto wolałabym wyglądać dobrze. - skierował się w stronę drzwi, chwycił za klamkę, odwrócił się do mnie i przypatrzył mi się. Zmrużyłam oczy, gdyż nie wiedziałam, co mu chodzi po głowie.

- Zajmę się wszystkim. Będziesz błyszczeć. Obiecuję ci to. - na pożegnanie wysłał mi buziaka i znikną za drzwiami.

Spuściłam głowę, chowając ją w swoich dłoniach.

Czy musze bawić się w ten cały cyrk? Jak mam celebrować ze złamanym sercem. Od tak, się nie naprawi. A co jeśli go spotkam... i na sam jego widok się popłacze? Nie, nie pojawi się, sam wytłumaczył mi to dosadnie, że się nie spotkamy.

Jednak mała nadzieja zawsze jest.

Love is fake // Loki LaufeysonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz