28. Parents

542 16 0
                                    

Od godziny 6 rano czasu amerykańskiego jestem na nogach. Jesteśmy w Los Angeles. Przygotowania trwają wielką parą, a ja siedzę na trybunach z przerażeniem w oczach na widok sceny, którą zabezpieczają i polerują na dzisiejszy występ. Scena jest OGROMNA. Tzn, podobnej wielkości jak inne sceny, na których stali chłopacy, ale ta jest zdecydowanie największa. I ja na niej stanę. Jako support, ale jednak. To znaczy, że One Direction są gwiazdami na Wyjapierkurwadole-wielką skalę. Oni nie są zwykłymi gówniarzami za którymi ugania się setka fanek z małej zakichanej Wielkiej Brytanii w porównaniu z innymi krajami, tylko za nimi uganiają się BILIONY KOBIET (a nawet facetów)! Praktycznie cała kula ziemska! Oczywiście! Są haterzy, ale w porównaniu z fanami to mała grupka, praktycznie już nic nie znacząca. Zaciągneli mnie do ich świata, gdzie się nie prosiłam i czuję się fatalnie z faktem, że inni muszą pracować i zapierdalać za 50-ciu, żeby wystąpić w małej knajpie, czy nawet klubie, a ja od razu na tak wielkiej scenie. Nic nie znacząca ja.

- Nad czym myślisz? - z moich zamyśleń wyrwał mnie głos Liama na co podskoczyłam.

- Nie strasz mnie Liam. - skarciłam go łapiąc się za serce. - Nad niczym nie myślę...

- Stresujesz się występem? - spytał siadając obok mnie.

- Tak. - mruknęłam.

- Niepotrzebnie. To fajna zabawa tak skakać po scenie i robić to co się kocha, nieprawdaż? - uśmiechnął się opierając się łokciami o fotel z poprzedniego rzędu.

- To szaleństwo, Liam. Może i to fajna zabawa i w ogóle, ale zobacz na to wszystko. Wy na to ciężko pracowaliście, a ja? Widziałam wasze koncerty z 2010 roku. Mieliście malutką scenę, a w klubie było około 100 osób. Z każdym koncertem pojawiało się więcej fanów, więc sceny były większe, było więcej ochroniarzy... Dobija mnie fakt, że inni muszą charować na taką małą scenę jak wasza sprzed 5 lat, a ja bez niczego, po prostu ot tak będę sobie śpiewać na takiej wielkiej platformie! Na prawdę, to nie fajne uczucie. - wyrzuciłam z siebie.

- To Simon chciał, żebyś sobie ot tak sobie śpiewała na takiej wielkiej platformie. Uznał, że masz talent zainwestował w ciebie z pewnością, że robi dobrze. Simon co do talentów nigdy się nie myli. Nie myśl sobie, że to twoja wina, że się wepchnęłaś, zgarnęłaś komuś miejsce na scenie sprzed nosa, bo to wszystko Simon zarządził, on jest królem tej branży i on decyduje co i kogo chce, a co i kogo nie chce. - powiedział.

- Mówisz tak, bo jesteś z One Direction, którym zaopiekował się Simon. - mruknęłam.

- Po części. Wszyscy cię chwalą Samerah... Myślisz, że to dlatego, żeby ci nie było przykro. Myśl asertywnie. Bądź asertywna. Powinnaś taka być. - odparł.

- Jestem asertywna, aczkolwiek odczuwam, że ja tu nie pasuję. - burknęłam.

- To pomyśl sobie tak. Jest Miley Cyrus. Ją wypromował tatuś i ona też od razu wskoczyła na dużą scenę i ekran dzięki tacie. Ty weszłaś na scenę dzięki Simonowi. Wiele jest gwiazd, które od razu są bardzo sławne dzięki swoim bliskim. A po za tym, to nie tyle, że Simon cię wepnchnął na scenę. Ty musiałaś pracować na studiach, żeby dostać się na staż do Syco, do wymarzonego studia dla każdego dźwiękowca na świecie, dostałaś się i Simon chciał sprawdzić jak sobie poradzisz jako piosenkarka. Twoje tekscy, które my śpiewamy są wielkimi hitami, Sam. To już coś znaczy. Nie myśl sobie, że jesteś gorsza od innych, bo jesteś taka sama. Każdy jest taki sam. - wytłumaczył.

- Masz rację. Nie jestem gorsza od innych. Mam takie same szanse i możliwości na takie coś. - powiedziałam już pewniej.

- W takim razie idź na próbę bo cię szukają. Za 4 godziny koncert. - uśmiechnął się.

- Dziękuję Liam. - przytuliłam go.

- Nie ma za co. Zawsze do usług. - zaśmiał się.

Zbiegłam na dół. Biegłam jak szalona szukając Willa - choreografa 1D, który też zajmuje się mną jak na razie, aż nagle wpadłam w ramiona nikogo innego jak Zayna Cholernego Kochanego Malika.

- Gdzie tak lecisz, słońce? - spytał śmiejąc się.

- Wiesz gdzie jest Will? Powinnam zacząc z nim próbę, a jakimś dziwnym trafem nigdzie go nie ma... - spytałam.

- On jest na mieście. W końcu Miasto Aniołów i wgl... - wzruszył ramionami.

- Jutro jest czas na zwiedzanie, a on ma zapisane w grafiku, że teraz ma próbę ze mną. Co żeś mu powiedział, huh? - zmrużyłam oczy.

- Że przesunęłaś próbę i że ma iść na miasto. To da mi chwilę, żeby z tobą porozmawiać... - odparł.

- Oh ty bad boy'u... O czym chcesz rozmawiać? - spytałam.

- O jednej piosence, którą zaśpiewasz dziś wieczorem. Samerah, niepokoi mnie  to... - powiedział.

- Eh... Której? - westchnęłam.

- Go To Hell, For Heaven Sake i Deathbeds - Bring Me The Horizon. - usiadł na ogromnym wzmacniaczu. - Sam, Loser Like Me, jest o ty, że masz gdzieś to co mówią o tobie haterzy i że nie poddasz się itp, Go To Hell, For Haven Sake o tym, że nie chcesz słuchać nikogo słuchać, to też nawiązuje do gnębieniu, ale też o lizusach i innych tego typu wyrzutkach społecznych, a Deathbeds fakt faktem o tęsknocie i miłośći, więc tego się aż tak nie uczepię, ale dwie poprzednie piosenki? Samerah, ja wiem, że ty to nawiązujesz do wspomnień związanych z rodzicami. Uważali cię za nikogo, więc teraz chcesz im pokazać, ze się mylą. Sam, są inne sposoby na udowodnienie tego. Wystarczy, że będziesz stała na scenie. Nie musisz śpiewać o takich rzeczach... 

- O boże... Zayn... - nie wiedziałam co powiedzieć.

- Samerah, to nie jest normalne zachowanie. Przez muzykę chcesz ich nieświadomie obrazić, wykrzyczeć im swoje bóle i smutki, to wszystko co przykrego ci zrobili w całym twoim życiu. - powiedział.

- Twierdzisz, że jestem wariatką? - spytałam.

- Nie powiedziałem tego. - wtrącił.

- Ale powiedziałeś, że moje zachowanie nie jest normalne co wskazuje na to, że ja też nie jestem normalna. To chyba lepiej, że próbuję swoją przeszłość odreagować przez zatapianie się w muzyce jak żebym brała narkotyki, albo zamordowała ich. - wkurzyłam się.

- Samerah, nie jesteś nienormalna. Chcę ci tylko przez to powiedzieć, że powinnaś z kimś o tym porozmawiać. O emocjach, ranach pychicznych o wszystkim co związane z twoimi rodzicami. Widziałem jak przyjechałaś do Bradford do moich rodziców, poraz pierwszy. Byłaś taka szczęśliwa, kiedy moi rodzice pytali się ciebie, gęsto z tobą rozmawiali, komplementowali, czułaś się kochana i poczułaś rodzicielską miłość, której ci brak. I sądzę, że osobą której się wyspowiesz, będzie specjalista. Tak będzie dla ciebie najlepiej. - powiedział spokojnie.

- Nie będę chodziła do psychologa. To ja decyduję o czym chcę śpiewać i co będę śpiewać. Tyle... Koniec tematu. Wybacz, ale muszę iść się przygotować na występ. - powiedziałam i odeszłam.

Wołał mnie, ale nie biegł za mną. Pewnie uznał, że muszę to przemyśleć. Cóż... Miał rację. Może rzeczywiście, powinnam porozmawiać ze specjalistą?

London Dreams_Z.M.✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz