6. Malik Family

996 27 0
                                    

Właśnie byliśmy w drodze do Bradford. Jeszcze 3 godziny z 5 w samochodzie. Zayn cały czas starał się mnie rozśmieszyć. Pewnie chciał, abym przestała na chwile myśleć o pobycie w jego rodzinnej miejscowości. Nie ukrywam, że lekko się stresowałam, nie wiem czemu. Hm... Może dlatego, że mam sprawiać pozory idealnej dziewczyny dla ich jedynego syna?

- Hit me with your best shot! - krzyknął Zayn strasznie fałszując.
- Proszę! Przestań! - krzyknęłam śmiejąc się. - Skup się na jeździe!
- O cholera! Policja! - jęknął i zjechał na pobocze.
- Dzień dobry, sierżant Gregory. Proszę pana, było coś pite? Nie dość, że jedziesz pan jak szalony to jeszcze slalomem! - spytał Zayna.
- Jedynie kawa z cukrem i ciutką mleka, panie sierżancie. - odparł Malik.
- Tak, czy tak proszę dmuchnąć. - wystawił alkomat. Zayn dmuchnął zgodnie z rozkazem. - I proszę chwilę poczekać. A w między czasie poproszę dokumenty.
- Oczywiście, Samerah, skarbie, mogłabyś wyjąć portfel ze skrytki? - skierował się do mnie Zayn.
- Tak, tak, kotku. - otworzyłam skrytkę i wyjęłam jego portfel. - Panie sierżancie, długo to potrfa? Zmierzamy do szpitala. Oh! Cóż za straszny ból!
- Jaki ból? - zdziwił się policjant.
- A czy to ważne jaki ból?! Moja narzeczona umiera, a pan się pyta jaki ból?! - krzyczał Zayn.
- Ważne, skąd mam wiedzieć, czy nie udajecie? - policjant.
- Mam nadmiar płynu w płucach, nie wiem... Zayn, chyba nie dam rady już dłużej... - udałam, że się duszę.
- Samerah, proszę, nie odchodź. Błagam, nie idź w stronę światła! Bądź ze mną! Sam, zostań tu ze mną! - krzyczał Zayn chwytając mnie za ręce. - Jak ona nie przeżyje, to i pan nie przeżyje! Podam pana do sądu, o zarzymanie, mojego auta, kiedy moja narzeczona potrzebowała pomocy! Umierała! Zgnijesz pan w pierdlu!
- W takim razie, proszę jechać. Szybko, ale ostrożnie. Potrzebujecie eskortę? - policjant.
- Po prostu, niech pan już nas puści i zostawi w świętym spokoju! - krzyknął Zayn
- Więc, jedźcie i uważajcie na drodze! - policjant oddał nam dokumenty i odsunął się od samochodu, a Zayn ruszył z piskiem opon.
- Nie ma za co... - zaśmiałam się.
- Ta, ale też mam w tym swoje zasługi. - zawtórował mi. - Skąd ty w ogóle wzięłaś nadmiar płynu w płucach?
- Oglądałam "Gwiazd Naszych Wina" i czytałam. Przyznaj, jestem świetną aktorką. - powiedziałam.
- Przyznaję, ale gdyby nie moja pomoc to... - zaczął.
- To byś miał mandat. - dokończyłam.
- To bym miał mandat. - zaśmiał się. - Widzisz? Dowód na to, że potrzebujemy siebie wzajemnie.
- Ha! To ty mnie potrzebujesz! Ja udaję twoją dziewczynę, ja ratuję cię przed dostaniem mandatu... - zaczęłam wymieniać.
- Dobra, ja cię potrzebuję, ale beze mnie twoje życie było by puste. - powiedział.
- Fakt. Było by zbyt cicho bez ciebie, Mr. Tajemniczy. - cmoknęłam go w policzek.
- Oh! Cóż za zwrot akcji! Proszę państwa, ona mnie pocałowała! - krzyknął Malik.
- W policzek. - wtrąciłam.
- Całus to całus. I tak się liczy. - wytknął mi język.
- Ja tu z tobą zwariuję! - jęknęłam śmiejąc się z niego.

Tak minęła nam cała droga. Zayn wysiadł szybciej, żeby otworzyć drzwi z mojej strony. Gdy tylko wysiadłam z jego pomocą poprawiłam swoją spódniczkę, do której byłam zmuszona. Wyciągnął z bagażnika 2 walizki, moją mniejszą i jego większą. Wiedząc, że jego rodzina czatuje w oknach, pocałował mnie namiętnie. Uśmiechnęłam się i jego usta przetarłam kciukiem w celu pozbycia się mojej szminki. Zaśmiał się, po czym chwycił mnie za rękę spletując nasze palce. Miłe uczucie...

- Chodźmy więc... - chwycił za walizki i poprowadził do drzwi. Zapukał w machoniowy prostokąt, a zza nich wyłoniła się kobieta w średnim wieku.
- Zayn! - rzuciła się na niego, przez co Zayn był zmuszony puścić moją rękę, żeby złapać równowagę.
- Mamo, nie rób obciachu. - jęknął, na co cicho się zaśmiałam.
- Ah no tak. Ty jesteś jego dziewczyną, tak? - spojrzała na mnie.
- Tak, jestem Samerah. - na moje imię oczy kobiety się zaświeciły.
- Samerah... Samerah... Samerah... - powtarzała cicho.
- Tak, mamo, ona ma na imię Samerah. Nie strasz jej. - powiedział Zayn owijając swoją rękę wokół mojej talii.
- Yaser! - Krzyknęła. - Wejdźcie kochani...
- Tak? - na korytarzu pojawił się mężczyzna.
- To Samerah, dziewczyna Zayna. - powiedziała wskazując na mnie.
- Samerah... Przepraszam, jeśli moje pytanie cię urazi, ale czy jesteś córką Yamina i Renee Black? - spytał.
- Tak... - szepnęłam.
- Jestem Yaser, wychowałem się z twoim ojcem w Pakistanie. Byłem u was kilka razy. Miałaś wtedy ok. 3-5 lat. Nie pamiętasz mnie? - powiedział.
- Em... Mówiłam na pana Ser...? - uśmiechnęłam się.
- Tak. Mówiłaś na mnie Ser. A twój brat się śmiał, że jestem nową odmianą sera. - zaśmiał się. - Kto by pomyślał, że tak szybko urosłaś i związałaś się z moim jedynym synem. Szczerze mówiąc cieszę się, że to ty, a nie ta... Jak jej tam było... Par.... Per... Pir... Pieery?
- Perrie, tato. I ja też się cieszę, że to Samerah, a nie ona. - pocałował mnie w policzek.
- Jesteście uroczy. - powiedziała rodzicielka Zayna.
- Mamo! - jęknął Zayn.
- Kłamię? - spytała.
- No nie, ale nie róbcie mi obciachu. Gdzie młode? - zmienił temat.
- Safaa i Walihya w szkole, a Doniya przyjedzie w piątek, bo w sobotę ślub. - powiedziała.
- Mhym. Więc chodź, Samerah, oprowadzę cię po domu, ale może najpierw, zaniesiemy walizki, do mojego pokoju. - powiedział Zayn.
- Okay. - uśmiechnęłam się.
- Daj tą twoją walizkę. - wziął ode mnie moją własność i chwycił, po czym wniósł po schodach.

Ja szłam za nim dokładnie ilustrując dom. Zayn otworzył drzwi do jakiegoś pokoju. Był nowocześnie urządzony, z klasą. Jedna ściana była czarna, a reszta w odcieniu kawy z mlekiem. Meble były ciemne, idealnie pasujące. Łóżko było olbrzymie, że zmieściło by się tu conajmniej 5 osób, z również ciemną obróbką drewnianą. Na półkach znajdowały się różnego typu komiksy i książki. Ściany przyozdabiały rysunki i szkice. Na biurku leżały ładnie ułożone szkicowniki i różne przyżądy papiernicze.

- I jak? Podoba się? - spytał, gdy zauważył, że przeglądam jego rysunki.
- Są boskie... Jestem pod wrażeniem. - uśmiechnęłam się.
- Samerah, jestem ci strasznie wdzięczny, że to dla mnie robisz... - powiedział przytulając mnie.
- Nie ma za co... - uśmiechnęłam się. Palcem przejechałam po jego policzku. - Ogolił byś się kiedyś.
- Z zarostem czuję się bardziej męski. - wytknął język.
- Chodź tu, panie Męski. - stanęłam na palcach i musnęłam jego usta. Szybko zaczaił o co chodzi i przedłużył pocałunek.
- To co będzie po powrocie do domu? - spytał nagle.
- Nie wiem... Czas pokaże. - odpowiedziałam.

Odeszłam od niego i położyłam na łóżko, a on obok mnie. Wgapialiśmy się w siebie. Uśmiechnięci. Pasowało mi takie coś. Ale nie jestem stworzona do związków. Moje związki średnio kończą się po miesiącu.

- Ilu miałaś chłopaków? Bo wiesz, jako twój mąż chciałbym to wiedzieć... - spytał nagle.
- No kilku ich było. Około sześciu, ale z żadnym nie spałam, jeśli do tego zmierzasz. - odpowiedziałam. - A ty panie mądry ile dziewczyn miałeś?
- No trochę ich było... - zaśmiał się. - Czemu złamałaś im wszystkim serca?
- To nie tak, że ja im złamałam. Po prostu nie nadaję się do związków. Nie lubię związków. Zawsze jest tak, że albo ktoś mnie zdradza, albo mówi, że jestem zbyt nudna, albo po prostu kończy bez powodu. Mój najdłuższy związek trwał dokładnie 34 dni. Na co komu cierpieć... Zawsze to jest tak, że to ja jestem ta najgorsza i leżę dniami i nocami w łóżku wpierdalając lody Ben&Jerry's o smaku ciasteczkowym i tak spędzam czas dopóki Jo nie wyjebie mnie z łóżka i to dosłownie, później ograniczy mi przez jakiś czas do mojego pokoju i śpię na kanapie, a ona wyciąga mi tylko ciuchy i wyciąga na spacery itp...
- Wow. Właśnie jesteś ze mną w związku.
- Nie prawdziwym.
- Związek to związek.
- Ugh... Widzisz jak ja dla ciebie się poświęcam?
- Jestem z ciebie dumny...
- I wzajemnie.
- Bo?
- Bo jak na razie nie jesteś takim dupkiem jak reszta chłopaków.
- Na razie?
- No nie wiem, co wydarzy się później.
- Będę takim dupkiem, że cię pocałuję, bez twojej zgody.

Przybliżył swoje usta do moich i mocno wpił się w nie. Nasze języki walczyły o dominację. Śmiałam się przez pocałunek, ale za nic nie chciałam przestawać. W końcu musieliśmy się oderwać od siebie, by zaczerpnąć powietrza.

- A teraz grzecznie wyjdziesz, bo chcę się przebrać. Mam dosyć tej oto spódniczki, chociaż jest nawet ładna, ale mam jej serdecznie dość. - powiedziałam.- Mrr. Lubię jak jesteś taka stanowcza. - zamruczał.
- Serio, wyjdź. - odparłam.
- Odwrócę się, bo nie będę wychodzić z tego oto pokoju, bo to mój pokój. - wstał i podszedł do kąta.

Westchnęłam i podeszłam do mojej walizki. Wyciągnęłam z niej czarne legginsy i do tego wiśniowy sweter. Ubrałam to szybko na siebie, a na stopy wsunęłam moje niskie szare buty emu. Rozpuszczone włosy związałam w luźnego warkocza.

- Ale ty masz ciało! - krzyknął.
- Podglądałeś mnie, idioto! - uderzyłam go.
- Nie mogłem się powstrzymać! - śmiał się.
- Ile widziałeś? - spytałam.
- Wszystko. Ledwie podeszłaś do walizki, a ja już patrzałem. - wyszczerzył się.
- Ugh! - jęknęłam i usiadłam na łóżko.
- Sam, nie bądź zła. - usiadł obok mnie i położył swoją głowę na moim ramieniu.
- Za późno, misiaczku. - powiedziałam.
- Oj błagam cię. - szepnął mi na ucho.
- To se błagaj dalej. - odpowiedziałam.
- Kotku, kotecku. Słoneczko ty moje piękne, cudowne. - mówił.
- Oj zamknij się już- jęknęłam śmiejąc się, a on mnie pocałował.
- Czyli nie jesteś zła tak? - wyszczrzył się.
- Skończ. - jęknęłam.

London Dreams_Z.M.✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz