46. Meet my son. part 1

405 16 1
                                    

- Włamanie! - wydarła się Walihya i razem z Safaa'ą przybiegły do holu. - Zayn? Sam? Co wy robicie tu tak wcześnie?

- Lecieliśmy jakieś 4 godziny i jest około 22 wieczorem. No nieźle. - przetarłem zmęczoną twarz dłońmi. - Szybciej to pozałatwialiśmy i przylecieliśmy. 

- Wylądowaliśmy w Ghanie o 11 rano, brytyjskiego czasu, pojechaliśmy na placówkę, to już była 12, później nam te 2 godziny zeszły na formalności i zapakowanie małego i kolejna godzina na powrót na lotnisko i kolejne 4 godziny na powrót i przyjazd do domu... Jakoś to zleciało. - powiedziała Sam.

- Jaki uroczy. Jak ma na imię? - spytała Safaa.

- Kayne Elam-Malik. I ma roczek. - powiedziała Samerah.

- Mogę go potrzymać? - spytała Saf.

- Najpierw ja! - odezwałem się. - Nie trzymałem go ani razu.

- Jak nie jak tak. Kilka razy na lotnisku, a w taksówce, to co było? Wykłócałeś się ze mną, że to ty chcesz go trzymać. - zaśmiała się Sam.

- To się nie liczyło. To mój syn. - wziąłem jej dziecko.

- Czyli wychodzi, że mam do wychowania dwójkę dzieci, zamiast jednego... - westchnęła narzeczona

- Wredota. - wystawiłem jej język.

- To kiedy jedziecie do Bradford? - spytała Wal ziewając.

- Pojedziemy jak wstaniemy. Wszyscy jesteśmy zmęczeni. - powiedziała Samerah.

- Wszyscy prócz Kayne'a. - powiedziałem patrząc na malucha a ten zaczął coś babrać pod nosem. - No. Masz rację synu. 

- Co z Maxem? - zapytała nagle Sam. - Co jeśli Kay ma jakieś uczulenie na sierść?

- Kayne, wiedz, że twoja mama to wariatka i histeryczka. Pamiętaj, że siedzimy w tym razem. Męska solidarność... - powiedziałem do dziecka, a ten przytaknął i się uśmiechał. - Jak ty się pięknie szczerzysz. 

- Jestem histeryczką? - Samerah spojrzała na Walihya'ę.

- Nie. Damska solidarność! - Wal uniosła pięść ku górze.

- Zobaczymy kto wygra tą wojnę. - powiedziałem. - Mam tajną broń.

- Pamiętaj, że my mamy przewagę. - Wal wytknęła mi język.

- I też tajną broń, od której padniesz braciszku. - zaśmiała się Safaa.

- Jaka tam tajna broń... - machnęła ręką Sam. - Ah czekaj już załapałam. Tak. Padniesz i będziesz kwiczał.

- Jesteście wszystkie wredne. Chcecie użyć mojej narzeczonej przeciwko mnie. Jak wam nie wstyd? I wy śmiecie się nazywać moimi siostrami? - spojrzałem na Mulatki.

- Damska solidarność górą! - zaśmiała się Samerah. - Dobra kochani. Idziemy wszyscy spać. 

Z maluchem na rękach poszedłem schodami. Ale ze mnie idiota. Nie zdążyłem przygotować pokoju dla Kayne'a. Sziet. 

- Sam? - spytałem.

- Tak kochanie? - stanęła za mną.

- Po pierwsze, śmierdzi, a po drugie nie ma jeszcze mebli do pokoju naszego syna. - powiedziałem.

- Po pierwsze, wiem, że śmierdzi, czuję to, a po drugie, Kayne będzie spał przez jakiś czas z nami. - uśmiechnęła się. - Bądź dzielny.

- Sam! - jęknąłem.

- Dziś to twój syn, nie mój. - zaśmiała się brunetka.

- No przysięgam, jak nie wiem co, zemszczę się. - powiedziałem groźnie, a mały bąknął. - Młody, nie pomagasz.

London Dreams_Z.M.✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz