43. I'm sorry.

441 12 0
                                    

*5 lat później*

Czasem dopada cię taki moment w swoim życiu, gdzie bez powodu masz ochotę usiąść w kącie i płakać, gdzie nagle jesteś pozbawiony wszelkich uczuć, oprócz bólu psychicznego. Wszystko cię dobija, nawet drobnostka doprowadza do płaczu, ale ty nadal nic nie czujesz. Jak? Nie wiadomo. Nikt tego nie wie. Po prostu tak jest i nie ma na to żadnej definicji... Mnie taki moment właśnie dopadł. Niepierwszy raz i jak wnioskuję - nie ostatni. Przez ostatni tydzień leżałam w łóżku. Zayn wciąż starał się nawiązać ze mną kontakt, ale ja po prostu nie miałam na to siły. Według niego, to była nagła zmiana. Było fajnie, super i tu nagle bum! Odechciało mi się żyć. A żeby było śmieszniej. Nikt mnie w żaden sposób nie zranił, wszystko się kupy trzyma, więc co się nagle rozpieprzyło? Nie zdziwiłabym się, jakby Zayn zerwał ze mną ze względu na moje huśtawki nastrojów. Wytrzymał ze mną naprawdę wiele złych dni i były te lepsze-złe dni i gorsze-złe dni. Ale coś mi mówi, że tym razem może mieć tego dość.

- Samer... - wszedł do sypialni. O wilku mowa... - Rozmawiaj ze mną.

Uklęknął przy łóżku i chwycił moją dłoń. 

- Błagam cię... - powiedział płaczliwie. - Jesteś w ciąży, masz raka? 

- Zayn, nie jestem w ciąży, ani nie mam raka. Po prostu muszę od wszystkiego odpocząć. - dotknęłam mojego policzka.

- Unikasz wszystko i wszystkich od tygodnia... Coś musiało się stać. - mruknął opiekuńczo.

- Zapewniam cię, że nic się nie stało. Możesz po prostu położyć się obok mnie, żebym mogła się do ciebie przytulić? Bardzo teraz tego potrzebuję. - spytałam.

Nie odpowiedział już, tylko zsunął buty z nóg i lęgnął obok mnie. Objął mnie swoimi długimi ramionami i pocałował w czoło. Jak przyjemnie. Mimo iż przeszkadza mi ten jego cholerny smród tej pieprzonej wody kolońskiej (przesadnie wylanej na siebie) i dym papierosowy. Chociaż i tak uwielbiam go wąchać. To skomplikowane. Ja jestem skomplikowana. 

- Pamiętam, jak pierwszy raz spotkałem cię w autobusie. Byłaś zdyszana, bo udało ci się wejść i kupić bilet, gdy facet już zamykał drzwi. Byłaś sfrustrowana, gdy nigdzie nie mogłaś znaleźć miejsca. Nie lubisz, jak rzuca cię na wszystkich ludzi i jak ich rzuca na ciebie, ale... Gdy zobaczyłaś jedno miejsce, na którym chciał usiąść jeden facet wrąbałaś mu się. Tak bardzo mi się chciało śmiać, ale uznałem to za nierozsądne, więc po prostu odwróciłem się do szyby. Śmieszniejsze było to, jak dopiero, gdy już się rozsiadłaś i bus ruszył, spytałaś, czy możesz ze mną siedzieć. Później, wysiadłaś przy Syco, a ja przystanek za tobą. Tak cholernie mnie zaintrygowałaś, a tak bardzo źle się czułem, że po prostu nie mogę do ciebie podejść, się przywitać, umówić na kawę... Później jak wracałaś i tym razem ja dosiadłem się do ciebie, mimo iż było już pusto. Byłaś tak rozkojarzona, przez to co działo się za oknem, że zapomniałaś torebki. Wtedy chciałem ci się przedstawić, ale zobaczyłem te cholerne fanki. No może nie cholerne, bo dzięki nim jestem kim jestem i bardzo jestem im wdzięczny za to wszystko, ale przeszkodziły mi... - Zayn zaczął mówić.

- Jestem O Kurw Wybacz Ale Muszę Lecieć. - wymruczałam.

- Jeszcze pamiętasz? Jak słodko! - zaśmiał się. 

- Mów dalej. - poprosiłam.

- Byłem w cholernym szoku, kiedy okazało się, że to ty jesteś współlokatorką Joanne. Opowiadała o tobie, ale nawet nie wiedziałem, że to ty, bo wciąż mówiła albo Black, albo po prostu Sam. Myślałem, że jakaś Samantha Black. Prychałem na wszystko, bo jej życie wyglądało jak typowa telenowela, a po za tym byłem w cholernie ciężkim związku i codziennie miałem wymordować wszystkich dookoła, ale coś jeszcze mnie trzymało na granicy wytrzymałości. Lubiła sport, ale lubiła się lenić, lubiła warzywa, ale lubiła słodycze, nie szukała miłości swojego życia, a nie chciała umierać samotnie... Dopiero jak ty mi to wszystko powiedziałaś. WSZYSTKO.  Zdałem sobie sprawę z tego, jak wiele faktów Joanne pominęła. Od tamtej pory chciałem być z tobą na każdym kroku, ochraniać przed wszystkim co się rusza, być dla ciebie wszystkim, przyjacielem, bratem, ojcem, siostrą, babcią... Kimkolwiek. Byleby być z tobą. Pamiętam, jak prosiłem cię, żebyś udawała moją dziewczynę. Udawałem zdesperowanego, ale cóż... Podobało mi się to, że mogę bez problemu chwycić cię za rękę, przytulić, pocałować i to nie w przyjacielski sposób. Czułem się wtedy jak 7 niebie i za cholerę nie chciałem wracać do Londynu, bo bałem się, że stanie się to co się stało. Rozeszliśmy się. Każdy zajął się swoim życiem... Dopóki nie wróciłem do domu i omówiłem wszystkiego z chłopakami. Nie umiemy pisać piosenek, więc zdecydowaliśmy się zatrudnić najlepszą kompozytorkę i tekściarkę, jaka chodzi po tej planecie. Omówiliśmy wszystko z Simonem i stałaś się nasza. Złamałaś przez nas rękę, co było na prawdę przekomiczne. Wyglądałaś prześmiesznie jak byłaś na granicy wytrzymałości. W końcu bum! Wylądowałaś na ostrym dyżurze. Chłopacy strasznie spanikowali, bo miałaś wielką, fioletową piłkę zamiast ręki. A później trasa. O mój boże, co to było za przeżycie. Pracowałaś całymi dniami i nocami, co prawdę mówiąc mi przeszkadzało, bo nie chciałaś wyłączyć światła i spać się nie dało... - mówił.

London Dreams_Z.M.✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz