44. You do what?

415 13 0
                                    

*Zayn's P.O.V.*

Właśnie wszedłem do salonu z miskami pełnych chipsów i żelków, gdzie moja narzeczona oglądała jakiś film. Podałem miskę z misiami z żelatyny i usiadłem się obok niej. Sam przysunęła się bliżej mnie całując w ramach podziękowania w policzek. Podkurczyła nogi i ponownie swoją uwagę skupiła na filmie. Spojrzałem w ekran. Dokument o dzieciach w Nigerii, Ghanie i innych ubogich rejonach Afryki. Niby Comic Relief objął opieką Ghanę, ale to właśnie tam, wszystko wyglądało najgorzej. Spojrzałem ukosem na Samerah. Była tak bardzo przejęta tym co się tam dzieje. W pewnej chwili zaczęły spływać jej łzy po policzkach, więc od razu zareagowałem odkładając moje chipsy i przytuliłem ją mocno. Chwyciłem szybko za pilota i wyłączyłem TV. 

- Gdybym mogła uratować te dzieci... - szepnęła zaciskając dłonie na mojej koszulce.

- Wiem, Sam... - pocałowałem ją w czoło. 

- Myślałam sobie... - zaczęła. - Uznasz to za wariactwo, ale... 

- Co wymyśliłaś? - spytałem.

- Michael J. Jackson Programe. - odparła.

- Czyli? - zdziwiłem się.

- Bo patrz. Poszperałam w necie tu i ówdzie i wszędzie piszą, że nikt nie zrobił więcej niż Michael Jackson, jeśli chodzi o cele charytatywne. Nie chodzi mi o to, żeby go przebić, ale jego przyjaciółka Diana Ross, powiedziała, że Mike na łożu śmierci, wyznał, że nigdy nie spełnił do końca swoich planów i ja jako szarak, glista mizerna, fanka MJ'a i filantrop chcę to dokończyć. - powiedziała pewnie.

- Nie jesteś glistą. Nie porównuj się do robaka. Sam, nie wiem, czy da się coś więcej zrobić. Przeznaczyłaś tyle pieniędzy na różne akcje charytatywne, fakt coś to pomogło, ale nie zmienisz świata. Choć wiem, jak bardzo byś chciała. Pomysł świetny, masz moje poparcie. Zawsze cię wspierałem i teraz bez wyjątku też będę to robił. Tylko jesteś wstanie wziąć to na swoje barki? - poprawiłem kosmyk jej włosów za ucho. 

- Myślę, że jeśli przemówi się do odpowiednich ludzi to możemy zrobić naprawdę coś wielkiego. Wierzę w to, Zayn. Zrobię wszystko, żeby uchronić te dzieci od śmierci, chociaż na jakiś czas, bo wiem, że dzięki mnie nieśmiertelne nie będą. - usiadła na mnie okrakiem.

- W takim razie. Jestem z tobą. - cmoknąłem ją w usta.

- Ale...? - odsunęła się ode mnie.

- Pozwolisz mi zająć się planowaniem ślubu. Wiem. Miała to zrobić Joanne razem z tobą, ale chcę przejąć pałeczkę. - powiedziałem.

- No właśnie. Skoro jesteśmy już przy ślubnych sprawach... - zagryzła wargę. Bosz, czemu ona musi robić to w taki seksowny sposób?! - Moje żądania.

- Ważna rzecz. Mów. - skinąłem głową.

- Chcę, żeby ślub odbył się w Bradford, koniecznie koniec lata i nie lubię gdy wszystko jest tak bogato ozdobione. Coś skromnego i... Panie Malik... Kocham cię nad życie i jesteś najwspanialszym facetem, jakiego w życiu spotkałam. - pocałowała mnie.

- A ja kocham ciebie, Samer. Ale czemu Bradford? - jęknąłem. - Nie może być LA? Albo Londyn, albo coś innego? Tylko chcesz mieć ślub w tej dziurze?

- Ta dziura to twój dom. A po za tym lubię to miasto. - uśmiechnęła się uroczo.

- Jesteś chora psychicznie. Chyba się rozmyślę. - udałem naburmuszonego.

- Uciekniemy na Bahama. - zaśmiała się. 

- Okay. - wyszczerzyłem się.

***

London Dreams_Z.M.✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz