Kładę się na łóżku i przykrywam oczy ręką. Bolesne szarpnięcie sprawia, że w jednej chwili czuję cały ostatni tydzień treningów ze Stephenem. Mimo zakwasów myślę, że wracam do formy. Na pewno fizycznie.
Powoli zdejmuję rękę. Dwa czarne paciorki spoglądają w moje oczy. Czuję się, jakby sama pustka nawiązała ze mną kontakt wzrokowy. Odwracam oczy od króliczka Dziewczynki. Jego szklane koraliki nie dają mi spokoju, więc wstaję ociężale i odwracam go do twarzą do ściany.
Przypominam sobie, że Homar kazał mi iść po broń z nim. Za dziesięć minut mam być gotowy. Wydaję z siebie jęk i opieram o ścianę. Mimowolnie zsuwam się na podłogę. Zbieram resztki sił, żeby zsunąć z siebie stare wojskowe spodnie i szarą bluzę i włożyć kombinezon z kamuflażem. Mamy spotkać się z zaufanym handlarzem bronią, ale Homar zawsze każe nam zachować czujność.
Ktoś delikatnie puka do drzwi i wchodzi nie czekając, aż odpowiem. W progu pojawia się Stephen. Staje w rozkroku z założonymi rękami i spogląda na mnie z góry.
- Masz zamiar iść w bokserkach?
- Właśnie się przebierałem - odpowiadam niemrawo.
- Niezłe gacie, wariacie.
Parskam. Wciągam na siebie biało-szary strój. Zaczepiam kaburę z visem o pasek. Stephen podaje mi lornetkę i clip point. Pakuję wszystko.
- Idziesz z nami?
- Tak. Tylko my troje. Jestem w szoku, że Homar zajął się w końcu czymś innym niż farbowanie brwi.
- Ah. Mhm, okay.
- Chodźmy... Stirlitz.
Zgarniam plecak i idę za Stephenem do salonu. Homar już na nas czeka. Swoje pstrokate, czerwone włosy schował pod czapką. Prowadzi nas schodami zamiast podziemnym przejściem. Schodzimy tam, gdzie kiedyś musiał być hall na parterze. Zamiast windy jest nasz szyb prowadzący do korytarzy tunelu, a zamiast kwiatów, krzeseł lub recepcji stoi biały chevrolet express.
Homar zasiada za kierownicą, Stephen przy oknie, a ja sadowię się na podłodze za siedzeniem kierowcy. Kładę plecak koło siebie i wyjeżdżamy. Siedząc na ziemi, czuję każdą dziurę, w jaką wjeżdżamy.
Po wielu kamieniach, zakrętach i wgłębieniach jesteśmy na miejscu. Prostuję się, a po moich nogach przechodzi lekki prąd. Przeciągam się, chwytam plecak i wyskakuję z auta. Homar i Stephen już stoją obok mitsubishi pajero.
- Hej - mówi dziewczyna, która wyskakuje z auta.
Jest niższa ode mnie. Ma krótkie sięgające lekko za brodę loczki i uroczy uśmiech. Jej kombinezon a la mechanik jest za duży i trzyma go jedynie przewiązana w pasie biała, ubrudzona chusta. Zamiast pasa z narzędziami zwisa jej kabura z pistoletem.
- Cześć, Toffi - odpowiadam.
- Mam świeżutką dostawę parabellum. Trzymałam specjalnie dla was.
- Si vis pace, para bellum - mruczy Homar.
- Tak, tak. - W ogóle nie zwróciła uwagi na jego słowa. - Skitrałam trochę dla ciebie, Stirlitz. I dla Stephena też coś mam.
Stephen nachyla się nad jej bagażnikiem. Zaczynają rozmawiać, ale z tej odległości ich słowa zlewają się i nic nie rozumiem. Stephen ogląda pistolety, które mu podaje. Kręci głową na niektóre, z innych celuje do drzew, ale w końcu żadnego chyba nie bierze.
- Homar - woła. - Wybierz coś dla Insekta.
- Proponuję Baby Browning, skoro głownie siedzi. Mały, ale wariat. 6,5mm, magazynek na 6 naboi, samopowtarzalny i przede wszystkim poręczny. Wypróbuj.
Stephen podaje mi pistolet. Rzeczywiście jest malutki, mniejszy niż moja dłoń. Trochę dziwnie mi się go trzyma. Przypomina się, o co chciałem zapytać Toffi.
- A masz może Barreta?
- Homar ostatnio wspominał mi o nim. Ledwo, ale udało mi się jakiś załatwić.
- Dzięki.
Odchodzę kawałek dalej i znajduję sobie idealne drzewo. Ustawiam się jeszcze raz i celuje w sam środek. Gwałtowny huk i krzyk Stephena płoszy jakiegoś ptaka.
CZYTASZ
Kraniec Umysłu
Science Fiction"Zbudź się o świcie." Taką wiadomość przynosi Corneliusowi mała dziewczynka. Chłopak chętnie uznałby to za żart, ale gdy spogląda w jej oczy widzi coś, o czym już dawno zapomniał. Stara się ignorować zardzewiałego SUVa i dziwnego chłopaka z kawiarni...