Greg siorbie resztki napoju. Odchyla się do tyłu, zakładając ręce za głowę i donośnie beka. Lou wydaje z siebie jęk. Zaczynam bawić się pojemniczkiem na serwetki. Ma cukierkowy napis SweetLand z boku i kilka cukierków.
- Śliczne te cukierki - mówi Lou, podążając za moim wzrokiem.
- Nie. Ceci n'est pas un bonbon.
- Przestań w końcu z tą francuszczyzną, żabojadzie - krzyczy Greg z ustami pełnymi ciastka. Kilka okruszków spada mu na brodę i stolik.
- Co to znaczy, Corney?
- To nie jest cukierek. To rysunek cukierka.
Spojrzeli na mnie oboje, a potem na siebie nawzajem i wzruszyli ramionami. Westchnąłem i spojrzałem za okno. Samochody migały w deszczu - rozmazane, kolorowe smugi migające za grubą szybą.
Gdzieś tam w dali na drugim końcu ulicy stoi stary, zardzewiały SUV. Mam wrażenie, że przeszkadza w ruchu, ale samochody zdają się przez niego przenikać. Jakby deszcz wytwarzał iluzję. Jakby auto było z innego świata.
- Nie powinni go zawieźć na złom? - pytam, odwracając się do reszty.
- Nie no. Bez przesady. Całkiem niezła bryka.
Greg wyciąga szyję. Wskazuje miejsce, gdzie stał SUV, ale... Nie ma go tam. Dałbym rękę uciąć, że to auto tam stało.
- Nie. Był tu taki SUV. Cały w rdzy i zdezolowany. Stał tam. Koło tego tego drzewa.
- Nie było tu żadnego SUVa, Corney.
Był. Jestem pewien, że był.
- Może jestem zmęczony - mówię, ale mam wrażenie, że ten głos nie należy do mnie. Wisi gdzieś w powietrzu.
Biorę swój płaszcz i czapkę i wychodzę. Krople są ostre i zimne. Zderzają się z moją skórą i suną ku ziemi, powodując u mnie dreszcze. Bluza, mimo że gruba, nie chroni mnie całkowicie przed zimnem.
- Corney!
Głos Lou podąża za mną, ale go ignoruję. Przebiegam przez ulicę i doskakuję do auta. Stoi tu rzeczywiście SUV. Czarny. Jedyna skaza na nim to mała rysa na boku. Ktoś musiał zahaczyć o coś drzwiami.
- Halo, halo. Tutaj Ziemia do Corneliusa. Co ty odwalasz, stary?!
Odwracam się w stronę Grega. On tam był. Na pewno. Patrzę na Lou, która stoi z lekko rozchylonymi ustami. Zardzewiały SUV. Stał tuż za mną. Patrzę w ziemię. Na moje przemoczone ubranie i glany stojące w kałuży.
- Ja... Nic. Musiałem coś sprawdzić. Wszystko okay.
Lou i Greg wymieniają się spojrzeniami. Louisie zaczyna drżeć. Skórzana kurtka jest za cienka na taki deszcz. Zdejmuję swój płaszcz i zarzucam jej na ramiona.
- Wszystko w porządku. Wszystko w porządku - mamroczę, wpatrując się w SUVa.
- Corney?
Chwytam Lou za łokieć i ciągnę w stronę SweetLand. Wszyscy zmokniemy. Nie, my już jesteśmy cali mokrzy. Czyjeś łokcie mnie potrącają. Lou wsuwa swoją dłoń w moją, nadal czujnie przypatrując się. Gładzę kciukiem jej knykcie.
Siadamy z powrotem na naszym miejscu. Zamawiam nam dwie kawy i herbatę. Siedzimy w milczeniu, czekając na zamówienie. Gwar nieco ucichł. Niedługo będą zamykać.
Dodaję łyżeczkę cukru i mieszam powoli, gapiąc się na niewiadomy punkt za oknem. Lou otula się moim płaszczem i wtula w moje ramię. Greg ziewa potężnie. Suzie znudzona opiera się o blat i przeżuwa gumę, robiąc od czasu do czasu balony.
- Może wpadniecie do mnie na noc? Penny pewnie nie będzie miała nic przeciwko.
- Okay.
CZYTASZ
Kraniec Umysłu
Science Fiction"Zbudź się o świcie." Taką wiadomość przynosi Corneliusowi mała dziewczynka. Chłopak chętnie uznałby to za żart, ale gdy spogląda w jej oczy widzi coś, o czym już dawno zapomniał. Stara się ignorować zardzewiałego SUVa i dziwnego chłopaka z kawiarni...