Slumsy nigdy nie pachniały tak jak czyste dzielnice. Nigdy nie było tu czuć roztaczającej się woni proszków do prania i ciast. Zamiast tego był smród. Ale Lilianna tego nie czuła, była przyzwyczajona.
Siedziała w poplamionej sukience, która kiedyś była biała, i rysowała na piasku. Uśmiechnięta rodzina patyczaków. Tylko łzy spływające po policzkach, żłobiące ścieżkę w brudzie były dowodem, że płakała.
– Lils?
Uniósł delikatnie jej brodę i spojrzał w oczy. Oprócz brata nikt nie patrzał w jej oczy. Dla ojca były dowodem zdrady, dla matki symbolem pomiotu szatana. Ale jej brat miał takie same jak ona. Jedno brązowe, jedno niebieskie. Lilianna lubiła myśleć, że jeszcze w brzuchu matki podzieli się kolorami. Symbol ich miłości i tego, że zawsze będą razem.
- Lils, wytrzyj się. Jesteś głodna?
- Czemu rodzice nas nie kochają? - Bardzo starała się nie łkać, ale pod koniec jej głos się załamał.
- Co się stało?
Na zatroskanej twarzy brata pojawiła się zmarszczka. Usiadł koło niej i objął ramieniem.
- Tatuś wziął mnie na kolana i chciał włożyć rękę pod sukienkę. Ale... uciekłam. I wtedy powiedział, że właśnie dlatego nas nie kocha. I że jestem wstrętna. Nie powinnam uciekać.
Twarz Stephena poczerwieniała ze złości. Zazgrzytał zębami i rzucił wiązankę przekleństw.
- Przestań tak mówić! Mówiłem ci, że nie wolno podchodzić do ojca. Szczególnie, jeśli pił. Nie powinienem zostawiać cię samej w domu.
Lilianna wróciła do rysowania patyczaków. Brud wchodził coraz głębiej pod jej paznokcie.
- Będziesz mnie zabierał na polowania?
- Nie wiem. To trochę niebezpieczne. Nie mam wyboru. Lils, obiecuję, że kiedyś cię stąd zabiorę. Przysięgam na moje serce.
Stephen położył dłoń na klatce piersiowej i uniósł drugą. Lilianna uśmiechnęła się do niego przez łzy.
- Co przyniosłeś?
- Trzy zające. I coś specjalnie dla ciebie.
Stephen sięgnął do kieszeni i wyjął garść różowych kulek.
- Ojej, maliny!
Lilianna łapczywie rzuciła się na owoce. Zanim wrzuciła je do buzi, podzieliła na dwie równe kupki. Jedną oddała bratu.
Siedzieli razem na brudnej ziemi i jedli owoce. Zbliżał się zmierzch i wiatr był chłodniejszy. Stephen wstał i otrzepał spodnie. Wyciągał rękę do siostry, gdy ktoś złapał go za ramię.
Odwrócił się, gwałtownie strącając dłoń. Musiał zadrzeć głowę do góry, by spojrzeć na eleganckiego mężczyznę. Nieznajomy udawał, że otrzepuje niewidzialny pyłek z rękawa.
- Dobry wieczór, młodzieńcze. I tobie, panienko.
- Ojciec płacił już podatek. - W głosie Stephena zabrzmiała butna nuta.
- Ja nie w tej sprawie. Jestem pracownikiem Mattews Corporation™. Mój szef szuka ochotników do badań nad nową... szczepionką.
- I co z tego?
Stephen stanął w rozkroku i założył dłonie na piersi. Starał się zasłonić siostrę, która siedziała na ziemi.
- Cóż, zaczęliśmy tutaj, ponieważ widać, że wam ciężko. A za pracę u doktora Mattewsa możecie otrzymać sowite wynagrodzenie.
- Moja siostra nie będzie żadnym szczurem doświadczalnym. Nawet za wszystkie pieniądze świata!
Mężczyzna kucnął, by zrównać się ze Stephenem i spojrzeć mu w oczy. Wyglądał na sympatycznego człowieka, ale to nie przekonało Stephena, by oddać mu siostrę.
- A co jeśli mam dla ciebie jeszcze bardziej kuszącą propozycję? Ty będziesz pracował dla doktora, a my zapewnimy twojej siostrze ładnie mieszkanie i wyżywienie na ten czas. Będziecie właściwie rzut kamieniem od siebie, więc będziesz ją widywał po pracy. A po zakończonych badaniach dostaniesz pieniądze i pójdziecie, gdzie wam będzie wygodnie.
Stephen spojrzał na wystraszoną siostrę. Słyszał o eleganckich mężczyznach szukających dzieci z ubogich rodzin. Ba, znał nawet ludzi, którzy z nimi poszli. Według plotek teraz żyją w luksusach. Niektórzy nawet utrzymują kontakt ze swoimi rodzinami w slumsach.
Nieznajomy wyciągnął rękę i uśmiechnął się ciepło. Rodzice nigdy tak się do niego nie uśmiechali. Oni nawet na niego nie patrzyli. Stephen pomyślał o ojcu i Liliannie na jego kolanach z podwinięta, kiedyś białą sukienką. Co się może stać, jeśli zostaną tutaj dłużej?
Stephen uścisnął dłoń mężczyzny. Wziął Lilianne za rękę i poszli za eleganckim mężczyznom. Nie musieli się pakować, ponieważ tak naprawdę nic nie mieli. Lilianna odwróciła się i zobaczyła matkę w oknie. Nawet teraz nie patrzyła jej w oczy.
CZYTASZ
Kraniec Umysłu
Science Fiction"Zbudź się o świcie." Taką wiadomość przynosi Corneliusowi mała dziewczynka. Chłopak chętnie uznałby to za żart, ale gdy spogląda w jej oczy widzi coś, o czym już dawno zapomniał. Stara się ignorować zardzewiałego SUVa i dziwnego chłopaka z kawiarni...