Rozdział 18: Na powierzchni

8 4 1
                                    

Połowa mojego materaca wygina się. Odwracam się z szybko bijącym sercem, ale to tylko Stephen kucający na moim łóżku. 

- Witam, witam. Jak się spało? Nieważne, musimy iść. Wstawaj na śniadanie, bo dostałem cynk, że możemy mieć niedługo towarzystwo.

Podbiega do mnie Dziewczynka i kładzie mi na brzuchu talerz z kanapką. Zastanawiam się, czy talerz jest czysty. I czy to wszystko nie jest przeterminowane. Zdążyłem się jednak nauczyć, że wybory tutaj są beznadziejne. Więc zamiast śmierci głodowej wybieram kanapkę z podejrzanym serem w środku.

- Mała sama robiła. To nie ten ser z ziemi? Zresztą, nawet dobry był.

Wypluwam to, co miałem w ustach. Stephen rechocze i zeskakuje na podłogę. Zaczesuje włosy do tyłu i zostawia dwa kosmyki na czole. Nie wiem, czemu, ale strasznie mnie wkurzają i zawsze mam ochotę je odgarnąć. 

- Jedz. Musisz mieć siłę. 

Stephen bierze kanapkę i pakuje mi ją do ust. Mam lekki odruch wymiotny na wspomnienie sera na podłodze, ale powoli żuję i przełykam chleb. Zadowolony zgarnia z łóżka swoją bluzę, poprawia pas z kaburami i wyczekująco patrzy na mnie. 

Nie mam ze sobą wiele rzeczy. Zakładam moją uszankę i tulę do siebie czerwony szal. Jedyna pamiątka po dawnym życiu. Życiu, które chcę odzyskać. A do tego potrzebuję pomocy. 

-Idźmy - mówię. 

Dziewczynka skacze wokół mnie, machając rękami. Układa dłonie w skrzydła i pokazuje, że leci. Potem na drzewo i na swoje ucho. Nasłuchuję, ale nic nie słyszę. Panuje tu niemal absolutna cisza i słyszę tylko szeleszczący wiatr.

- Nie rozumiem. - Poddaję się.

- Mówi o tym, jak słuchałeś ptaków w parku.

- Skąd wiesz?

- Znamy się trochę czasu. - Stephen zerka na Dziewczynkę. - Przyzwyczaisz się.

- Ty jej nadałeś imię?

- No, a co?

Idziemy po zacienionej stronie ulicy. Nie główną drogą. Nerwowo rozglądam się na boki. Stephen pogwizduje sobie cicho, a Dziewczynka skacze naokoło nas, co jakiś czas celując w coś nożem. Zauważam, że chłopak dalej trzyma bukiecik od niej. 

- Robimy kółka? - pytam po kolejnym minięciu tej samej rozwalonej Skody. 

- No, a co?

Stephen rozgląda się. Łapię mnie za ramię i zaciąga do kolejnego rozwalonego sklepu. Nad naszymi głowami przelatuje helikopter. Dziewczynka chowa się za Stephenem ze swoim nożykiem.

- Słuchaj, powiedz mi w końcu, co się tutaj dzieje. Natychmiast. 

- Nie.

Wychodzi, czujnie analizując otoczenie. Chcę iść za nim, ale Dziewczynka ciągnie mnie za tył bluzy. Przykłada palec do ust i wskazuje za siebie, więc staję i czekam. Stephen chowa się za Skodą. Płynnym ruchem wyciąga broń - glocka? walthera? - i celuje przed siebie. Wszystko trwa chwilę. Słyszę strzał i głuchy jęk, a potem Stephen macha na nas ręką. 

Dziewczynka biegnie do niego i wskakuje do auta. Potem wskazuje na mnie i pociąga Stephena za rękaw. Stephen kuca z pistoletem opuszczonym ku ziemi. Patrzy na mnie, mrużąc oczy. Marszczy brwi i szybkimi ruchami wskazuje na auto. Przełykam ślinę i biegnę.

Omal nie wpadam w dziurę, która jest między siedzeniami z przodu i z tyłu. Dziewczynka łapie mnie za tył kurtki, jakby chciała mnie uchronić przed upadkiem w ciemność. 

- Właźcie - mówi Stephen i wskakuje do środka. 

Kraniec UmysłuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz