Stajemy przed włazem do opuszczonego budynku. Wszyscy unikają mojego wzroku. Nawet Bullet trochę się uspokoił.
- Wiesz, jak to bywa - mówi. - Raz pod wozem, a raz pod wozem.
- To było trochę inaczej, Bullet. Chodź, Cornelius. Wejdziesz pierwszy.
Wzdrygam się na zimny dotyk metalowej drabiny. Na górze wita mnie zaciekawione spojrzenie Ammo i Momo. Staram się na nich nie patrzeć.
- Pogadaj z Homarem. - Stephen nachyla się przez otwór, żeby pomóc Dziewczynce. - A potem przyjdź do mnie. Mam jedno wolne łóżko w pokoju. Możesz je zająć. A ty, mała, ściągaj kurtkę. Musimy załatać tę dziurę.
Idę w stronę gabinetu, mijając członków tej dziwnej organizacji. Vae Victis - to każdy z nich ma wytatuowane na ciele. Teraz, gdy otrząsnąłem się z iluzji doktora Mattewsa, domyślam się, że mogą być jedną z organizacji działającej przeciw Mattews Corporation ™. Ewentualnie jakimś gangiem.
- Ah, Cornelius.
Broń, którą wcześniej czyścił Homar, teraz leży złożona na brudnym biurku. Marszczę nos z niesmakiem i siadam naprzeciwko.
- Skoro tu przyszedłeś, to zakładam, że działanie substancji już minęło.
Milczę.
- Pewnie chciałbyś usłyszeć trochę wyjaśnień. Nie ma sprawy. Jak mniemam już wiesz, że Mattews eksperymentując, doszedł do wytworzenia substancji, która wywołuje symulacje tego, co było przed... tym wszystkim.
Macha ręką na okno. Na zniszczone miasto.
- To bardzo szlachetna inicjatywa, gdyby nie pociągała za sobą tyle ofiar. Zatuszowanych morderstw. Efektów ubocznych. Masz prawdziwe szczęście, że nie stało ci się nic poza wyjściem na czubka biegającego po mieście i gadającego do siebie.
Wzruszam ramionami i przenoszę wzrok na biurko.
- Bullet nie miał tyle szczęścia. Zresztą sam widzisz, co się z nim stało. A teraz pomyśl o wszystkich innych. Istnieje kolejny problem, który dostarczył nam Mattews. Zakładam, że poznałeś doktora osobiście?
Słyszę pogardę w jego głosie, gdy mówi o Mattewsie. Kiwam głową.
- Cóż za niesłychany zaszczyt. Ze mną nigdy nie chciał pomówić. A szkoda, chętnie wpakowałbym mu kulkę między oczy. Cholerny, tchórzliwy śmieć. Wróćmy do pozostałych efektów ubocznych. Zapewne Mattews nie powiadomił cię o możliwości manipulowania ludźmi? O czipie w twojej szyi? O śledzeniu cię? O pełnej kontroli nad symulacją i tobą?
Byłem świadomy tego wszystkiego, gdy doktor podawał mi substancję. To wszystko było dla mojego bezpieczeństwa. Tak mi powiedział.
- Wiesz, co oni planują? Czego chcą? Kontroli nad wszystkimi. To jest tylko kolejne narzędzie do przejęcia władzy. Nad tobą, mną. Stephenem, Dziewczynką. Ammo, Bulletem. Nad wszystkimi. A wiesz po co jesteśmy my? Żeby temu zapobiec. Możesz możesz tam wrócić, Corneliusie. Staniesz się wtedy naszym wrogiem. Możesz też odejść i szwędać się po ulicy narażony na niebezpieczeństwo. Nie ochronimy cię wtedy. Możesz też znowu dołączyć do nas i nam pomóc. Vae Victis. Dam ci czas do namysłu. Możesz zostać na kilka dni u nas, ale do twojej decyzji nie wtajemniczymy cię w nic więcej.
- Dziękuję.
Wstaję i idę na korytarz. Czuję wzrok Homara na plecach. Zauważam otwarte drzwi. Wchodzę do pokoju i widzę Dziewczynkę siedzącą na łóżku i Stephena, który przyszywa łatkę do jej kurtki. Wskazuje igłą łóżko pod ścianą.
- Jest twoje.
Kładę się i odwracam od nich. Ciężar tych kilku miesięcy miażdży mnie. Kulę się i zamykam oczy. Migają mi Lou i Greg, którzy byli tylko wytworem symulacji. I Penny, która zginęła dawno temu. Łzy spływają po moich policzkach, a wtedy materac ugina się i Dziewczynka wkłada pluszowego królika między moje ręce.
CZYTASZ
Kraniec Umysłu
Science Fiction"Zbudź się o świcie." Taką wiadomość przynosi Corneliusowi mała dziewczynka. Chłopak chętnie uznałby to za żart, ale gdy spogląda w jej oczy widzi coś, o czym już dawno zapomniał. Stara się ignorować zardzewiałego SUVa i dziwnego chłopaka z kawiarni...