Szyja pali mnie, jakby ktoś tam położył wściekłą chihuahuę tańczącą kankana w płonących butach z drutu kolczastego. Ammo krzyczy na mnie, żebym się nie ruszał za bardzo.
-Zrobione, staraj się teraz nie nadwyrężać gardła. Zostawiam cię ze Stephenem i Dziewczynką. My musimy spadać.
Mierzwi Dziewczynce włosy przez co jej okulary przekrzywiają się i zahaczają o jeden z kitków. Dotykam bandaża na szyi, zastanawiając się, czy jest czysty. Insekt - otyły chłopak - stoi przy rozwalonej półce i sprawdza datę ważności czekolady. Ammo ciągnie go na zewnątrz.
- No to więc... - mówi Stephen i popycha mnie w stronę pomieszczenia, które kiedyś musiało być magazynem.
Oświetla przestrzeń latarką. Pod ścianą stoi kilka łóżek polowych i dwie rozpadające się szafki. Stephen podwiesza latarkę i pokój ogarnia lekka, mroczna poświata.
- Zaklepuję to nieśmierdzące łóżko.
Stephen rzuca się na jedno z łóżek i zakłada ręce pod głowę. Jedną nogę zgina i zaczyna gwizdać.
- Mała bierzesz pierwszą wartę. Ja drugą. - Odwraca się w moją stronę. - Ty żadną. To nasza prowizoryczna kryjówka, która w zasadzie nie jest kryjówką i mogą nas tutaj złapać, ale spoko. Dziewczynka nas pilnuje.
Dziewczynka wyjmuje swój nożyk. Zaczyna mienić się w blasku latarki na tęczowo. Stephen zauważa moje spojrzenie.
- Umiesz się czymkolwiek posługiwać? Mała ma nóż motylkowy. Grałeś kiedyś w jakieś strzelanki? Tak? Więc ekstra. Pamiętasz nóż Ammo? To był Clip Point. A to? Co to?
Wyciąga z kabury swój pistolet. Teraz jestem pewien, że odpowiem dobrze. Prostuję się na tyle dumnie, na ile pozwalają moje trzęsące się nogi.
- To glock.
Stephen marszczy brwi. Pewnie tak bardzo zagięła go moja wielka wiedza.
- Ale z ciebie dureń. Przecież to walther P99. A to?
Z drugiej kabury wyjmuje kolejny pistolet. Muszę przyznać, że wyglądają dla mnie tak samo. Jednak mam wrażenie, że walther P99 to nie będzie dobra odpowiedź.
- No, wiesz? - Kręcę głową z rezygnacją. Stephen wzdycha. - To jest twój glock. Mała, daj mu ten, którego nie używasz.
Dziewczynka grzebie w swojej torbie i podbiega do mnie z pistoletem. Wciska mi w dłonie i uśmiecha się słodko.
- To VIS. - Stephen wstaje z łóżka. - Tylko nie pokazuj go Guslikowi, bo zasztyletuję cię za ten pistolet. Teraz uważaj. Jest załadowany, ale pokaże ci, jak to się robi. Wyciągasz pusty magazynek i wkładasz pełny w ten sposób. Upewnij się, że dobrze to zrobiłeś i nic nie wypadnie. No, spróbuj sam.
Próbuję powtórzyć jego ruchy. Skupiam się na pistolecie. Nie na szoku, nie na półmroku, nie na samotności i nie na palącej szyi. Po prostu na pistolecie. Idzie mi to wyjątkowo opornie. Stephen robi niezadowoloną minę i wzdycha. Dziewczynka doskakuje do mnie i wymienia magazynek płynnymi ruchami. To dziecko powinno bawić się lalkami, a nie strzelać pistoletami i chodzić z nożem w rękawie.
- Jeszcze raz. Okay. Powiedzmy, że jest nieźle. Nie dobrze, ale nie najgorzej. Nabierzesz z czasem wprawy. A teraz uważaj. Skup się. Odbezpieczasz tutaj, pociągasz za ten cyngiel i strzelasz.
Kieruje pistolet przed siebie i udaje odrzut. Zabiezpiecza go i podaje mi, żebym powtórzył. Robię wszystko dokładnie według jego instrukcji. Podnoszę pistolet przed siebie. Jest cięższy niż się spodziewałem.
- Ej!
Stephen i Dziewczynka gwałtownie odsuwają się sprzed lufy. Czuję, jak policzki mnie palą. Może w tym świetle nie zobaczą moich rumieńców.
- Przepraszam - mamroczę.
Stephen zabiera mi pistolet i zabezpiecza go. Rzuca na jedno z łóżek i z powrotem kładzie się na swoje.
- Idź spać, świrze. Jutro pójdziemy do Homara. Mała, bierzesz pierwszą wartę.
- Czy skoro miałem czip, to spanie w tym budynku nie jest niebezpieczne?
- Jest - mamrocze pod nosem i przekłada się na drugi bok.
CZYTASZ
Kraniec Umysłu
Science Fiction"Zbudź się o świcie." Taką wiadomość przynosi Corneliusowi mała dziewczynka. Chłopak chętnie uznałby to za żart, ale gdy spogląda w jej oczy widzi coś, o czym już dawno zapomniał. Stara się ignorować zardzewiałego SUVa i dziwnego chłopaka z kawiarni...