Rozdział 35: Tadzio the Piesołak

7 2 0
                                    

   Pies albo raczej człowiek - lub po prostu Tadzio - wlecze się za Momo jak... no, jak pies.

– Umh, Ammo?

– Co jest?

– Czy on nas na pewno nie zabije?

Ammo wzrusza ramionami.

– Zobaczymy.

Nie czuję się do końca przekonany, ale grzecznie tuptam dalej, bo wiem, że mogę zaufać Ammo. Wspomnienia - a raczej coraz wyraźniejsze przebłyski - wracają do mnie w snach. Już wiem, że Vae Victis to moi przyjaciele. Żeby nie ufać ludziom z tatuażami numerów. Że Stephen jest dla mnie kimś ważnym. I że bardzo desperacko staram się przetrwać.

Na niebie nie widać żadnych helikopterów. Przykrywają je ciemne chmury plujące śniegiem. Wieczna zima. Sami sobie to zrobiliśmy. Nie meteory, nie Bóg i nie kosmici nas zniszczyli. Kolejny płatek śniegu opada mi na ramiona. Widzę, że Tadzio wpatruje się z uwagą w niebo i próbuje złapać jak najwięcej śnieżnego puchu. Biel znika zatopiona w cieple jego jasnoróżowego języka. 

Momo ze śmiechem głaszcze go między uszami. Zwyczajny dzień w zwyczajnym świecie. Staram się nie zwracać uwagi na lśniące kły i brudne, pokryte ciemnoczerwoną warstwą pazury. Czy byłby w stanie nimi zabić? Głupie pytanie; na pewno już nieraz to zrobił.

Mimo to oglądam, jak on i Momo idą koło siebie, jakby znali się odkąd przestali ssać smoczki. Rodzi to we mnie ciepłe uczucie i myślę nie o Gregu i Louisie, ale o Stephenie i Dziewczynce. Krótki błysk wspomnień podsuwa mi jego roześmianą twarz i Dziewczynkę szybko migającą w moją stronę. Płatki śniegu opadające na zabezpieczony karabin. Stephen wydłubuje brud spod paznokci nożem. Dziewczynka ciągnie mnie za rękaw i uśmiecha się, pokazując na coś w oddali.

Nie mam wątpliwości, że jesteśmy bliskimi przyjaciółmi. Rodziną. Czy bliższą niż rodzice? Bardzo prawdopodobny scenariusz. Nieważne jak bardzo się staram, nie mogę sobie przypomnieć, kiedy ostatnio ich widziałem. Przed dostaniem się do Mattewsa? Nie, na pewno później. Przed podpięciem mnie do MC's Reality? Nie, nie przyszli wtedy. A co z moją siostrą? Gdzie jest? Żyje?

Wspomnienia uderzają we mnie jedno po drugim. Zaczyna mnie boleć od nich głowa. Powoli, Cornelius, powoli. Próbuję uporządkować je w głowie. Stephen i Dziewczynka są dla mnie rodziną. Kim jest reszta Vae Victis? Bliskimi znajomymi. Na pewno nie tak bliskimi jak tamta dwójka, ale spędziłem z nimi trochę czasu. Matka i ojciec – z Mattewsem? Siostra – status nieznany. Ja – członek Vae Victis. Przypominam sobie swoje stare imię, kiedy Ammo nagle macha mi czymś przed twarzą.

- Wchodzimy do środka, Świrze. Trzymaj latarkę.

Widzę, że Momo i... Tadzio są już w tunelu. Poprawiam plecak wypchany jedzeniem, włączam latarkę i wchodzę za nimi. Ciemność napiera gwałtownie, ustępując przed cienkim pasem światła. Dzięki, Ammo.

Gdy wdrapujemy się na górę, do pokoju wchodzi akurat Insekt. Słyszę trzask upadającego talerza i szczek odbezpieczanych pistoletów.

- Co do kurwy...


Kraniec UmysłuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz