Stephen naciąga motorówki i poprawia karabin na ramieniu. Wkładam swoją szara bluzę i czerwony szal. Ostatnią pamiątkę po tym, czego nie było.
- Weź to i pistolet. I sznur. I plecak. I nóż. Masz nóż? Super. - Stephen podaje kolejne rzeczy. - Ubierz się ciepło. Aha, a ty, Corneliusie, pamiętaj o swoim pistolecie.
Dziewczynka obładowana rzeczami czeka przy włazie. Do salonu wpadają Gustlik i Momo.
- Ej, Stephen!
- Motherfucker!
- Przestań mnie tak nazywać, Momo.
- Spóźniliśmy się?
Gustlik zgina się wpół i zaczyna sapać. Podnosi do góry strzelbę.
- A wyszedłem? Prawie się spóźniliście. - Stephen odwraca się do mnie. - Bierzemy ich ze sobą. Tylko macie być cicho, gnoje. Jasne?
- Jak słońce.
- Fuck!
Stephen wzdycha i otwiera właz. Wskakujemy po kolei. Stephen idzie na czele, nienaturalnie wyprostowany. Za nim jak zwykle Dziewczynka. Potem Gustlik i nucący Momo. A na końcu ja.
Wydaje się, że Stephen doskonale zna te tunele. Prowadzi nas bez wahania. Skręca niemal odruchowo, aż zatrzymuje się przy jednym z włazów. Wszyscy stajemy. To przejście prowadzi na skraj lasu. Zamaskowane jak wszystkie inne, które widziałem do tej pory. Ukryte w starej szopie.
- Powinniśmy kierować się na północ. Tam jest najmniejsze skażenie i większe szanse, że coś upolujemy.
Stephen staje i wpatruje się w zegarek. Delikatnie obraca się w stronę słońca i chwilę coś mamrocze pod nosem. Po chwili wskazuje na las.
- Tamtędy.
- Skąd wiesz? - pytam. Widzę, że nie ma żadnego kompasu.
- Ustaliłem, dzięki zegarkowi i roślinom.
Marszczę brwi, ale nic nie mówię. Ufam, że Stephen wie, co robi. Ufam mu. Idę za nim. Gustlik zrównuje ze mną krok i patrzy się na pistolet zawieszony na pasku od spodni. Drzewa cicho szumią kołysane porannym wiatrem. Owijam szalik ciaśniej wokół szyi.
- Co chcesz?
- Hę?
- Co chcesz za visa? - Gustlik wskazuje na mój pistolet. - Został skonstruowany przez Wilniewczyca i Skrzypińskiego. Co chcesz za to cudeńko?
- Mogę ci oddać. I tak nie umiem strzelać.
- Nie, oddam ci swój. Zamienimy się. Co ty na to? Musisz mieć jakąś broń. W razie czego. Dorzucę kaburę. Nie powinieneś nosić broni w ten sposób, jeśli nie umiesz jej używać. Odstrzelisz sobie nogę albo jaja.
Gustlik staje, odpina swoją kaburę i przypina do mojego paska od spodni. Potem wyciąga visa i chwilę go ogląda z nieukrywanym zachwytem.
- Nie jesteś stąd, prawda?
- Mój ojciec był Polakiem, matka Szwedką. Wychowałem się niedaleko stąd.
- A Momo?
- Nie wiem, umie tylko przeklinać, więc nie da się z nim pogadać.
- Shit. - Momo poczuł się wywołany do tablicy.
- Jakim cudem ten wasz gang funkcjonuje, skoro połowa z was nie potrafi się dogadać? Dziewczynki nikt nie rozumie, bo nie znacie migowego, Momo nikt nie rozumie, bo nie znacie jego języka, z Bulletem nie da się porozmawiać, bo oszalał. Wasz przywódca ciągle siedzi w swoim pokoju. Insekt też ma nierówno pod sufitem, a ty cały dzień siedzisz i grasz.
Gustlik wzrusza ramionami. Dalej jest zajęty oglądaniem visa. Celuje w drzewa i krzaki, które mijamy. Momo przyklaskuje mu od czasu do czasu. Poddaję się i szukam wzrokiem Stephena. Przez chwilę boję się, bo mam wrażenie, że go zgubiliśmy, ale zaraz widzę niebieskawą czuprynę i złote loczki Dziewczynki.
Idą obok siebie. Ona od czasu do czasu wykonuje skomplikowane gesty rękami, a Stephen w odpowiedzi śmieje się. Nachyla się i zrywa jakiś kwiat przy drodze. Uważnie go ogląda i wplata we włosy Dziewczynce. Zachwycona przegląda się w odbiciu noża, a potem radośnie przytula Stephena.
- Stać - mówi nagle, unosząc dłoń.
Ze skupieniem kuca i przykłada karabin do policzka.
CZYTASZ
Kraniec Umysłu
Science Fiction"Zbudź się o świcie." Taką wiadomość przynosi Corneliusowi mała dziewczynka. Chłopak chętnie uznałby to za żart, ale gdy spogląda w jej oczy widzi coś, o czym już dawno zapomniał. Stara się ignorować zardzewiałego SUVa i dziwnego chłopaka z kawiarni...