Rozdział 34: Stephen i Lilianna

5 2 0
                                    

   Szli białym, sterylnie czystym korytarzem. Stephen czuł się jeszcze bardziej brudny. Jego siostra kurczowo uczepiła się rękawa jego kurtki.

Elegancki mężczyzna rozerwał ich dłonie. Lilianna krzyknęła i zaparła się nogami, ale on był silniejszy. Odciągnął ją od brata i zaprowadził do nieskazitelnego pokoju.

– Od dzisiaj to twój dom.

I po prostu zamknął drzwi. Lilianna usiadła na ziemi. Podkurczyła nogi i objęła je rękami. Zaczęła szlochać.

– Stephen... Przyjdź po mnie. Proszę.

Dni zawsze były takie same. Jadła, siedziała, płakała i spała. Straciła rachubę czasu. Dzień i noc odróżniało jedynie zgaszone światło. Czy na zewnątrz zakwitały kwiaty? Czy może jednak spadł śnieg? Wszystko było jednym, dopóki nie przyszedł syn doktora.

– Hej, jesteś Lilianna, nie? Mogę do ciebie mówić Lila?

Lilianna skuliła się. Chłopiec wyglądał na niewiele starszego. Miał ciemne, lekko kręcone włosy i zmęczone spojrzenie.

– Jestem Gwen. Możemy zostać przyjaciółmi, dopóki twój brat nie wróci.

Lilianna nie odzywała się. Patrzyła niepewnie na chłopca. Stephen zawsze powtarzał, żeby nikomu nie ufać.

Chłopiec usiadł naprzeciwko niej. Podsunął małe, szeleszczące zawiniątko. Lilianna przypatrywała mu się nieufnie.

– To dla ciebie. Na znak, że nie mam złych zamiarów. Prawdziwa czekolada.

– Prawdziwa – szepnęła. – Jest zatruta?

Gwen spojrzał na nią zaskoczony i niespodziewanie wybuchnął śmiechem. Lilianna wzdrygnęła się przestraszona.

– Mogę wziąć pierwszy kęs, jeśli dzięki temu poczujesz się lepiej.

– Dobrze, ale ja wybiorę skąd.

Właśnie dzięki tej czekoladzie Lilianna zyskała przyjaciela, który wypełnił pustkę w sterylnym pokoju. Gwen przychodził zawsze po obiedzie. Bawił się z nią, pocieszał i rozmawiał. Lilianna pokochała go całą sobą. Pierwszy raz miała przyjaciela. Jednak któregoś dnia Gwen przyszedł smutny.

– Lila, twój brat...

Lilianna zamarła. Zobaczyłam otwarte drzwi i wybiegła na korytarz. Nawet nie wiedziała, gdzie biegnie. Minęła jakiegoś chłopaka i wysoką, czarnowłosą dziewczynę.

– Uważaj, Nelly!

– Penny, o co ci chodzi?

Potrąciła go łokciem i biegła dalej. Mijała ludzi, których nigdy tutaj nie widziała. Jednak nikt nie chciał jej zatrzymać.

– Lila, czekaj!

Gwen biegł za nią. Prawie wpadli na siebie, gdy gwałtownie się zatrzymała. Oboje głośno dyszeli. Lilianna stała przed rozwidleniem korytarza. Dorośli przechodzący obok wpatrywali się w nią nieprzyjaznym wzrokiem.

– Lila – wydyszał Gwen. – Poczekaj, zaprowadzę cię.

Ujął ja za rękę i pociągnął w lewo. Szedł pewnym krokiem, a wszyscy zdawali się go znać. Nawet kilka razy kłaniał się mijanym ludziom.

– To tu.

Puścił jej dłoń. Lilianna wolała, żeby dalej trzymał jej rękę. Gwen nieśmiało zapukał do drzwi. Usłyszeli burkliwe "proszę" i Lilianna pociągnęła za klamkę.

Gwen wszedł za nią. Siwy mężczyzna spojrzał na nich z dezaprobatą. Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale Lilianna mu przerwała.

– Gdzie mój brat?

– Doktorze, to Lilianna. – Gwen wystąpił przed nią. Widziała jak drży. – Chciała zobaczyć obiekt 27.

– 27? Teraz jest bezużyteczny. Weź oboje i wyprowadź stąd. Nie zawracaj mi głowy bzdurami, Gwen.

Gwen odetchnął z ulgą. Pociągnął Liliannę w stronę przylegającego pokoju. Lawirował między łóżkami pełnymi nieprzytomnych lub półprzytomnych ludzi. W końcu stanął przy jednym z nich. Lilianna stanęła na palcach i zobaczyła swojego brata.

– Stephen. – Odetchnęła z ulgą.

Jej brat zwrócił na nią nieprzytomne spojrzenie i zachichotał.

– Stephen?

– Pewnie ci nie odpowie. Pomóż mi go wziąć. Ty za jedno ramię, ja za drugie.

Wzięli go razem i wyprowadzili z budynku. Lilianna przewróciła się na błocie. Przez głowę przemknęła jej myśl, że szkoda nowych, czystych ubrań. Gwen zatrzymał się i spojrzał przed siebie.

– Dalej nie mogę iść. W lewo jest miasto, po prawej zniszczone miasteczko.

– Idziemy w prawo – zadecydowała.

Cały czas podtrzymywała brata. Zbierała jedzenie w lesie. Pomagała mu jeść i myć się. Był jak obłąkany. Chichotał i mówił do siebie. A gdy zwracał się do Lilianny nie miało to najmniejszego sensu.

Chciała już się podać. Położyć się i zostać w miejscu. Nie martwić się obłąkanym bratem i kolejnym dniem. I gdy tak leżała, podeszło do niej dwóch rosłych chłopców.

– Hej! Coście za jedni.

Spojrzała na nich i było jej wszystko jedno. Zauważyła nietknięty plakat ze sklepu z bronią.

– Jestem Ammo, a to mój brat Bullet. Przyszłam tutaj umrzeć. Przeszkadzasz mi.

Ciemnoskóry chłopak roześmiał się, czerwonowłosy westchnął i wyciągnął do niej rękę.

– Hej, Ammo. Przepraszam najmocniej. Może mogę pomóc? Idziemy właśnie do naszego domu. Możecie się tam przespać i coś zjeść.

– Steph... Znaczy Bullet mówił, że nie mam chodzić z obcymi.

– Okay, w takim razie jestem Homar, a to mój kumpel Boogeyman.

Kraniec UmysłuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz