Czarna masa przestaje być czarna, gdy Ammo świeci na nią latarką. Kuli się w kącie, cicho skamląc.
- Momo, zobacz, co z resztą.
Momo ostrożnie podchodzi do okna. Unosi rękę na znak, że wszystko w porządku. Razem z Ammo odwracamy się w stronę dziwnego stworzenia.
Jest podobny do człowieka. A właściwie wygląda jak krzyżówka człowieka z psem. Cała jego twarz jest porośnięta sierścią, a z czubka głowy wystają oklapnięte uszy. Mimo to nie wygląda na milusiego pupila, co pokazują kły i dłonie zakończone czarnymi pazurami. Gdy lekko się odwraca, widać jego skulony ogon.
- Co to, kurwa, jest? - Głos niezamierzenie zaczyna mi drżeć.
Ammo wpatruje się we mnie beznamiętnie. Nie spuszcza lufy PM 98 z leżącej kreatury.
- Mutant. Nie słyszałeś alarmu? - mówi, jakby to wszystko wyjaśniało.
- Fuck? - pyta Momo.
- Nie wiem. Nie chcę go zabijać. To jeszcze dziecko. Ale nie możemy tak go tutaj zostawić żywego. Kiedyś dorośnie i zacznie zabijać jak reszta.
Ammo wzdycha i patrzy na mutanta ze współczuciem. Mimo to lufa nie rusza się nawet o milimetr. Mutant odwraca się twarzą - a raczej czymś, co powinno być twarzą - w naszą stronę. Ma psi nos i krótkie, grube brwi. Wzdrygam się.
Stworzenie wydaje z siebie charkot i kuli się w miejscu. Odruchowo cofam się kilka kroków. Momo podchodzi ostrożnie i wyciąga dłoń, jakby szedł do przestraszonego psa.
- Momo... - Głos Ammo jest ostrzegawczy. Całe jej plecy są napięte.
Momo zaś kuca z wyciągniętą ręką. Mutant delikatnie wychyla się. Żadne z nas się nie rusza. Mam wrażenie, że wszyscy przestali oddychać. Stwór zaczyna obwąchiwać rękę Momo. Ostrożnie podsuwa swoją głowę pod nią, a zadowolony Momo zaczyna go drapać za uchem. Z gardła mutanta znów wydobywa się charkot.
- Ja Momo, ty Tadzio.
Nachylam się w stronę zniesmaczonej Ammo.
- Kim jest Tadzio?
- Ojcem Guslika. Teraz nie mogę go zabić . Momo już się z nim zaprzyjaźnił.
Wzdycha i opuszcza pistolet. Jednakże nie chowa go do kabury, a trzyma luźno przy nodze.
- Homar mnie zamorduje.
- Tadzio dom?
Ammo wzrusza ramionami. Pociera oczy i spogląda na Tadzia. Tadzio zaś spogląda na Ammo. Swoimi wielkimi, psimi oczami. Gdybym szacował jego ludzki wiek, nie dałbym mu więcej niż dziesięć lat. Ale Tadzio na pewno nie jest człowiekiem. Czy jego lata w takim razie liczy się w psich latach? Może w ludzkich? A może nie był urodzony tylko stworzony? Tyle pytań.
- Czy dowiem się wreszcie czym jest dokładnie... Tadzio?
- Kojarzysz Mattews' Company™, nie? To ci zwyrole, którzy cię naćpali. Otóż oprócz grzebania ludziom w mózgach, grzebią im w reszcie ciała i Tadzio wraz z innymi są po prostu nieudanym eksperymentem, który chce nas pozabijać i zjeść.
- Super. A teraz powiesz mi, dlaczego Momo głaszcze zmutowanego człowieko-psa, który chce nas zjeść?
Momo całkowicie nas ignorując, głaszcze sobie Tadzia po brzuszku w najlepsze. Co lepsze, Tadziowi bardzo się to podoba, o czym świadczył zadowolony charkot.
- Dobra, chłopczyki. Zbierajcie dupy. Czas wracać z tym, co mamy. Na razie nam wystarczy. Momo pilnuj Tadzia. Wymyślimy coś po drodze.
- Że co? Jeśli chcecie go adoptować, to nie będę z nim spał...
- Luzuj majty, Świrze. Damy radę. - Ammo opiera pistolet o ramię i uśmiecha się.
CZYTASZ
Kraniec Umysłu
Science-Fiction"Zbudź się o świcie." Taką wiadomość przynosi Corneliusowi mała dziewczynka. Chłopak chętnie uznałby to za żart, ale gdy spogląda w jej oczy widzi coś, o czym już dawno zapomniał. Stara się ignorować zardzewiałego SUVa i dziwnego chłopaka z kawiarni...