Rozdział 14: Przed świtem

8 4 0
                                    

- Właściwie nie planowałem tego tak szybko. Wytrzeźwiałeś szybciej niż przypuszczałem.

Stephen kroczy niedbale po zrujnowanym asfalcie. Swoimi motorówkami depcze napotkane chwasty. Dziewczynka biega naokoło niego i zrywa wszystkie brzydkie rośliny, jakie mijamy. Zatrzymuje się i wręcza mi bukiet. Kręcę głową, więc urażona idzie do Stephena.

- Tak wyszło. Strasznie upierdliwy z ciebie, gówniarz. Człowiek się stara, nie zabija cię od razu i co? Samo marudzenie.

Bierze bukiecik od Dziewczynki, a ona podskakuje koło niego. Ściąga z głowy jedną wstążkę i związuje rośliny. Stephen mierzwi jej włosy. Ona szczerzy się i poprawia okulary. 

- Nie rozczulaj się tak nad sobą. Każdy z nas ma ciężko. Musimy wszyscy walczyć o przetrwanie, a z każdym kolejnym dniem jest coraz ciężej. 

Chowam dłonie do kieszeni, bo za bardzo się trzęsą. Opuszkiem zahaczam o kartkę, o której zdążyłem zapomnieć. Cofam dłonie i wkładam je w kieszenie bluzy.

- To wszystko jest strasznie skomplikowane, wiesz? - kontynuuje Stephen swój monolog. - Nie mam pojęcia, jak ci to wytłumaczyć. Mimo wszystko nie chciałbym, żebyś do końca zwariował.

Skubie jeden z chwastów w bukiecie. Obrywa za to w udo. Dziewczynka zakłada okulary na czubek głowy i rzuca mu wściekłe spojrzenie. Stephen wytyka jej język. 

- Byłem odurzony? - Zdaję sobie sprawę, jak beznamiętnie brzmi mój głos.

- Ano.

- A całe moje życie było urojeniem?

- Tylko ostatnie miesiące. Louise i Greg. Twoja siostra. 

- Nigdy nie miałem siostry. 

Stephen odwraca się do mnie. Krzywi się i zatrzymuje. Szturcha czubkiem buta jeden z kamyków na drodze. Zauważyłem, że idziemy samymi bocznymi przejściami. Mijamy miejsca, które znam, ale które nie wyglądają tak, jak je pamiętam.

- Słuchaj. Wiem, że to ciężkie. Że ostatnie miesiące spędziłeś, bawiąc się, obściskując z dziewczyną i tak dalej, ale tego naprawdę nie było. To jest naprawdę. 

- Chcesz powiedzieć, że tak wygląda teraz świat? 

Chmury zasłoniły niebo. Wyglądają jak wielkie czarne psy gończe, czyhające na mnie. Odwracam od nich wzrok, ale krajobraz przede mną jest równie ponury. Dziewczynka wskazuje na pobliski sklep.

- Wiem - odpowiada Stephen na jej niezadane głośno pytanie. - Tak, Corneliusie. Tak to teraz wygląda. Dowiesz się więcej na miejscu. Okay? On ci wszystko lepiej wytłumaczy, zanim sam sobie przypomnisz.

- Kto?

Ale on już się odwraca i idzie w kierunku sklepu. Poprawia kaburę z pistoletem. Nie za bardzo znam się na broni, ale mam wrażenie, że to glock. Dziewczynka wyjmuje nóż z rękawa, ale nie rozkłada go. Ściska rękojeść drobną rączką i pociera brudną buzię. 

- Stephen. - Mój głos nie drży. Jestem zmęczony. Zły. Rozkojarzony. Zaskoczony. Smutny. Kotłuje się we mnie zbyt wiele emocji, bym mógł je wszystkie teraz uwolnić. - Stephen, do cholery! Powiedz mi, co się tutaj dzieje. To jakiś cholerny żart? Bawi cię to? Powiedz mi!

Dziewczynka przykłada palec do ust.

- Ciszej. On nie lubi hałasu. 

- Kto!

Stephen zatrzymuje się przy sklepie. Odsuwa paletę, która jest prowizorycznymi drzwiami i wchodzi do środka przez dziurę w witrynie. Macha dłonią na mnie, a Dziewczynka ciągnie za rękaw w stronę wejścia. Nie powinienem iść z nimi. Jestem jak ten głupi koleś z horroru, który schodzi do piwnicy, mimo że wszyscy widzowie krzyczą zostań. Jednak, co innego mi zostało? Nie mam już nic do stracenia. Poddaję się i idę za nią. 

W środku ogarnia mnie ciemność i straszny smród zepsutego jedzenia i wilgoci. Zakrywam nos rękawem bluzy. Jest zbyt ciemno. Odwracam się w stronę wyjścia, ale Stephen zasłania słońce. Czuję mocny ścisk w piersi.

- Kto idzie? - odzywa się głos w ciemności, gdy jestem na skraju paniki.

Kraniec UmysłuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz