Rozdział 24: Przeżyć

6 1 0
                                    

- Wstaawaaaj.

Głowa Stephena zwisa nade mną. Kładę się na brzuch i wtulam twarz w poduszkę. Wtedy Stephen wskakuje na łóżko i kuca na moich plecach. Nie jestem pewien, czy wszystkie moje kości są całe.

- Au, co ty robisz do cholery?

- Budzę cię.

- Aha.

- No. 

Zrzucam go na podłogę, ale ku mojemu rozczarowaniu nie spada z hukiem, tylko zgrabnie ląduje na ziemi. Przykuca i wpatruje się we mnie z wyczekiwaniem.

- Mogę wziąć prysznic? 

- To nie jest dzień kąpieli.

- Macie wyznaczone dni kąpieli? - jęczę.

- Trzeba oszczędzać wodę. 

Stephen prostuje się. Do pokoju wpada Dziewczynka w krzywo założonej kurtce i wstążkach zaplątanych we włosy. Stephen poprawia jej za duże rękawy i kuca, żeby zapleść warkoczyki. 

-Idziesz ze mną - mówi. Zawiązuje wstążkę w kokardkę. - Muszę mieć cię na oku.

- Gdzie?

- Po jedzenie. Dasz radę strzelać? 

Wzruszam ramionami. Raczej nie potrafię. Nie przypominam sobie, żebym strzelał z czegoś bardziej skomplikowanego niż patyk podczas zabawy w żołnierzy.

- Super. To świetna okazja, żeby się nauczyć. Zjedz śniadanie i chodź. Dawaj, mała. Pakujemy się. 

Wychodzę na korytarz i błąkam się tam. Nie mam pojęcia, gdzie jest kuchnia. Z tego co kojarzę obok mieszkają Guslik i Momo, a zaraz za nimi Insekt. A może odwrotnie? Drzwi naprzeciwko otwierają się i wychodzi Ammo.

- Zgubiłeś się, świrze?

- Przestańcie tak mnie nazywać. Chciałem coś zjeść. 

- Chodź ze mną. Też idę na śniadanie. 

Ammo skręca i idzie w stronę salonu. Mija zakryty właz w podłodze i wchodzi w dziurę w ścianie obok szafy. Przejście prowadzi do obskurnej kuchni, w której nie chciałbym napić się wody, a co dopiero jeść śniadanie. W półzepsutej lodówce grzebie Insekt.

- Zajęte... Ah, to ty Ammo. - Jego twarz się rozjaśnia. Ammo nie zwraca na niego uwagi i poprawia grzywkę, żeby bardziej zasłaniała oko. - Co tam?

- Spadaj, Insekt. Jestem głodna. I przestań do cholery macać wszystko swoimi brudnymi łapami. 

- Może ci coś ugotować? Wiesz, znam się trochę na tym.

Wypina dumnie pierś, a jego brzuch lekko faluje, wychylając się zza zbyt ciasnej koszuli. 

- Dam sobie radę. Tylko zrób mi trochę miejsca.

Insekt mija mnie, wychodząc. Szczerzy zęby i trąca łokciem.

- Wiesz, tak naprawdę leci na mnie. Zgrywa niedostępną. 

Za Insektem ciągnie się ślad okruchów. Ammo wyciąga z lodówki podejrzanie wyglądającego ogórka, siada na kołyszącym się krześle i zaczyna go pochłaniać.

- Ogórki to najlepsza rzecz na świecie - mówi z pełnymi ustami.

- Chyba podziękuję.

- Czym chata bogata. - Wskazuje na blat, szafki i lodówkę. 

Zaglądam w jedną z półek i zauważam nawet nieźle wyglądające płatki. Nasypuję miskę i bez nadziei szukam mleka.

- Krowy są skażone, więc nie ma mleka. I wołowiny. 

- Umh, super. Jak to skażone?

- Ty nic nie ogarniasz. Co pamietasz?

Sięgam pamięcią wstecz. Co spowodowało to wszystko? Mgliste wspomnienia wypływają na powierzchnię.

- Wybuch. Jakieś wielkie skażenie. I dużo zgonów. 

- No, dalej.

- Kazali nam łykać jod. Gadali, żeby nie wychodzić z domów, nie dotykać wody z rzek i żadnych zwierząt. 

- Dalej. 

- Mówili, żeby jeść tylko nieskażone produkty. Specjalnie oznaczone. I ewakuowali dużą część miast. Nie było, gdzie mieszkać. Mnóstwo ludzi lądowało na ulicy i umierało. 

Wzdrygam się.

- Witaj z powrotem w naszym skażonym świecie, świrze. To już nie twoja symulacja. Smacznego. 



Kraniec UmysłuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz