- Wstaawaaaj.
Głowa Stephena zwisa nade mną. Kładę się na brzuch i wtulam twarz w poduszkę. Wtedy Stephen wskakuje na łóżko i kuca na moich plecach. Nie jestem pewien, czy wszystkie moje kości są całe.
- Au, co ty robisz do cholery?
- Budzę cię.
- Aha.
- No.
Zrzucam go na podłogę, ale ku mojemu rozczarowaniu nie spada z hukiem, tylko zgrabnie ląduje na ziemi. Przykuca i wpatruje się we mnie z wyczekiwaniem.
- Mogę wziąć prysznic?
- To nie jest dzień kąpieli.
- Macie wyznaczone dni kąpieli? - jęczę.
- Trzeba oszczędzać wodę.
Stephen prostuje się. Do pokoju wpada Dziewczynka w krzywo założonej kurtce i wstążkach zaplątanych we włosy. Stephen poprawia jej za duże rękawy i kuca, żeby zapleść warkoczyki.
-Idziesz ze mną - mówi. Zawiązuje wstążkę w kokardkę. - Muszę mieć cię na oku.
- Gdzie?
- Po jedzenie. Dasz radę strzelać?
Wzruszam ramionami. Raczej nie potrafię. Nie przypominam sobie, żebym strzelał z czegoś bardziej skomplikowanego niż patyk podczas zabawy w żołnierzy.
- Super. To świetna okazja, żeby się nauczyć. Zjedz śniadanie i chodź. Dawaj, mała. Pakujemy się.
Wychodzę na korytarz i błąkam się tam. Nie mam pojęcia, gdzie jest kuchnia. Z tego co kojarzę obok mieszkają Guslik i Momo, a zaraz za nimi Insekt. A może odwrotnie? Drzwi naprzeciwko otwierają się i wychodzi Ammo.
- Zgubiłeś się, świrze?
- Przestańcie tak mnie nazywać. Chciałem coś zjeść.
- Chodź ze mną. Też idę na śniadanie.
Ammo skręca i idzie w stronę salonu. Mija zakryty właz w podłodze i wchodzi w dziurę w ścianie obok szafy. Przejście prowadzi do obskurnej kuchni, w której nie chciałbym napić się wody, a co dopiero jeść śniadanie. W półzepsutej lodówce grzebie Insekt.
- Zajęte... Ah, to ty Ammo. - Jego twarz się rozjaśnia. Ammo nie zwraca na niego uwagi i poprawia grzywkę, żeby bardziej zasłaniała oko. - Co tam?
- Spadaj, Insekt. Jestem głodna. I przestań do cholery macać wszystko swoimi brudnymi łapami.
- Może ci coś ugotować? Wiesz, znam się trochę na tym.
Wypina dumnie pierś, a jego brzuch lekko faluje, wychylając się zza zbyt ciasnej koszuli.
- Dam sobie radę. Tylko zrób mi trochę miejsca.
Insekt mija mnie, wychodząc. Szczerzy zęby i trąca łokciem.
- Wiesz, tak naprawdę leci na mnie. Zgrywa niedostępną.
Za Insektem ciągnie się ślad okruchów. Ammo wyciąga z lodówki podejrzanie wyglądającego ogórka, siada na kołyszącym się krześle i zaczyna go pochłaniać.
- Ogórki to najlepsza rzecz na świecie - mówi z pełnymi ustami.
- Chyba podziękuję.
- Czym chata bogata. - Wskazuje na blat, szafki i lodówkę.
Zaglądam w jedną z półek i zauważam nawet nieźle wyglądające płatki. Nasypuję miskę i bez nadziei szukam mleka.
- Krowy są skażone, więc nie ma mleka. I wołowiny.
- Umh, super. Jak to skażone?
- Ty nic nie ogarniasz. Co pamietasz?
Sięgam pamięcią wstecz. Co spowodowało to wszystko? Mgliste wspomnienia wypływają na powierzchnię.
- Wybuch. Jakieś wielkie skażenie. I dużo zgonów.
- No, dalej.
- Kazali nam łykać jod. Gadali, żeby nie wychodzić z domów, nie dotykać wody z rzek i żadnych zwierząt.
- Dalej.
- Mówili, żeby jeść tylko nieskażone produkty. Specjalnie oznaczone. I ewakuowali dużą część miast. Nie było, gdzie mieszkać. Mnóstwo ludzi lądowało na ulicy i umierało.
Wzdrygam się.
- Witaj z powrotem w naszym skażonym świecie, świrze. To już nie twoja symulacja. Smacznego.
CZYTASZ
Kraniec Umysłu
Science Fiction"Zbudź się o świcie." Taką wiadomość przynosi Corneliusowi mała dziewczynka. Chłopak chętnie uznałby to za żart, ale gdy spogląda w jej oczy widzi coś, o czym już dawno zapomniał. Stara się ignorować zardzewiałego SUVa i dziwnego chłopaka z kawiarni...