Cornelius siedział z zawiązanymi oczami. Słyszał wokół siebie kroki i postukiwania metalowymi i szklanymi rzeczami.
- Gdzie jest wasza baza? – Usłyszał męski głos.
- Nie powiem wam – wychrypiał.
- Przygotujcie wodę.
Ktoś założył mu szmatkę na twarz i odchylił fotel tak, że leżał głową lekko w dół. Poczuł, jak robi się mokra. Nie mógł złapać oddechu. Wierzgnął się, ale niewiele to dało, bo był przywiązany. Ktoś przytrzymał jego głowę i kolejny strumień wody polał się na jego twarz. Spróbował oddychać przez nos, ale coraz bardziej brakowało mu powietrza. Łzy poleciały mu po policzkach.
Szmata została ściągnięta. Cornelius wziął spory haust powietrza i zwymiotował przed siebie. Usłyszał pełne obrzydzenia jęknięcie, ale nie przejął się tym. Najważniejsze teraz było powietrze.
- Ty jesteś Stephen? Homar? Pewnie nie. Może Stirlitz? Ammo?
Cornelius nie odpowiedział. Mężczyzna westchnął, jakby było mu przykro. Zaszurało coś niewielkiego i usłyszał głos obcego bliżej siebie.
- Posłuchaj. Im bardziej będziesz współpracował, tym mniej będzie cię bolało? Rozumiesz? Więc zacznijmy jeszcze raz. Jak cię nazywają?
- Nic wam nie powiem. – Jego głos brzmiał, jakby ktoś przejechał mu po gardle papierem ściernym.
- Okay. Podtopcie go jeszcze raz.
Cornelius prawie uwierzył, że mu przykro. Prawie. Szmata znowu wylądowała na jego twarzy. Spiął wszystkie mięśnie, ale nie uchroniło go to przed strumieniem wody. Spróbował uderzyć kogoś głową, ale tylko rzucał się na oślep coraz bardziej krztusząc się. Woda była wszędzie. W nosie, gardle, płucach, w oczach. W całym ciele. I ciemność.
Stracił rachubę czasu. Na przemian były pytania i woda. Nie wiedział, ile razy się topił. Jego spodnie były mokre. Nie miał już czym wymiotować. Każdy oddech był cenny.
Po kolejnym pytaniu ktoś postawił go do pionu. Cornelius łkał bezgłośnie. Nie był w stanie wydać z siebie jakiegokolwiek dźwięku. Jego głowa opadła bezwładnie na pierś. Ktoś gwałtownie szarpnął go za włosy i poczuł metal na klatce piersiowej i podbródku. Spróbował się poruszyć, ale ostre kolce boleśnie wpiły się w jego ciało.
- Zostawię cię, żebyś przemyślał odpowiedzi.
Dni mijały tak samo. Rano ktoś przynosił mu jedzenie. Potem zakładano mu coś, co nazywali widełkami heretyków. Ktoś przynosił mu jedzenie. Podtapiano go i zadawano pytania. Milczał. Zwracał całe jedzenie. Zakładano mu widełki. Szedł spać wyczerpany. Cały czas w ciemności. Cornelius od kilku dni nie widział światła.
Do rutyny dodano trujące płyny. Dodawano je totalnie losowo do posiłków. Powodowały bolesne skurcze żołądka, wymioty i krwawienia. Nigdy nie wiedział, które jedzenie jest dobre, a które zatrute. Bał się jeść. Bał się spać. Bał się, że nie weźmie już kolejnego oddechu.
Czasami w ciemności widział twarze. Głównie Stephena i Dziewczynki. Wykrzywione i zakrwawione. Zniszczone i poranione. Szydzące i śmiejące się. Widział łaki, które gryzły jego ciało. Widział swoją własną śmierć. Cały czas towarzyszył mu długi kształt widziany kątem oka. Ciemność. Woda. Prąd.
Któregoś dnia – nie wiedział którego – przyszedł Mattews. Poznał go po głosie, ale doktor go nie pamiętał.
- Który to?
- Nie wiemy. Nic nie mówi. Możliwe, że nie wytrzyma następnego tygodnia.
- Dobrze. Zakończcie to w takim razie. Posłuży nam do czegoś innego. Doprowadźcie go do lepszego stanu i podłączcie do Mattews' Reality.
Cztery silne dłonie podniosły go z fotela. Nikt nie lał wody. Nikt nie raził prądem. Ktoś zdjął ciemną przepaskę i oślepiająca biel wlała się w Corneliusa. Zamknął oczy, bo nie mógł na to patrzeć.
- Chcę ciemność – wychrypiał.
- Cicho bądź.
- Ciemność...
Przez kilka dni karmiono go i leczono. Leżał skulony, szepcząc o ciemności i wołając Stephena w snach. Gdy był w stanie lepszym niż wcześniej zabrali go do białego pomieszczenia i podłączyli do kabli. Nałożono mu hełm, a on kopał się na fotelu, widząc ciemność. Przywiązali go i chwilę potem nie czuł już ludzi w białych kitlach, ale lekki wiatr z otwartego okna w salonie.
- Hej, Corney. Co chcesz na obiad – zapytała jego siostra.
- Penny? To ty?
- Ja, głuptasie. Zaraz wpadną Greg i Lou. Zrobić zapiekankę makaronową, czy zamawiamy pizze?
- Lou? Kim jest Lou?
CZYTASZ
Kraniec Umysłu
Science Fiction"Zbudź się o świcie." Taką wiadomość przynosi Corneliusowi mała dziewczynka. Chłopak chętnie uznałby to za żart, ale gdy spogląda w jej oczy widzi coś, o czym już dawno zapomniał. Stara się ignorować zardzewiałego SUVa i dziwnego chłopaka z kawiarni...