Rozdział 9: Błysk słońca

15 3 1
                                    

Wstaję, gdy poranne promienie słońca wwiercają się w moje powieki. Nie wiem, która godzina. Szukam zegarka od Penny, ale zahaczam go ręką i spada z szafki, robiąc hałas. Lou przewraca się niespokojnie. 

Idę do kuchni, a Penny stoi przy kuchence, nucąc. W powietrzu unosi się cudowny zapach bekonu. Wyciągam dwa talerze i kładę je na mały stolik w rogu kuchni. Wstawiam wodę na herbatę i czekam, aż się zagotuje. 

- Nie powinieneś wstać wcześniej? - pyta Penny.

- Wziąłem dzisiaj wolne. 

Penny opiera czoło o szafkę. Podchodzę do niej i przytulam ją. Penny wzdycha i trzyma moją dłoń. Zamykam oczy. Jest ciut niższa niż ja. Pachnie naszym mydłem i bekonem. 

- Wszystkiego najlepszego, stary pryku. Ile to już, hę? Dwadzieścia siedem, co?

Zginam się wpół po oberwaniu między żebra. Penny marszczy nos i szykuje się do zadania kolejnego ciosu. Tym razem jestem przygotowany i robię unik. Penny zaczyna się śmiać. 

- Dzięki. 

Wyciągam małe pudełeczko owinięte srebrną wstążką. Moje oszczędności. Penny rozwiera szeroko oczy i kręci głową. 

- Nie, Corn. Nie mogę. Daj spokój, jeszcze się uczysz. Nie mogę tego przyjąć. 

- Możesz.

Wciskam jej pudełko w dłoń. Powoli rozwiązuje wstążkę i uchyla wieczko. Wyciąga wisiorek, a zawieszka w kształcie skrzypiec zaczyna się obracać. Złota, żeby pasowała do jej ulubionych kolczyków. Penny wzdycha.

- Cornelius...

Biorę swój bekon i siadam przy stoliku. Penny zapina łańcuszek i wychodzi z domu. 

Gdy Lou i Greg budzą się półtorej godziny później, mam przygotowane śniadanie dla nich. Znaczy się, podgrzałem to, co zrobiła Penny. Siedzą, a ich zaspane twarze próbują wykalkulować, co się dzieje wokół. 

- A więc - staję przy kanapie - co robimy?

- Penny lubi maliny - podsuwa Greg. - Maliny słodkie jak jej usta.

Razem z Lou gapimy się na jego rozmarzoną twarz, ale Greg zdążył odpłynąć do krainy Nie-Dotkniesz-Mojej-Siostry-Dupku. Wzdycha do żyrandola z różowymi kryształkami. To musi być niesamowicie seksowny żyrandol. 

- To może placek z malinami? - proponuje Lou. 

- Brzmi świetnie. Ktoś umie to zrobić?

- Otóż absolutnie nie - Greg powraca do nas z świata marzeń. 

Sięgam do kieszeni bojówek, szukając telefonu. Szukam w google możliwie najprostszego przepisu na placek z malinami. I wtedy mnie olśniewa.

- Ale ludzie... My nie mamy malin. 

- Dla Penny pojechałbym sam zbierać te maliny, aż na malinowe pole! Dawaj mi twój rower.

Greg wybiega z mieszkania, zabierając swój plecak. Lou siedzi i marszczy brwi. Odwraca głowę w moją stronę.

- Mamy jakieś malinowe pole w okolicy? 

Wzruszam ramionami i siadam na miejscu Grega. Sadzam Lou na swoje kolana, a ona wplata palce w moje włosy i kładzie moją głowę na jej ramieniu. Zaczyna bawić się moimi kosmykami.

- Wszystko w porządku, Corney? Jesteś ostatnio taki przybity.

- Mamy właśnie kilkanaście minut bez Grega, a ty chcesz gadać o tym, że jestem zmęczony? - mamroczę w jej obojczyk. 

- Nie, po prostu... Cholera, martwię się o ciebie i tyle. Corney...

Nie wiem, co chciała powiedzieć, bo zamykam jej usta pocałunkiem. Lou cicho wzdycha i obejmuje moją szyję. Przysuwam ją bliżej, a ona przerzuca jedną nogę i oplata mnie w biodrach. Moja Lou pachnąca kokosem i trawą cytrynową. Smakująca miętą. Moja Louise.  

Kraniec UmysłuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz