Rozdział 4: Na skraju

19 5 3
                                    

Rzucam kurtkę i czapkę na krzesło i sekundę później obrywam kijem w plecy.

- Co to ma być, chłystku jeden? - krzyczy Penny uzbrojona w mopa. - Wszystko jest mokre, potem gnije i potem w całym domu śmierdzi zgniłą szmatą! Sprzątaj to! Ah, cześć, Lou, Greg. Zostajecie na noc? Zrobiłam makaron zapiekany serem. 

- Jeśli to nie problem. - Lou uśmiecha się słodko. 

Rozmasowuję swoje plecy. Grzecznie odwieszam mokre rzeczy na suszarkę. Biorę mopa od Penny i mozolnie zmywam plamy z podłogi. W tym czasie Penny podaje do stołu. Nakrywa dwa dodatkowe miejsca. Tam, gdzie kiedyś siadali rodzice. 

Penny grzebie przy radiu i włącza Honey Whiskey. Zaczyna nucić i kołysać biodrami w rytm muzyki. Jej granatowe alladynki w ciemnoniebieskie kwiaty kołyszą się razem z nią. Faluje swoimi czarnymi puklami, które wprawiają w ruch brzęczące, złote kolczyki. Greg w milczeniu chłonie każdy jej ruch. Lou staje obok mnie i szturcha w ramię.

- Zatańczymy, głuptasie? 

Chwytam jej talię i próbuję wczuć się w rytm muzyki. I think I better go before I try something I might regret. Zamykam oczy i schylam głowę na wysokość ramienia Lou. Jest drobna, ale sięga brodą mojego obojczyka. Słyszę teraz tylko muzykę i czuję tylko Lou. 

- Greg, każesz damie tańczyć samej? Bierz Penny i dawaj! - zachęca Lou. 

Lou odsuwa się ode mnie na krok. Teraz jej ręce także są w ruchu. Blond kosmyki wysypują się z uplecionego niedbale warkocza, a spódniczka nadyma lekko, gdy robi obrót. Odgarnia leniwym ruchem grzywkę, która prawie wpada jej w oczy. Pomalowane różowym błyszczykiem usta rozchylają się lekko. Jest taka piękna. 

Greg i Penny tańczą podobnie, odsunięci od siebie. To zabawne. Loki ich obojga poruszają się równie rytmicznie, co oni sami. Penny czarne, a Grega rude. Jej złote koła i jego tunel. Jej opalona twarz i jego blada cera z piegami. Uwielbiam ich obu.

Penny z westchnieniem opada na krzesło i upija łyk soku pomarańczowego. Kradnę Louisie mały pocałunek i siadam obok siostry. Nakładam sobie makaronu. Jakaś mikrocząsteczka spada mi na obrus, za co dostaję od Penny po łapach. Auć. 

Penny gotuje dobrze. Może nie jest to poziom trzygwiazdkowy, ale grzechem byłoby narzekać. Kiedyś, gdy miałem dziesiąte urodziny, przygotowała specjalnie dla mnie truskawkowy tort z napisem i małą, cukrową kolbą kukurydzy w ramach żartu z mojego imienia. Na moje jedenaste urodziny zrobiła pizzę. Na dwunaste pieczeń w moim ulubionym sosie. Na trzynaste sernik. Na czternaste lasagne. Jestem ciekaw, co zrobi na dwudzieste drugie. To już była nasza mała tradycja.

Kończę jeść i idę wziąć szybki prysznic. Nie chce mi się myć zębów, więc odkładam to na rano. Wciągam powoli spodnie, zahaczając nogawkami o pięty. Siłuję się z nimi przez chwilę, co kończy się moją klęską i wywróceniem na zielony dywanik. Prycham ze złością i ubieram w końcu piżamę.

Godzinę później leżymy we troje w pokoju. Ja, Lou i Greg. Lou jest tuż obok mnie, wtula się, a ja próbuję nie wiercić, mimo że ręka zaczyna mi drętwieć. Greg jest naprzeciwko na łóżku polowym. Wpatruje się w sufit i kołyszące się gwiazdki przy lampie. Nie znoszę całkowitej ciemności. 

- Dobranoc - szepczę w półmrok.

- Dobranoc, Corney - odpowiada mi nicość.  

Kraniec UmysłuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz