Stephen zamachuje się na moją głowę. Odtrącam jego dłoń, ale wraca i nóż uderza mnie w potylicę. Mimo że to tylko plastik, a Stephen jest delikatny i tak boli.
- Nie tak - wzdycha. - Mówiłem ci. Uderzasz jak najbliżej noża, blokujesz i wyprowadzasz cios w gardło albo szczękę. Trzymaj kozik, pokaże ci. Zaatakuj mnie.
Odbieram nóż i robię zamach. Stephen szybkim blokiem zatrzymuje moją rękę. Jego druga dłoń pędzi w kierunku mojej szyi i zatrzymuje się równie nagle.
- Widzisz. Potem atakujesz. Twoja kolej.
Próbuję powtórzyć jego ruchy. Stephen lekko zwalnia tempo. Udaje mi się prawidłowo go zablokować. Stoję dumny i czekam na pochwałę.
- Ujdzie - rzuca Stephen. - Teraz złapię cię, jak tamten facet. A ty spróbujesz się uwolnić. Nie masz noża ani pistoletu. Gotowy?
Stephen staje za mną. Jedną ręką przytrzymuje mój kark, a drugą przykłada nóż do szyi. Czuję jego oddech nad moim uchem. Uderzam go w brzuch i staram się odciągnąć jego dłoń. Stephen na moment się zgina, a po chwili uderza lekko nożem w szyję.
- K.O. Nie żyjesz, aj.
- Bez sensu.
Dziewczynka miga w moją stronę. Znowu. Parskam w jej stronę.
- Twoja kolej.
Chwytam go w podobny sposób. Przykładam nóż do szyi, a Stephen natychmiast odchyla moją rękę, nachyla się do przodu, ciągnąć mnie za sobą i uderza w krocze. Zaciskam zęby z bólu, w oczach pojawiają się łzy. Jego dłoń znowu chwyta za moją rękę i Stephen przechodzi pod nią, jednocześnie wykręcając ją.
- Boli - jęczę. Puszcza mnie.
- Twoja kolej, Stirlitz.
- Daj mi chwilę.
Siadam na ziemi i próbuję powstrzymać łzy. Stephen siada obok i podaje mi butlę z wodą. Nie wygląda na brudną, więc biorę łyka, starając się nie myśleć o tym, co mogło w niej być wcześniej.
- Jak ramię?
- Dobrze. Ammo dała mi środki przeciwbólowe. Goi się powoli.
- Nie otworzyło ci się?
- Nie, ale spoko. Nie tylko ramię mam teraz poobijane.
- Wybacz. - Śmieje się i wcale nie wygląda, jakby było mu przykro. - Bardzo cię boli?
- Umiarkowanie. Jak życie.
Dziewczynka kuca przy nas i zabiera mi butelkę. Bierze duży haust, a woda spływa jej po brodzie i moczy blond loczki.
Mogę teraz ja?, miga.
- Spoko, mała. Podaj mi kozik.
Stephen wstaje. Zaczyna z nią ten sam trening, co ze mną. Nie musi jej niczego tłumaczyć. Ich ruchy są płynne i szybkie. Staram się nadążyć za Stephenem. Zauważa, że mu się przyglądam i stopuje.
- Przypomniało mi się, jak Boogeyman nas uczył.
Stephen uśmiecha. Przeczesuje włosy i spogląda gdzieś w przestrzeń. Zaczyna się śmiać.
- Pamiętam, jak Ammo totalnie cię rozłożyła za pierwszym razem.
- Miała przewagę - parskam. - Zresztą teraz też by miała. Znaczy, czuję, że wracam do formy, ale mam wrażenie, że jeszcze daleko.
- Ta, ale widzę, że coś pamiętasz. Musisz się trochę pospieszyć. Co jak mnie kiedyś zabraknie?
- Jak to zabraknie?
Stephen tylko wzrusza ramionami.
- Musisz sam o siebie dbać, Stirlitz. Nie zawsze będę przy tobie, żeby cię ochronić.
Milczę.
- Słuchaj, w razie czego, zajrzyj na dno mojej szuflady.
- Okay, ale w razie czego?
Dziewczynka siada na kanapę. Wstaję, a Stephen zaczyna atak. Odparowuje po kolei ciosy, dopóki nie zakłada mi dźwigni. Klepię trzy razy w podłogę. Stephen nie puszcza.
- Broń się, Stirlitz.
Staram się wyślizgnąć z uścisku. Łapię jego dłonie i odciągam od szyi. Łokciem uderzam w brzuch. Stephen sapie i poluźnia uścisk. Wykorzystuję moment, by się odtoczyć. Spoglądam na brudny, zalany sufit.
- Tęsknię za Boogeymanem.
- Mmhm. Ja też.
CZYTASZ
Kraniec Umysłu
Science Fiction"Zbudź się o świcie." Taką wiadomość przynosi Corneliusowi mała dziewczynka. Chłopak chętnie uznałby to za żart, ale gdy spogląda w jej oczy widzi coś, o czym już dawno zapomniał. Stara się ignorować zardzewiałego SUVa i dziwnego chłopaka z kawiarni...