5. Sara

8.1K 489 123
                                    

Nigdy nie lubiłam, gdy coś szło nie po mojej myśli. Nie kalkulowało się z moim planami. Nikt nie lubił, gdy coś z dnia na dzień się zmieniało. Mój spokój się zburzył, od razu, gdy go zobaczyłam. Chwyciłam nasze rzeczy, nie przejmując się tym, że przed chwilą zemdlałam. Teraz obchodziło mnie to, by zabrać moją córkę jak najdalej od Antona.

– Nie myślisz, że powinnaś coś mi powiedzieć? – prychnęłam. Poprawiłam koka. Nie musiałam nic mu mówić. To ja najbardziej zasługiwałam na wyjaśnienia, nie on.

– Będziemy bawić się w kotka i myszkę. Jestem bardzo dobry w polowaniu i nie będzie to dla mnie problem – nie zmienił się ani trochę albo chciał wywierać na kimś takie wrażenie. Był po uszy zakochany w samym sobie.

Nie miałam ochoty robić tu scen. Przy ludziach. Nawet nie miałam ochoty na niego patrzeć. Brzydził mnie swoimi czynami.

Nie podobało mi się to, że Liwia bawiła się z Sasza. Była uśmiechnięta, co znaczyło, że nic jej się nie działo. Zresztą, gdy Anton w jakiś sposób dowiedział się, że to jego córka pozabijałby tu wszystkich, którzy chcieliby zrobić jej krzywdę.

Zawołałam Liwię, by przyszła do mnie. Gdy on stał obok, a ja patrzyłam na moją córkę dopiero teraz widziałam jakie między nimi jest podobieństwo. Choćbym załatwiła fałszywe testy DNA, to Liwia wyglądała jak jego mała, żeńska wersja. Przerażało mnie to. Nigdy nie wyobrażałam sobie takiej chwili, bo nigdy nie miało do niej dojść.
Żyłam z świadomością, że on nie żyje. Miałam zakodowane, że nigdy nie pozna swojego biologicznego ojca. Czasem mnie to cieszyło, a innego dnia byłam wściekła. Przychodziłam po Liwkę do przedszkola, a ona z płaczem wybiegała do mnie, że dzieci mają tatusiów, a ona nie.
Serce mi ściskało. A ten od tak upozorował swoją śmierć, bo tak mu było lepiej. Miałam wielką ochotę mu przyładować w tą kłamliwą mordę, ale nie przy dziecku i przy ludziach.

– Pójdziemy sobie na lody wcześniej, co ty na to? – ukucnęłam przed nią. Miałam ochotę spieprzać stąd jak najszybciej. Nie chciałam pytań ani wzroku Antona na sobie.

– Tak! – ucieszyła się. Ulżyło mi. Tak cholernie teraz się bałam. Nie wiedziałam co on teraz wymyśli. Ten człowiek był zdolny do wszystkiego, jeśli z łatwością zorganizował swój pogrzeb.

– Będziesz uciekać? – zapytał, gdy Liwka pobiegła kawałek dalej.

– Ty byś nie uciekał, gdybyś był na moim miejscu? Jesteś skreślony w moim życiu, daj nam spokój – więcej nic nie powiedziałam. Zostawiłam ich w tyle, krzycząc do córki, by zwolniła i zaczekała.

Niedaleko obok parkingu, naktórym zaparkowała samochód stała budka z lodami. Nie chciało mi się iść do lodziarni, chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu i choć na chwilę pobyć sama w ciszy. Mama zajmie się Liwką, gdy skłamię, że boli mnie głowa. Zresztą była przy niej cały czas.
Mogłam nawet wrócić do starego mieszkania, ale nie miałam na to ochoty. Inga załatwiała jakieś sprawy i odkąd rano wyszła z domu zabierając ze sobą kanapkę jeszcze jej nie  widziałam.

Liwia wybrała sobie świderka. Normalnie ja też bym wzięła, ale mój żołądek jakby się związał na supeł, stanowczo odmawiając jedzienia, nawet lodów. Zapłaciłam i powoli zaczęłyśmy iść w stronę samochodu. Mocno trzymałam córkę za rękę, bo ruch był niesamowity.

– Mamusiu, a kiedy pójdziemy na basen? – spojrzała się na mnie tym wzrokiem, któremu nikt nie mógł się oprzeć.

– Babcia powiedziała, że z tobą pójdzie jutro. Stój, tutaj grzecznie – grymas pojawił się na mojej twarzy, gdy musiałam w torebce znaleźć klucze. Musiałam w niej posprzątać. Miałam za dużo niepotrzebnych rzeczy, ale przecież one zawsze mogły się przydać. Niemal nie zapiszczałam jak Liwka na budkę z lodami, gdy udało mi się je wymacać.

IMADŁO - Szatańska gra [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz