42. Sara

4.3K 294 84
                                    

Obudziłam się z uśmiechem na ustach. Czułam się we właściwym momencie swojego życia. Obudziłam się na bok. Dochodziła ósma trzydziedzieści. Anton jeszcze spał, ale nie zamierzałam go budzić. Potrzebował wypoczynku. Zdawałam sobie sprawę, że nasza córka zaraz się tu zjawi, więc w głowie dziękowałam sobie, że oboje doprowadziliśmy się do porządku. Drzwi lekko się uchyliły i weszła przez nie czarna czuprynka, która w rękach trzymała swojego pluszowego misia.

– Cichutko kochanie, tata śpi – powiedziałam szeptem, a Liwia weszła po cichu na łóżko od mojej strony. Była jeszcze zaspana, ale powoli tryskała z niej energia.

– A mogę się do taty przytulić? — pokiwałam głową, a ta wtuliła się w niego jak mała małpka. Obraz mnie rozczulił, bo gdy wiedziałam czym się zajmuje, widok wtulającej się do niego córki był jeszcze pięknieszy. Chociaż wciąż nie podobało mi się, że Anton zajmuje się tym, czym się zajmuje. Mocno mi to przeszkadzało. Aczkolwiek postanowiłam na ten moment o tym nie myśleć.

– Dzień dobry, Roszpunko – Anton obudził się po około dwudziestu minutach i podniósł w górę wtulającą się do niego Liwię. Oparłam głowę na łokciu. Czułam wewnętrzny spokój i bezpieczeństwo, o które się bałam każdego dnia.

Liwia piszczała z radości, gdy ten gilgotał ją pod pachami i po szyi. W życiu nie pomyślałabym, że Anton tak dobrze może odnaleźć się w roli taty.

– Pójdę zrobić śniadanie, wy sobie jeszcze poleżcie – stwierdziłam z uśmiechem i zwinęłam telefon z szafki nocnej.

Oddalałam się od okrzyków radości. Ziewnęłam, gdy mój telefon wydał charakterystyczny dźwięk. Odblokowałam go, a na ekranie widniała informacja, że moja miesiączka śpóźnia się o tydzień. Nawet nie zwróciłam na to uwagi. Postanowiłam nie panikować, bo to nie był pierwszy raz, gdy okres mi się spóźniał. Stosowałam tabletki od kilku lat i nigdy mnie nie zawiodły.

Poszperałam w szafkach szukając odpowiednich składników na śniadanie. Postanowiłam, że zrobię omlet ze szpinakiem i pomidorkami koktajlowymi. Do tego wyjęłam pieczywo i wędliny. Byłam ogromnie wdzięczna gosposi, że zaopatrzyła lodówkę Antona w jedzenie. Zrobiłam herbatę i wszystko postawiłam na stole.

– Chodźcie już – zawołałam ich. Przyszli po paru minutach. Oboje byli uśmiechnięci i byłam pewna, że pierwszy raz widziałam Antona tak bardzo zadowolonego.

– Pachniało już od w samej sypialni – powiedział i pocałował mnie w czoło. Usiedliśmy przy stole słuchając historii Liwii, która opowiadała Antonowi o swoim przedszkolu w Monachium i o koleżankach, kolegach. Machała przy tym nóżkami.

– Wyjdziemy gdzieś dzisiaj? – zapytała, gdy pomagała mi wstawiać naczynia do zmywarki.
Anton w tym czasie nadrabiał coś w swoim gabinecie.

– Usiądź, nie przemęczaj się kochanie – powiedziałam, gdy ona uparcie chciała mi pomóc.

Na szczęście usiadła i zaczęła przeglądać książeczkę, którą dostała od mojej mamy. Pomimo tego, że nie czułam się źle cały czas miałam dziwne wrażenie, że coś było inaczej. Nigdy nie czułam tego, gdy miesiączka mi się spóźniała. Jakieś dziwne uczucie, którego nie potrafiłam wytłumaczyć. Postanowiłam pójść po test ciążowy do apteki, która była za rogiem.

– Anton, spojrzysz przez chwilę na Liwię? Muszę iść po tebletki, bo coś rozbolała mnie głowa – skłamałam, ale musiałam mieć pewność.

– Jasne, tylko bądź ostrożna – pokiwałam głową i szybko wyszłam z mieszkania. Jeśli byłam w ciąży to cholera, to nie był dobry moment.

Chociaż teraz byliśmy razem to nie był dobry moment. W przyszłości tak, ale nie teraz, gdy wszystko zaczęło iść tak jak powinno. Wyszłam na zewnątrz. Byłam dziwnie spokojna, bo nawet nie miałam objawów, ale widziałam, że tym razem nie musiałam ich mieć albo po prostu nie byłam w ciąży.

– Dzień dobry – powiedziałam po przekroczeniu progu apteki. Młoda kobieta uśmiechnęła się do mnie.

– Dzień dobry, czym mogę służyć – podziwiałam, że z takim entuzjazmem podchodziła do pracy w niedziele.

– Poprosiłabym dwa testy ciążowe – sama nie wiedziałam czy się cieszyłam czy nie. Wiedziałam, że to nie był odpowiedni moment, ale wiedziałam też, że damy sobie radę.

Zapłaciłam i wyszłam czym prędzej. Z nerwów wszystko mi się w środku skręcało. Wzięłam głęboki oddech i wróciłam. Uśmiechnęłam się do mężczyzny, który stał w windzie i stanęłam obok niego. Jechał na to samo piętro co ja. Zdziwiłam się, ale postanowiłam nie panikować. Nie każdy musiał okazać się przecież seryjnym mordercą.
Gdy poczułam na swoich ustach namoczoną czymś szmatkę zaczęłam się szamotać i krzyczeć aż nagle przed oczami zrobiło mi się ciemno.

                           ***

– Czekałem na ciebie, landrynko –  usłyszałam za sobą, gdy otworzyłam oczy. Głowa i powieki ciążyły mi. Nie wiedziałam co się dzieje i gdzie byłam. Cała głowa mi szumiała, jakbym była na mocnym kacu, ale gdy ogarnęłam pamięcią to, co się stało w windzie wstrząsnęła mną ogromna panika.

– Wiem, że nie śpisz, landrynko – to on, to ten facet z wiadomości.
Poczułam mdłości z przypływu strachu, ale postanowiłam dalej twardo udawać, że spałam.

– Przespałaś już tyle godzin, pomyśleć, że jesteśmy już w Meksyku – kolejny raz poczułam mdłości. Prostytucja, handel, kartele te trzy słowa widniały w mojej głowie, a przerażenie było coraz większe.

– Dobrze ci radzę, wstań i spójrz na mnie – postanowiłam nie igrać z ogniem. Podniosłam się z twardego łóżka, a strach odjął mi możliwość poruszania. Bałam się, tak cholernie się bałam. Podniosłam głowę i kto kogo zobaczyłam zwaliło mnie z nóg. Upadłam z hukiem. Zobaczyłam jego oczy, te same.

Poczułam jak mój świat wali się jeszcze bardziej. Mężczyzna, którego pokochałam. Okazał się kłamcą, który karmił mnie wymysłami w żywe oczy. Żył z moją córką, stał się jej światem.

– Myślę, że do burdelu będziesz się idealnie nadawać – zawył szyderczo, a moje serce zaczęło krwawić.

Jak mogłeś Anton...

------------------------------------------------

Co tu się stało... 😬

IMADŁO - Szatańska gra [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz