Usmiechnęłam się do Liwki i pomogłam założyć jej buty. To był najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Po tygodniach w szpitalu wreszcie moja córka zazna domowego spokoju. Nie będzie mogła szybko się męczyć, brać leki, ale zawsze będzie z nami w domu i to było najważniejsze.
– Mamusiu, zajedziemy na lody? – zapytała. Nie miałam serca jej odmawiać. Chciałam przychylić jej nieba. Dziecko to osoba, za którą zawsze wskoczę w ogień.
– Jasne – odwróciłam się w stronę Antona, który właśnie wchodził do sali rozmawiając przez telefon. Wziął małą na ręcę i ucałował w czoło. Następnie postawił, wziął jej walizkę i torbę i wyszedł na korytarz, by w spokoju dokończyć rozmowę.
– Zabierzemy tatę ze sobą? – zapytała. Rozczuliła mnie. Pragnęłam, by miała ojca, o którym zawsze marzyła. Anton ją kochał i to było dla mnie najważniejsze.
– Jeśli tylko będzie chciał – uśmiechnęłam się i potargałam jej ciemną, niemal czarną czuprynkę. Była tak podobna do niego, że to było niemal niezwykłe.
Czekałyśmy na wypis, moment do niego dłużył nam się niemiłosiernie. W domu na Liwkę czekał tort powitalny, prezenty i jej ulubiony pudding czekoladowy. To miał być moment, który na długo zapadnie w jej pamięć, oczywiście jako ten pozytywny.
Oparłam się na fotelu, gdy Liwia rozmawiała z dziewczyną z oddziału. Cieszyłam się, że złapała z kimś kontakt i nie była tu całkiem sama, choć codziennie ktoś u niej był. Obiecałam jej, że z spotka się z Laurą, gdy już wszystko będzie szło ku lepszemu. Anton gdzieś zniknął, ale zapewne nie zrobił tego bez powodu, a ja coraz lepiej i swobodniej czułam się w jego towarzystwie. Wiedziałam, że Liwia będzie szczęśliwsza, wtedy kiedy i ja będę czerpała z życia garściami. Miałam taki zamiar, zacząć żyć pełną piersią.– Wie Pani, że moja mama jest wróżką? – dziewczynka odwróciła się do mnie z moją córką w tym samym momencie, a ja uniosłam brew. Wiedziałam, że dzieci często zmyślają pewne rzeczy.
– Wróżką? A co takiego robi? – zapytałam się szczerze zaciekawiona tym, co wymyśli koleżanka mojej córki.
– Wróży przyszłość, jeśli będzie pani chciała z chęcią zrobi to dla pani – zaśmiałam się. Chyba chciałam sama ją odkrywać. Nie ważne czy wierzyłam w takie rzeczy czy też nie.
– Dziękuję za taką propozycję, Lauro, jeśli będę skłonna na pewno się odezwę – dziewczynka posłała mi swój blady uśmiech. Choroba ją wykończała, ale dziewczynka była silna i walczyła, nawet jeśli była coraz słabsza. Imponowała mi tym.
Dziewczynki przytuliły się na pożegnanie i dostałyśmy kolejne wytyczne od jej lekarza, z którym rozmawiał Anton i sporą receptę.
– Mamusia powiedziała, że pójdziemy na lody – parsknęłam. Liwia nie pytała się o zdanie po prostu tak miało być i koniec. Przemierzaliśmy korytarze szpitala ze skaczącą między nami córką. Wreszcie byłam szczęśliwa. Ostatnio nawet zaczęłam rozglądać się za mieszkaniami w Warszawie. Gosia powiedziała, że bez problemu zostanę u nich menadżerem, więc coraz bardziej chciałam wrócić do Polski. W Niemczech oprócz pracy i znajomych nie trzymało mnie nic. Dobrze też wiem, że Liwka lepiej czułaby się w Warszawie. Tu mamy wszystkich, a tam praktycznie nikogo.
– Jeśli tak powiedziała, to tak będzie – odparł i się uśmiechnął. Była to dla niego nowa sytuacja, ale wiedziałam, że dobrze czuł się jako tata.
Wyszliśmy z budynku na parking, tam czekał na nas samochód.
– Siadajcie – odparł, a sam zasiadł za kierownicą. Liwka usiadła z tyłu, a ja na miejscu pasażera. Czułam się jakbym miała swoją... rodzinę?
CZYTASZ
IMADŁO - Szatańska gra [Zakończone]
RomansWszystkie drogi prowadzą do niego... Dalsze losy z pierwszej części Szatańskiej gry. Jest ona obowiązkowa.