16. Anton

6.8K 396 59
                                    

Uniosłem brew do góry, gdy lekarz podsunął swoje okulary.
Mrugał bardzo szybko, by przyzwyczaić swoje oczy do światła. Jego fartuch był pognieciony. Sprowadzenie go z Sydney nie było wcale takie trudne. Pokręcił głową, gdy mnie zobaczył. Miałem wrażenie, że uleciał z niego cały strach, a cało targnęło ulgą. Znaliśmy się. Chociaż nie popierał moich metod ściągania go do siebie wiedział, że nie zrobię mu krzywdy, gdy będzie ze mną współpracować. Można było powiedzieć, że byliśmy partnerami biznesowymi. Był jednym z najlepszych chirurgów jakich znałem. Nie raz ratował mnie, moich ludzi za dobre pieniądze, które mu płaciłem. Nie szeptał ani słówko policji, za to dostawał nie małe pieniądze.

- Zapędzisz mnie do grobu tymi swoimi sposobami. Wystarczyło zadzwonić - Sasza przyniósł mu bagaż, który zawsze miał spakowany i stał w jego szafie na właśnie takie przypadki.

- O co teraz chodzi? - zdjął fartuch lekarski i przemył okulary husteczką.

- Moja córka ma mieć za kilka dni operacje. Chcę, byś to ty się tym zajął. W tej sprawie jesteś najlepszy - lekarz spojrzał na mnie jak na wariata.

- Od kiedy ty masz córkę?

- Nie twój interes. Wiesz tyle ile potrzebujesz - kiwnął głową.

- Jaka dokładnie to ma być operacja?

- Wycięcie guza mózgu. Masz być głównym chirugiem. Robisz to najlepiej. Nie spieprz tego.

Po jakimś czasie wraz ze swoimi ludźmi podjechaliśmy pod szpital. Musieliśmy załatwić wszystko, by to Owen operował moją córkę. Do tego była potrzebna mi Sara. Zjawiła się w szpitalu szybciej niż się spodziewałemm. Jeśli na prawdę myślała, że od tak ją zostawie to była w dużym błędzie.

- Co ty tu jeszcze robisz?! - wysyczała.

- Stoję - jej oczy ciskały we mnie gromami, jakby miały mnie zabić. Może gdybym był miękką fają, właśnie bym spierdalał.

- Co ty kąbinujesz?

- Załatwiłem zaprzyjaźnionego lekarza, który jest najlepszy w tym co robi. Nie raz uratował mnie i moich ludzi z ciężkich sytuacji. Potrzebuję twojej zgody, by operował naszą córkę. Dobrze wiesz, że nie dam jej pod byle jakie ręce - wiedziałem, że Sara chciała dla Liwki jak najlepiej. Dla tego też wierzyłem, że podejmie dobrą decyzję.

Opuściła głowę w dół i z nerwów zaczęła kręcić pierścionkiem. Wypuściła głośno powietrze. Czułem, że ona doskonale wiedziała co powinna zrobić. Była świadoma tego, że z moim statusem proponowany lekarz nie był pierwszym lepszym. Był dobrym wyborem, a ona choć kochała naszą córkę, najbardziej na świecie, nie miała ochoty przystawać na jakąkolwiek propozycję, który wypłynęła ode mnie. Spojrzała się w sufit, a z kącika jej oczu wypłynęła łza. Zaczęła się trząść, opadła na krzesło. Głowę schowała w rękach. Zacisnęłam szczękę. Nie lubiłem patrzeć, gdy płakała, ale tym bardziej nie wiedziałem jak ją pocieszyć. Nie znałem się na uczuciach i nie umiałem o nich głośno mówić. Czułem, że nawet oprócz złości, nienawiści i szału nie czułem nic, bo zwyczajnie w świecie tak zostałem wychowany. Jeśli kiedykolwiek dano mi miłość i bezpieczeństwo to na krótko, bo wszystko zniszczyła matka, która była pedofilką. Alkohol i dragi, które brała wyżarły ją. Ojciec zniszczył mi życie, a ona tylko po nim poprawiła.

Zrobię wszystko, by być dla Liwii jak najlepszym ojcem. Choćbym miał przepłacić za to życiem.

- Dobrze - powiedziała pewnie - Podpiszmy to, co trzeba.

Po papierkowej robocie i wielu rozmowach jakie musieliśmy przeprowadzić udało mi się wyciągnąć Sarę do kawiarni. Nie było łatwo, ale w końcu się zgodziła. Chciałem wiedzieć wszystko o naszej córce, nie chciałem dowiadywać się tego z informacji, które wyciągnęliby moi ludzie prędzej czy później. Chciałem, by sama opowiedziała mi to, co chciała.

Dotarliśmy do kawiarni jakiś czas później. Sara przyjechała swoim samochodem. Otworzyłam jej drzwi i przepuściłem. Nie lubiłem zbyt kolorowych wnętrz. To nie była moja bajka. Lubiłem stonowane, ciemne, wystroje, a nie pastolowe czy niemal neonowe.
Kawiarnia mieściła się na Nowomiejskiej. Miejsce, które miało swój klimat, nie dawało po oczach milionem kolorów. Meble, które wyglądały niczym antyki.

Złapałem Sarę za rękę co zdecydowanie jej się nie podobało. Ruszyłem w bardziej prywatne miejsce. Nie miałem ochoty na tłumy słuchaczy.

– Nie musiałes się fatygować aż na Stare Miasto – rzuciła gorzko.

– Dla ciebie zrobiłem wyjątek –  prychnęła. Czemu akurat ona musiała mieć coś takiego w sobie, że nie mogłem do chuja odpuścić. Jakaś siła trzymała mnie przy niej i mówiła, bym jej nie zostawiał. Jakieś przekleństwo.

Sara uśmiechnęła się, gdy podbiegł do niej pies właścicieli. Najwyraźniej był przyzwyczajony do obcych, bo od razu domagał się uwagii.

– Co piękny – słodziła mu, a on jakby rozumiał machał ogonem na prawo i lewo jeszcze mocniej.

Po chwili podeszła do nas kelnerka. Podała menu i przywiatała się.

– Zamawiaj co chcesz, ja płacę – powiedziałem.

– Gdybyś nie płacił, nawet bym tu nie przyszła, ale chce mi się kawy dlatego znalazłam wolną lukę w swoim grafiku – uśmiechnęła się cwanie. Mała bestia.

– Opowiedz mi coś więcej. Co robiłaś jak wróciłaś trzy lata temu do Polski? – znałem każdy jej krok, do momentu, gdy sobie odpuściłem. Miałem inne rzeczy na głowie.

– Płakałam za tobą, roniłam łzy. Niemal dostawałam depresji z tęsknoty – syknęła. Jeśli tak miała wyglądać nasza każda rozmowa, to świetnie się zaczynało.

–  Od zawsze wiedziałem, że mnie kochasz – mruknąłem. Odłożyłem kartę. Potrzebowałem mocnej kawy i to niemal natychmiast.

– Prędzej skoczyłabym z okna – sapnęła. Zrobiła to samo co ja.

Obserwowałem każdy jej ruch. Gdy czuła się nieswojo zakłada kosmyk swoich czarnych włosów za ucho. Zagryzała wargę, gdy się skupiała i istniało duże prawdopodobieństwo, że robiła to nieświadomie. Wszystko można było wyczytać po mowie ciała. Gdy chciała się czymś zająć, by nie rzucać się w oczy nakładała na usta bezbarwny błyszczyk, który miała zawsze w torebce. Chyba sama nie wiedziała, że robi tak w poszczególnych przypadkach.

– Powinieneś wiedzieć jedno. Nie zamierzam zabraniać ci całkowitego widywania z Liwką, ale nie zamierzam też specjalnie dbać o to, byś się z nią spotykał. Wcześniej może i mi na tym zależało, ale teraz nie ufam ci ani nikomu oprócz najbliższej rodziny. Pokaż mi, że ci naprawdę na niej zależy, a może pójdę ci na rękę – pokręciłem głową. Mój anioł stawał się diablicom.

Przekręciłem głowę w stronę drzwi, gdy ktoś je otworzył. Automatycznie przesunąłem rękę w stronę broni. Miałem wrażenie, że widziałem pierdolonego ducha, ale nie. On tu był. Wciąż wyglądał niemal tak samo. Sara spojrzała się w tę samą stronę, gdy zauważyła, że już jej nie słuchałem. Czułem na sobie jej wzrok, który dużo mi mówił. Męskie kroki nasialały się, a stukot męskich pantofli słychać było w całej kawiarni.

Niech to szlag!

O co tu chodzi? – Sara zapytał się cicho i mniej pewnie niż wcześniej.

– Rób to, co ci mówię. Chociaż raz się mnie kurwa posłuchaj – zacisnąłem rękę na broni. Wyjąłem ją ostroźnie, by nikt jej nie zauważył.

-------------------------------------------------

Jak myślicie kim jest ten tajemniczy "ktoś"?
Powiem Wam, że możecie się zdziwić. 😈

Przepraszam, że musieliście czekać tyle na rozdział, ale już jest!

IMADŁO - Szatańska gra [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz