28. Sara

5.3K 339 24
                                    

Uśmiechnęłam się zmęczona, ale szczęśliwa. Opadłam na krzesło obok łóżka córki biorąc jej rękę w swoje dwie. Patrzyła się na mnie, ale na jej usta wpłynął delikatny, uśmiech. Nie mówiła nic. Miałam wrażenie jakby po sercu rozpłynął mi się miód i złagodził gorzki smak poprzednich dni.

– Mama? – wychrypiała cicho, a pielęgniarka pomogła jej, by ostrożnie napiła się wody. Powstrzymywałam łzy, nie chciałam płakać, bo to nie był powód. Miałam się cieszyć.

–Tak, córciu jestem obok i zawsze będę – Liwia była dla mnie wszystkim. Zrobiłabym dla niej wszystko, skoczyła w ogień czy spojrzała w oczy diabłu. Oddałabym i zrobiła wszystko.

Liwia uniosła wzrok na Anton, który spoglądał się na to wszystko ze spokojem i opanowaniem. Oboje czekaliśmy aż coś powie. Chyba dokładnie nie wiedziała jak się do niego zwrócić. Gdy już dojdzie do siebie, powiemy jej na pewno, że Anton jest jej tatą. Ona zasługuje na prawdę, wiem, że gdybym była na jej miejscu chciałabym wiedzieć. Wiem też, że kiedyś, gdy będzie starsza zacznie dopytywać, a wtedy nie chce jej okłamywać.

– Jestem twoim tatą Liwio – doznałam szoku. Wiedziałam, że Anton nie należy do ludzi, którzy owijają w bawełne, ale nie myślałam, że powie jej to właśnie teraz. Nieco się zdenerwowałam, że robi to bez mojej zgody i wcześniejszej rozmowy, ale to i tak, by się wydarzyło. Czy prędzej czy później.

Liwia przeskakiwała wzrokiem to na mnie, to na Antona. Poczułam ulgę, gdy się lekko uśmiechnęła.

– Tatą? – wychrypiała cichym, ledwie słyszalnym głosem.

– Tak, ale o tym porozmawiamy później, gdy już się lepiej poczujesz – zadecydował. Nigdy nie spodziewałam się, że dożyje takiej chwili, ale czułam swego rodzaju radość. Nie mogłam tego jeszcze pojąć, ale cieszyłam się, że Liwka w końcu ma tatę, bo tak bardzo na niego czekała.

– Odpocznij słoneczko, zawołamy lekarza – podniosłam się z krzesła i nakryłam córkę bardziej kołdrą, by nie zmarzła. Chwyciłam Antona za nadgarstek i wyprowadziłam z sali. Zamknęłam za nami drzwi.

– Nie musiałeś mówić jej tego od razu – Anton pokręcił głową. Odnosiłam wrażenie, że był zły.

– Nie mam zamiaru dłużej ukrywać tego, że jest moją córką – pokręciłam załamana głową. On zawsze musiał zrobić coś na swoją stronę, nie ważne co by to było. Oparłam się o szpitalną ścianę. Szczęśliwa, bo wreszcie doznałam właściwego spokoju, ducha i serca.

– Nie chodzi mi o skrywanie tego, po prostu sądzę, że lepszym rozwiązaniem byłoby, gdybyśmy poczekali parę dni – spojrzałam mu prosto w oczy.

– Nie uważasz, że już długo czekała? – zapytał. Czekałaby krócej, gdybyś nie udawał własnej śmierci. Podniosłam brwi wywrócona z równowagi.

– Skończ już ten temat, nie chcę mi się ciebie słuchać – spojrzałam prosto w jego niebieskie oczy. Nawet w takim momencie nie mogłam się z nim dogadać. Pokierowałam się do gabinetu lekarza, który miał dziś sprawdzić jeszcze stan Liwii. Zapukałam cicho w drzwi.

– Już jesteśmy po rozmowie z córką – szepnęłam opierając się o framugę, białych, szpitalnych drzwi. Lekarz uniósł na mnie swój wzrok, wstał zza biurka i zatrzymał się koło mnie.

– Niech pani wybaczy, jeśli panią to urazi, ale znam Antona i choć jego profesja tego nie mówi, to on wcale nie jest taki zły jak się wszystkim wydaje. Owszem, zabija, ale nie robi tego od tak, bo mu się podoba – powstrzymywałam się od rzucenia komentarzu, ale się nie udało.

– A czy ktoś kiedyś zapytał się mnie, jak ja się z tym wszystkim czuję? – zapytałam nie oczekując odpowiedzi. Zawsze słyszałam o Antonie to i owo, ale nikt nigdy nie zapytał się kobiety, której dziecko choruje na raka, mąż jej dziecka jest poniekąd psychopatą jak się czuję.

IMADŁO - Szatańska gra [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz