47. Sara

4.2K 310 61
                                    

Leżałam w części prywatnej cierpliwie czekając na Antona. Trząsłam się z nerwów, bo jednocześnie byłam się o niego, a z drugiej strony wiedziałam, że sobie poradzi. Nie mogło być inaczej, musiałam wrócić z nim. A później...
Mogłam wrócić do Moskwy i chociaż na moment zapomnieć o tym co działo się w Meksyku i zacząć żyć. Przekręciłam na bok, gdy do środka wszedł Sasza. Był ubrany w dresy i widać po nim, że dopiero skądś wrócił. Podniosłam się do pozycji siedzącej, by nie leżeć przy nim i by nie pomyślał, że mam go gdzieś.

– Jak się czujesz? – zapytał. Czułam się cholernie dziwnie. Jednocześnie odczuwałam ulgę i żal do samej siebie, że sama nie pomogłam żadnej z tych kobiet. Musiałam skontaktować się z Antonem i powiedzieć mu, żeby obiecał mi, że nie stanie im się krzywda. Nie wybaczyłabym sobie, gdy im coś się stało.

– Lepiej. Anton pomoże tym kobietom, prawda? – zapytałam z nadzieją. Naprawdę musiałam to usłyszeć od niego.

– Anton nie odbierze, nawet nie ma  po co do niego dzwonić – domyślałam się tego, ale żywiłam jakąś małą nadzieję.

– Myślisz, że kiedy wróci? – zapytałam spokojnie.

– Do dwóch godzin powinien raczej być, przynajmniej zazwyczaj tak się wyrabia – pokiwałam głową. Chciałam już być w Polsce i ani minuty dłużej w Meksyku.

– Dziękuję, że przy mnie jesteś. Zwariowałabym tu sama – powiedziałam szczerze. Czekanie na lotnisku było cholernie nudne, choć miałam dostęp do internetu, to nawet nie miałam ochoty wchodzić na media społecznościowe.

– Skontaktowałaś się z rodzicami?

– Tak, zadzwoniłam do nich od razu po rozmowie z Liwią i Ingą – niemal przypomniał mi się krzyk radości i jednocześnie ochrzan od mojej mamy, że nie dawałam im znaku życia. Cóż...gdybym tylko mogła.

– Żebyś nie myślała, Anton chodził z Liwią na wszystkie wizyty do lekarza – pokiwałam głową. Miał szczęście, że chodził.

– Dobry wieczór, przepraszam, że przeszkadzam, ale to czas na wydanie kolacji. Mam dla Pani Risotto z kurczakiem i warzywami plus herbata – Stewardessa uśmiechnęła się do nas i podała tacę z jedzeniem. Brzuch niemal mi się skręcał z głodu.

– Jedz, zostawię cię – poklepał mnie po plecach i wyszedł.

Jednak jedna myśl nie dała mi w spokoju zjeść. Cały czas myślałam o testach ciążowych, które kupiłam w dzień porwania. Musiałam je zrobić, bo inaczej zapewne nie umiałabym normalnie funkcjonować. Wygrzebałam w torebce jeden test ciążowy. Musiałam się upewnić. Serce biło mi zbyt szybko, ale nie potrafiłam nad sobą zapanować. To było takie uczucie, które trudno było określić. Strach albo radość, a ja sama nie wiedziałam co czułam. Weszłam szybko do małej łazienki. Nienawidziłam toalet w samolotach, były klaustrofobiczne.
Trzasącymi rękoma rozerwałam opakowanie. Gdy robiłam test ciążowy podczas pierwszej ciąży marzyłam o teście negatywnym. Teraz nie wiedziałam co czułam. Wiedziałam, że damy sobie radę, ale byłam przekonana, że to nie był najlepszy moment na kolejne dziecko. Czułam, że kochałam Antona, ale nie wiedziałam co czuł on. Chciałam, by pierwszy mi to powiedział. Poczekam, jeśli będę musiała.

Zrobiłam dwa testy, które wzięłam ze sobą. Nie chciałam zajmować łazienki, ale też nie chciałam, by testy zobaczył jeden z ludzi Antona.

Wróciłam do części sypialnianej. Na zewnątrz wciąż było ciemno.
Chciałam, żeby Anton już wrócił. Potrzebowałam bliskości, ale rozumiałam choć wciąż nie podobało mi się to, co robił i nigdy nie spodoba. Chciałabym bardzo, by z tego zrezygnował, ale wiedziałam też, że z mafii nie da się wyjść od tak. Musiałam jakoś to zrozumieć, ale było trudno. Gdy dzwonek mówiący, że wynik już powinien być zadzwonił przęłknęłam przerażona ślinę.
Chyba nie był jeszcze gotowa, by go zobaczyć.

Otworzyłam szeroko oczy.

– Dwie kreski – szepnęłam sama do siebie, nie mogąc do siebie dojść. Pieprzone dwie kreski. Byłam w ciąży. Japierdole. Wyjęłam natychmiast drugi, ale on też był wyraźny. Zrobiło mi się słabo z wrażenia, a z twarzy na pewno odpłynęła krew. Próbowałam sobie przypomnieć czy zapomniała wziąć tabletkę, ale nic takiego nie przychodziło mi do głowy. Chociaż...

To nie było już ważne. Rzeczywiście mogłam zapomnieć, ale to przecież nie musiało od razu zakończyć się ciążą. Jednak los chciał inaczej. Odruchowo położyłam rękę na brzuchu. Uśmiechnęłam się, tak po prostu.
Z jakiegoś powodu obawiałam się reakcji Antona, ale wierzyłam, że nie będzie na mnie zły.

Leżałam już w łóżku, gdy Anton otworzył drzwi od części sypialnianej i do mnie przyszedł. Zachowywał się cicho. Pewnie myślałam, że już spałam. Zdjął jak najciszej się dało garnitur i przebrał się w dresy. Położył się koło mnie i zgarnął moje włosy do góry. Pewnie do wylotu jeszcze było trochę czasu. Przyciągnął mnie do siebie, tak że leżeliśmy na łyżeczkę.

– Strzeliłbym sobie w łeb, gdyby coś ci się stało – wyszeptał.

– Wychodzi na to, że nie musisz – powiedziałam sennie. Odkręciłam się w jego stronę, a on uśmiechnął się.

– Kocham cię, wiesz? – poczułam gęsią skórę na to wyznanie.

– Nie musiałam wcale tak długo czekać – zaśmiałam się.

– Aniele, uzależniłem się od ciebie pierwszego dnia, gdy cię zobaczyłem choć nie należało ono do najprzyjemniejszych – skrzywiłam się na to wspomnienie. Miał rację, byłam cholernie przerażona, gdy zobaczyłam jego i tych osiłków w mieszkaniu Mariny.
Nie miałam z nią kontaktu, nie chciałam go nawet mieć.

– Jestem w ciąży – powiedziałam, gdy między nami zapadła cisza. Bałam się jego reakcji.

------------------------------------------------------

Oho jak myślicie jak zareaguje Anton? 😅
I pytanie za sto punktów. Chłopczyk czy dziewczynka?

IMADŁO - Szatańska gra [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz