23. Anton

6.5K 367 29
                                    

Gdyby ktoś zapytał się mnie jak bardzo pragnę teraz kogoś zabić, poćwiartować odpowiedziałabym, że niczego nie pragnę bardziej niż tego. Śmierć mogła być dla kogoś końcem, a dla innego zbawieniem. Dla niej, byłaby nagrodą. Łaską, którą jej okazałem. Pomarańczowe Lamborghini Gallardo mknęło po torze wyścigowym robiąc kolejne kółko. Usiadłem na trybunach. Polina miała rękę do szybkiej jazdy. Wyrabiała się w zakrętach, wiedziała kiedy zdjąć nogę z gazu. Jeździła lepiej od niektórych zawodowców. 

- Aż żal ją zabijać, chociaż nie wiem co miałeś w głowie pieprząc ten plastik - stwierdził Sasza, gdy kobieta wysiadła z samochodu w krótkich szortach, krótkim topie, który podkreślał rozmiar jej piersi. Miała opalone ciało, płaski brzuch. Była z wyglądu niemal idealna. Mężczyźni się za nią oglądali. Gdyby nie jej płytkie myślenie, w niektórych aspektach życia to teraz zapewne obserwowałbym swoją żonę. Zdjęła kask, a jej czarne włosy rozsiał wiatr. Była pierwszą miłością mojego życia, przynajmniej tak mi się wydawało.

- Byłoby mi jej żal gdyby nie zrobiła tego co zrobiła - poderwałem się z siedziska i zszedłem ze schodków. Sasza podążał za mną. Zacisnąłem rękę na gnacie.

- Co tam chłopaki chcecie się dołączyć? - zapytała, gdy nas zauważyła. Prychnąłem głośno.

- Nic z tych rzeczy, moja droga - odpowiedziałem. 

Zatrzymaliśmy się naprzeciwko niej. Spojrzała na nas wymownie, nadszarpując tym moją samokontrolę. Dziś miała zginąć. Nic nie miało mi przeszkodzić. 

- Chcesz mnie zabić, tak? Po to przyszedłeś? -  zaśmiała się. Poprawiła swoje długie włosy, które kiedyś trzymałem w garści posuwając ją przy ścianie. 

- Czytasz nam w myślach - wtrącił Sasza. Przeniosła wzrok na niego i obdarzyła pełnym nienawiści spojrzeniem. Miałem dość tego przedstawienia, marnego teatrzyku. Wyciągnąłem pistolet celując prosto w kobietę, której szczerze nienawidziłem.

- Jeśli zginę ja, zginiesz i ty - wymruczała. Wyciągnęła z samochodu pilot z tylko jednym przyciskiem. Zacisnąłem szczękę znacznie mocniej niż chciałem to zrobić. Zapomniałem jak bardzo była przebiegła. Zaśmiałem się pod nosem.

–  My zdążymy spierdolić, zanim bomba wybuchnie – Sasza uniósł palcec do góry, gdy mocny podmuch silnika uderzył w nas z mocną siłą. Uniosłem brew. Jeden z moich ludzi zrzucił drabinkę. Sasza wszedł za jej pomocą do helikoptera. Złapałem się drabinki, która poruszała się do przodu i do tyłu. Maszyna podleciała do góry. Strzeliłem kobiecie prosto w czoło, a samochód sportowy wybuchł. Opancerzonymi samochodami moi ludzie wjechali na tor, by posprzątać bałagan. Wspinając się po drabince znalazłem się w helikopterze. Zapiąłem pas.

- Łatwo poszło - wyparował Sasza. Miałem ochotę mu przypierdolić. Doskonale wiedział, że po egzekucji nie byłem skory do rozmów. Zawsze potrzebowałem prywatności, ale z tym pierdolniętym obok nie miałem na to szans, bo morda mu się nie zamykała. Popatrzyłem na niego wymownie. 

Pilot wylądował na prywatnym lotnisku, na którym czekało na nas auto.  Szofer wraz z Dimą czekali na nas w samochodzie. Usiadłem na miejscu pasażera, a Sasza zajął miejsce z tyłu.

- Podwieź mnie do niej - odparłem, a spojrzawszy w lusterko zobaczyłem idiotyczny uśmiech Saszy. Czasem zastanawiałem się jakim chujem był on moją prawą ręką. Czasem dziecko zachowywało się poważniej od niego.

- To co, będzie małe tiririri, ciumciumcium? - liczyłem w głowie do dziesięciu, by nie odstrzelić mu języka. Umysłowo został w dole albo po prostu coś brał przed wyjazdem. Dima westchnął. Nie tylko ja miałem go w tej chwili dość.

- Zakładamy się, że w końcu uda mu się?  - pokręciłem głową.

- Zastanawiałeś się kiedyś czemu nie masz stałej partnerki? - zapytałem. 

- Nie muszę mieć stałej partnerki. Gdy idę do klubu zabieram ze sobą swoją zajebistość i same do mnie lecą. Jak pszczoły do miodu - tak, zdecydowanie coś poszło nie tak przy robieniu jego. Jego ego było większe od mojego, a to, by ktoś miał wyższą samoocenę ode mnie zdarzało się bardzo rzadko.

- To dobrze, że jej nie masz, bo szczerze, bym jej współczuł - rzucił Dima. Zapewne też miał dość jego gadania o tym jaki to on nie jest zajebisty.

Wysiadłem z samochodu, gdy kierowca zaparkował przy jej domie.

- Masz gumki, stary? - krzyknął Sasza. Zdecydowanie miał procenty we krwi. Nie komentowałem jego zachowania, nie chciałem się niepotrzebnie nakręcać. Złapałem za klamkę, drzwi były otwarte, więc wszedłem. Było wcześnie rano, więc nie zdziwiłbym się, gdyby Sara jeszcze spała. Z tego co wiedziałem od swoich informatorów przyjaciółka Sary wyjechała na tydzień do Gdańska. Jej rodzice wraz z bratem byli na wymarzonych wakacjach w Turcji. Z początku mieli na nie nie polecieć, ale zdecydowali się na to, gdy operacja Liwii się powiodła. Miałem czas, by przekonać ją jak najbardziej do siebie i taki też miałem plan. W końcu Sara Maszewska miała zostać moja żoną. Wszedłem po schodach na górę, w domu panowała cisza. Drzwi do łazienki  były uchylone. Instynktownie złapałem za pistolet. Butem otworzyłem szybko drzwi, ale gdy zobaczyłem nagą Sarę pod prysznicem zaschło mi w gardle. Była idealna. I niech mnie diabli, jeśli nie zmieni nazwiska na Iwanow. Po jej pięknym ciele spływały kropelki wody.  Gdy otworzyła oczy miałem wrażenie, otworzyła jej najszerzej jak się dało.

- Co ty tu robisz?! - złapała za ręcznik obok.

- Podziwiam - odparłem opierając się o framugę drzwi.

- Boże, wyjdź stąd! - opatuliła się ręcznikiem. Jej ciało było niczym aksamit. Do tej pory czułem jej zapach, a teraz wchodził w moje nozdrza bardziej niż jakikolwiek inny. Co ta kobieta ze mną robiła.

Wyszedłem, czekając aż się ubierze chociaż dla mogła zostać nago. Zdecydowanie lepiej tak wyglądała. Po jakimś czasie wyszła, ale z jej mokrych włosów dalej skapywała woda. Byłem twardy, a penis w spodniach naciskał na rozporek. Powstrzymywałem się, by się na nią nie rzucić. Gdy się odkręciła posłała mi pełne nienawiści i pogardy spojrzenie, jakby chciała mnie zabić.

- Nie złość się kochanie, ale bez tej koszuli wyglądałaś lepiej - usłyszałem jak prychnęła. Podążałem za nią do pokoju, ale zamknęła mi drzwi przed nosem. Oparłem się o ścianę.

Jesteś moja do końca swoich dni, czy ci się to podoba czy nie. 

Gdyby nie to, że nasza córka była w śpiączce zabrałby, ją do Argentyny albo Brazylii lub Grecji gdziekolwiek by chciała.

Drzwi otworzyły się. Wszedłem do środka pomieszczenia. Nigdzie jej nie widziałem, ale gdy chwile potem poczułem jej usta na swoich miałem ochotę warknąć w jej usta czy wie po jakim cienkim lodzie stąpa. Nie zapanuje nad sobą, gdy dalej bezwstydnie będzie ocierać się swoim kroczem o moje. Jęknęła w moje usta, a ja już popchnąłem ją na łóżko.

Nie wiesz, kogo we mnie obudziłaś kochanie

-----------------------------------------------------------------

Poliny już nie ma. Co za szkoda...

Teraz skupiamy się głównie na naszych bohaterach. Pasuje moim drogim czytelniczkom? @Gryzia_ chciałaś, to masz! W następnym  rozdziale kontynuacja naszej gorącej sceny, ale z perspektywy Sary. Dobrej nocy!



IMADŁO - Szatańska gra [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz