14. Anton

7K 400 51
                                    

Emocje gromadziły się we mnie zbyt szybko i zbyt mocno. Nie byłem ojcem roku ani na medal, ale nie pozwolę, bym stracił ją drugi raz. Choćby grunt walił mi się pod nogami. Nie pozwolę.
Uderzyłem pięścią w kierownice. Przeklnąłem pod nosem głośno, zwracając uwagę ludzi. Szybko wyjąłem komórkę z kieszeni marynarki. Oddzwonienie najlepszych specjalistów na świecie nie zajmie mi długo. Mógłbym powierzyć to Saszy, ale chciałem to sam mieć pod kontrolą. Oddzwoniłem wszystkich. Każdy był gotowy wsiąść zaraz w samolot do Warszawy, a może po prostu bali się konsekwecji, gdyby odmówili. Nie interesowało mnie. Najważniejsze było życie mojej córki.

Uśmiechnąłem się pod nosem, gdy zobaczyłem zbliżających się w stronę samochodu Saszę i Dimę. Ostrzeżenie nie podziałało. Przesiadłem się do tyłu, a kierowca zajął miejsce, na którym przed chwilą siedziałem.
Śmieci trzeba eliminować, gdy zatruwają powietrze. On takim był.

– Jak za starych, dobrych czasów – Dima był człowiekiem niezwykle sentymentalnym. Teraz Petersburg był jego, a nasze wspólne akcje ograniczały się do minimum.

– Jedziemy wpierdolić temu gagusiowi? – humor najwyraźniej od kilku dni trzymał się Saszy. Czasem zastanawiałem się czy to już choroba czy może jeszcze nie.

– Dowiedziałem się, że ten cały Gabriel walczy w podziemiach Vegas. Jeśli nie chcesz, by twoja panienka dowiedziała się, że to ty stoisz za jego zabiciem możemy podrzucić jego ciało do Vegas. W krótce i tak wyda się czym zajmuje się ten aniołek – pokiwałem głową. Plan Dimy nie był wcale taki zły. Mój kuzyn miał łeb do interesów. Tak samo jak mój wuj, a jego ojciec, który na stare lata przeprowadził się z Rosji do Australii, by ratować kangury. Miał z tego niezłą kasę, a przy okazji uszczęśliwił żonę, która z zawodu była weterynarzem. Mogłoby się to wydawać wielce romantyczne, ale wuj zrobił to tylko dla tego, by zająć czas swojej żony, którego miała za dużo. Wuj lubił ciszę zupełnie jak Dima, a ciotka gadała więcej, szybciej niż pieprzona katarynka.

– Nie wiem czy skończy się tylko na lekkim urazie fizycznym – rzuciłem cierpko. Nie podobało mi się to, że pomimo mojego ostrzeżenia kręcił się przy Sarze.
Nie byłem miły, gdy ktoś miał moje słowa głęboko w dupie. Nie lubiłem się powtarzać, ale gdy już musiałem, robiłem to dobrze, tak że ten ktoś na długo to sobie zapamięta lub już nie zdąży.

– Nie pozwolę, by on się przy nich kręcił – dodałem.

Mężczyźni skinęli głowami. Wiedzieli jaki byłem. W tym aspekcie byli tacy sami jak ja. Nie lubiłem się dzielić, więc tego nie robiłem. A gdy ktoś mi przeszkadzał byłem bezwzględny. Nie patrzyłem na ludzkie odruchy, które odzyskiwałem, gdy Sara była przy mnie. Przez trzy lata, gdy jej nie było. Stałem się jeszcze gorszym potworem, bo straciłem swojego anioła. Anioła, który podniósł upadłego.

Podniosłem brew, gdy na wyświetlaczu zobaczyłem imię Sary.

– Daj mu spokój. Znienawidzę cię, gdy coś mu zrobisz – wyszeptała. Zaśmiałem się pod nosem. Znienawidzisz mnie aniele.

– Zapamiętam – ręką dałem znać Radionowi, by jechał. Wklepał adres w nawigację. Choćby miała mnie znienawidzić, nie pozwolę, by się kręcił tam gdzie niepotrzeba.

– Mam nadzieję, że uszanujesz nasz związek – zaśmiałem się. Tolerować to ja mogę laktozę, ale nie jego.

Rozłączyłem się, nie mówiąc nic.
Zacisnąłem szczękę. Wyłączyłem telefon.

– Jedź – powiedziałem twardo. Byłem zbyt samolubny i uparty, by zrezygnować.

Na zewnątrz już robiło się ciemno. Warszawę oświetlały światła. Lubiłem miasta nocą. Zdecydowanie mrok był mi bliższy niż dzień. Czułem się dobrze. Zaparkowaliśmy w podziemnym parkingu. Stało dość mało samochodów, ale za to same z wyższej półki. Z windy wyszła szczupła brunetka w czarnym kombinezonie. Miała opaloną cerę i zalotnie uśmiechnęła się do mnie. Podeszła do białego Mercedesa.

IMADŁO - Szatańska gra [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz