27. Sara

6K 389 48
                                    

Zmarszczyłam brwi unosząc wzrok na wrzeszczącą ile sił w płucach, Inge. Chodziła w kółko niemal wydeptując dziure w podłodze. Krzyczała po niemiecku, czasem dodała coś po polsku.

- Myślisz, że co?! Ja nie jestem jakąś pierdoloną marionetką! Myślisz, że jak skończyłeś medycyne to jesteś nie wiadomo kim?! Jesteś w dużym błędzie, pieprzony skurwysynie! Wrócę do Monachiun i nawet ci nie pomogą koledzy od fartucha! - rozłączyła się. Nie mówiłam nic przez chwilę, gdy nerwowo stukała coś w telefonie. Spojrzała na mnie niemal cała czerwona, oddychała szybko.

- To chyba znak, że mam się nie odzywać - powiedziałam sama do siebie.

- Nie, po prostu ten idiota rości sobie do mnie jakieś chore prawa! Czemu ja zawsze muszę trafiać na jakiś pojebanych typów! To jest jakieś fatum czy inny grom! - nie miałam nic do Ingi. To było jej życie, ale gdy trzy lata temu mówiła mi, że skończy relacje z tym lekarzem to do tej pory tego nie zrobiła. Przynajmniej w innym tego słowa znaczeniu. Spotykali się, gdy oboje potrzebowali zaspokoić potrzeby seksualne, a z tego co mi było wiadomo w łóżku rozumieli się idealnie. Jednak, gdy Inga jasno powiedziała, że nie są w związku, to facetowi najwyraźniej to nie pod pasowało.

- Nie wiem, może po prostu skończ z nim raz na zawsze?

- Próbowałam, nie wyszło - kiwnęłam głową.

- Może on jest ginekologiem, a ci się nie przyznał, bo chyba trafiać w twój pod G to idealnie umie - walnęłam. Przyjaciółka zgromiła mnie wzrokiem.

- Nie gadaj głupot. Nie moja wina, że jest dobry w łóżku. Rozumiemy siebie. Dobrze wiesz, że ja nie lubie głaskania piórkiem po tyłku - wstałam z fotela i poszłam w stronę kuchni, by nalać sobie szklankę zimnej wody.

- To spróbuj z nim być. Jak się tak cudownie dopełniacie - stwierdziłam krótko. Oparłam się o blat w kuchni patrząc na Ingę, która siedziała w tym czasie na beżowej pufie w salonie.

- Ty tego nie rozumiesz - miała rację. Nie rozumiałam. Nigdy nie byłam w takiej relacji, ale starałam jej się pomóc najlepiej jak byłam wstanie.

- Albo znajdź sobie kogoś innego - zasugerowałam.

- Kogo? Szczeniaka z polibudy? - wypuściłam powietrze. Inga była dziś wyjątkowo nerwowa.

- A weź ty... - machnęłam ręką. Poszłam do korytarza, by założyć buty. Dziś mieli wybudzać Liwkę. Byłam do granic podekscytowana. Nie mogłam się doczekać, gdy w końcu ją zobaczę. Czekałam na to jak nic innego w życiu.

- Idziesz? Czy mam jechać sama? - zawołałam, ale Inga znalazła się przy mnie od razu.

- Kto po nas przyjedzie? - zapytała.

- Sasza. Miał wylatywać, ale powiedział, że zostanie do poniedziałku - Inga przewróciła oczami. Wiedziałam, że nieszczególnie darzyła Saszę jakimkolwiek innym uczuciem niż nienawiść, ale miałam wrażenie, że coś między nimi się zmieniło, tylko nie do końca wiedziałam co, a ona milczała jak grób.

- Co ten leszcz tu jeszcze robi - skomentowała cicho. Parsknęłam śmiechem. Ten leszcz widocznie się do niej zalecał.

- Na przykład startuje do pewnej
wysokonogiej, szatynki o zielonych oczach, dużej pupie szerokich biodrach, włosach za tyłek - spojrzała na mnie i pokazała, bym się popukała w głowę.

- W ogóle co ty odwalałaś w nocy? - zapytałam z czystej ciekawości, bo z dołu słychać, było muzyke i dźwięk stłuczonego szkła.

- Striptiz dla ubogich, po ciemku tylko żadnej widowni nie miałam a to żal - zaśmiała się, a na pokręciłam głową. Skąd ona się wzięła.

IMADŁO - Szatańska gra [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz