41. Sara

4.1K 295 32
                                    

Wróciłam do domu po obiedzie. Czułam się jak nastolatka, która wracała z imprezy nad ranem, ale byłam wreszcie szczęśliwa i nawet myśl, że przeprowadzam się do Moskwy nie była już taka straszna jak na początku. Anton zapewniał mnie, że to nie będzie to, co było kiedyś i zaufałam mu.
Teraz tylko musiałam oswoić z tym Liwię, bo to ona była najważniejsza.

– Mamo – usłyszałam jej głos obok siebie, gdy obie leżałyśmy w łóżku nadrabiając wszystkie dni lenia, których nie mogłyśmy sobie urządzić, gdy była w szpitalu.

– Czy tatuś nas odwiedzi? – wiedziałam, że Liwia pokochała Antona od początku. Cieszyłam się, że był dla niej ważny, ale bałam się, że jeśli to zepsuje to zbierać do kupy nie będą musiała tylko siebie. On już był dla niej ważny, nawet Gabriel, który był z nią od pierwszego uśmiechu tak nie skaradł jej serca, choć nieraz o niego pytała.
Była tylko dzieckiem i nie rozumiała tego, że nasze drogi sie rozeszły, dlatego nie oczekiwałam od niej, że od razu przestanie o niego pytać.

– Jeśli chcesz to będziemy mogły nawet do niego pojechać – zaproponowałam. Zobaczyłam na jej twarzy radość, która po tym wszystkim co przeszłam razem z nią, była dla mnie najlepszą nagrodą.

Chyba tylko rodzic mógł poczuć, że nie ma miłości większej niż ta do dziecka. Nigdy tego nie rozumiałam, ale teraz wiem. Wiem, że gdyby Liwia w przyszłości chciała iść całkowicie inną drogą, czy pokochała kobietę byłabym przy niej i wspierała w miłości i tym co robi. Tak jest rola mamy, po prostu być i nauczyć tego, co w życiu najważniejsze. Dopiero teraz rozumiem czemu moja mama wybaczała mi moje wszystkie młodzieńcze wybryki. Jej miłość była tak silna, że była wstanie wybaczyć mi wszystko.
Chciałam być dla Liwii nie tylko mamą, która każe sprzątać jej pokój czy prosi o wyciągnięcie naczyń ze zmywarki. Chciałabym być dla niej najbliższą przyjaciółką, której bez obaw powie o swoim obiekcie westchnień.

– Tak! Hura! – zaśmiałam się. Naprawdę go uwielbiała.

– To wstajemy, czas w końcu ruszyć tyłki z łóżka – pomogłam Liwce się ubrać, a następnie sama się ogarnęłam. Postanowiłam, że nie uprzedzę Antona i zrobimy mu niespodziankę.

Gdy przechodziłam obok pokoju, który zajmuje Inga zwróciłam uwagę, że rozmawia z kimś po niemiecku. Raczej teraz nazwałabym to kłótnią. Stwierdziłam, że głupio tak podsłuchiwać i weszłam do pokoju dając jej znać, że jestem. Inga miałam zdecydowanie lepszy niemiecki niż ja. Przeprowadziła się do Niemiec po skończeniu szkoły średniej. W Berlinie skończyła studia, a do Monachium przeprowadziła się, gdy odebrała dyplom. Pomimo tego, że rozumiałam niemiecki i mówiłam w tym języku, gdy tego potrzebowałam to teraz miałam wrażenie, że rzuca na kogoś jakieś klątwy. Gdy mówiła tak szybko wyłapywałam tylko jakieś słówka.

Oparłam się o framugę drzwi, ale gdy wyłapałam, że mówi imię Klaus już od razu zaczęło coś mi śmierdzieć. Klaus to chłopak Ingi, z którym jest od kilku dobrych lat. Nigdy nie miałam z nim dobrych relacji. Jakoś nigdy nie czułam w nim tego, czym zachwycają się wszystkie Niemki. Czułam, że to nie jest odpowiedni facet dla Ingi, ale to było jej życie i nie ja o nim decydowałam.

Gdy zakończyła rozmowę uśmiechnęłam się pocieszająco.

– Co znowu? – Klaus był cholernie zazdrosnym dupkiem. Był w tym gorszy niż Anton, a myślałam, że bardziej zazdrosnym już się nie da być.

– Nic takiego, nie chcę o tym mówić – pokiwałam głową i odeszłam. Klaus był bogatym dupkiem, który ukończył medycynę, był rekinem biznesu, facetem, który wpłacał na aukcję a pomimo tych wszystkich superlatyw ja nie widziałam w nim nic dobrego. Miałam wrażenie, że Inga w Warszawie, a Inga w Monachium to dwie inne osoby. Jednak nigdy z nią o tym nie rozmawiałam, a może powinnam.

IMADŁO - Szatańska gra [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz