45. Sara

4.2K 304 31
                                    

Trzęsłam się jak galaretka, gdy brak Antona, nazywany Panem  zapowiedział moje wyjście. To było chore, ostro popieprzone. Kobiety były tu traktowane jak zwykłe rzeczy do sprzedaży. Chciało mi się płakać na wieść, że zaraz mam wyjść do wielkiej, metalowej klatki, w której środku jest czerwona, skórzana kanapa i rura do tańca. Wszystko się we mnie przewracało i moja odwaga pękła, bo miałam swoje granice. Zostały one przekroczone. Miałam ochotę uciec gdzie pieprz rośnie.

– Kochanie wiem, że to nie jest dla ciebie najłatwiejsze, ale proszę spróbuj, oddaj się muzyce nie myśl o tym co się dzieje. Będzie jeszcze gorzej jak będziesz stać na środku i nic nie robić. Pan się wścieknie.

Patrzyłam na nią przez łzy. Stałam w skąpej bieliźnie, która zakrywała praktycznie nic. We włosy miałam wpięte kocie uszy ze skóry.

– A teraz na scenę wejdzie polski anioł. Wisienka na torcie, przyjmijcie ja wielkimi oklaskami! – musiałam wyjść, wiedziałam to. Inaczej, by mnie zabił z zimną krwią. Zszedł ze sceny i wepchnął mnie na nią.

Sala była luksusowa. W fotelach siedzieli mężczyźni w garniturach i maskach. Czułam na sobie ich obrzydliwy wzrok i robiło mi się słabo. Prowadzący otworzył mi klatkę, a wtedy coś we mnie pękło. Zaczęłam się trząść z nadmiaru emocji. Usiadłam słabo na sofie, trzymając się kurczowo materiału.
Usłyszałam oklaski, a wtedy łza popłynęła, bo pierwszy raz poczułam się tak upodlona. W sali panował mrok, gdzieniegdzie na stolikach między fotelami stały lampy. Oprócz tego tylko scena była podświetlona. Czułam się jakbym była rzeczą. Prowadzący stały z mikrofonem.

– Cena wywoławcza to trzysta tysięcy dolarów – załkałam cicho. Czułam się źle, cholernie źle.

– Gwarantujemy, że nie zawiedziecie się na zakupie. Towar jest idealny – "zakup", "towar" to było jak koszmar, o którym nawet nigdy nie pomyślałam.

– Czterysta – usłyszałałam z rogu sali. Właśnie byłam sprzedawana.

– Milion – usłyszałam z innego końca. Pieprzony milion, właśnie tyle byłam warta.

– Kto da więcej? – usłyszałam ciszę.

– Milion po raz pierwszy, po raz drugi, trzeci – sprzedane! Gratulujemy zakupu panu z numerem siedem!

Zrobiło mi się słabo, zobaczyłam plamki przed oczami, ale nie zemdlałam. O trzęsących się nogach zeszłam ze sceny. Zostałam sprzedana, jak rzecz. Moje uczucia nie były nic ważne. To się nie liczyło, ważna była kasa.

– Idziemy do twojego Pana, laleczko – poczułam mdłości, gdy to powiedział. Niemal ciągnął mnie do wyjścia. Przy recepcji stał mężczyzna w garniturze i masce.

– To świetny wybór, naprawdę. Gwarantuje, że jest właściwie wychowana i zrobi wszystko, co Pan zechce. Rachunek jest już uregulowany?

Mężczyzna kiwnął głową, nie mówił nic. Brat Antona spojrzał na przestraszoną recepcjonistkę. Kiwnęła lekko głową. Pomyślałam o córce, że już nigdy jej nie zobaczę, o Antonie, rodzicach i Indze. O wszystkich, którzy coś dla mnie znaczyli, a teraz upodlono mnie.

– Zajebie cię za sprzedanie mojej kobiety. Rozczłonkuję, a może najpierw sprzedam dla pieprzonych fetyszystów i wtedy zobaczysz jak to jest, ty pierdolony chuju – gdy zobaczyłam, że facetem, który mnie kupił okazał się Anton poczułam niewyobrażalną ulgę. Rozpłakałam się z ulgi i że szczęścia. Anton od zaczął pozbyć go powietrza. Ściągnął w międzyczasie marynarkę i mi ją podał.

– Już dobrze kochanie, nic ci nie grozi. Wyjdź stąd, nie bój się. Wszędzie są moi ludzie. Sasza na ciebie czeka –  miałam ochotę wtulić się w jego ramiona, ale wiedziałam, że to nie był odpowiedni moment.

Z płaczem wyszłam z tego piekła i wpadłam wprost w ramiona Saszy.

– Już dobrze, Sara. Anton się nimi wszystkimi odpowiednio zajmie, obiecuję ci to – Sasza zaniósł mnie do samochodu, gdy ja nie mogłam do siebie dojść. Czułam się zdeptana psychicznie. Jak robak, którego można zgnieść. Nigdy nie czułam się aż tak źle.

– Pojedziemy na lotnisko, dobrze? Wsiądziesz do samolotu, wyciszysz się. Zrobią ci herbatę.

– Obiecuj, że Anton je uwolni – załkałam. Spojrzał na mnie w lusterku. Domyślał się o co mi chodziło.

– Zrobi to.

– Co z Liwią? – zapytałam.

– Była z Antonem. Prawdę zna tylko Inga. Wariuje, pomagała Antonowi w zajmowaniu się Liwią. Mała myśli, że musiałaś pilnie wylecieć do Monachium – to było dobre kłamstwo. Zadbam oto, by moja córka nigdy nie poznała prawdy.

Przykryłam się kocem. Sasza podał mi herbatę w kubeczku. Wyruszyliśmy w drogę na lotnisko.
Nie mogłam zasnąć. Czułam się fatalnie, jakby ktoś zadał mi ostateczny cios. Meksyk zatopił się w ciemności, choć to było piękne miasto nigdy do niego nie wrócę. Stało się moim koszmarem, z którego prędko się nie wybudzę.
Samochód zatrzymał się na płycie lotniskowej. W tym momencie poczułam ulgę, że już jestem bezpieczna, a z drugiej strach o Antona. Zdałam sobie sprawę, że nie wiem, co bym zrobiła gdyby go zabrakło i to przerażało mnie jeszcze bardziej.

– Dasz radę iść sama? – zapytał Sasza, a kiwnęła głową. Nakrylam się bardziej i wyszłam. Gdy wchodziłam po schodach na pokład nogi trzęsły mi się dalej. Myśl, że to wszystko już minęło podbudowała mnie, ale nie na tyle, by poczuć się o wiele lepiej.

Stewardesa podała mi tabletki na uspokojenie i następną herbatę. Byłam jej cholernie wdzięczna, ale rozpraszał mnie jej współczujący wzrok. Sasza wskazał mi drogę do części prywatnej. Ogrodziłam się od wszystkich drzwiami i wreszcie mogłam przeżyć to sama. Wzięłam od razu tabletkę na uspokojenie, by choć trochę się wyciszyć. Zobaczyłam moja torebkę i od razu po nią sięgnęłam w poszukiwaniu telefonu. Musiałam porozmawiać z Inga i Liwią. Musiałam je usłyszeć.

Gdy włączyłam telefon wszystkie powiadomienia zaczęły przychodzić mi w szybkim tempie. Od razu zadzwoniłam do Ingi, która od razu odebrała.

– Powiedz mi, że ten skurwiel nic ci nie zrobił, bo jeśli coś zrobił osobiście zaraz będę w tym pieprzonym Meksyku – uśmiechnęłam się lekko na znajomy głos.

– Nic mi nie zrobił. Oprócz kilku siniaków i uderzeń. Jednak nikt nigdy mnie aż tak nie upodlił – usłyszałam, że wzięła haust powietrza.

– Przetrwasz to, jesteś silna Sara. Chcesz porozmawiać z Liwią? Powinna jeszcze nie spać – marzyłam tylko o tym.

– Tak – szepnęłam.

– Mamusia! – usłyszałam i wtedy poczułam się lepiej jak nigdy.

IMADŁO - Szatańska gra [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz