50. Anton

4.3K 284 23
                                    

Gdy zobaczyłem jego mordę, która patrzyła na moją kobietę, miałem ochotę stłuc go na kwaśne jabłko.
W wyobraźni widziałem jak pozbywam go pieprzonego fiuta, a później wpycham mu go głęboko do gardła. W swoich szeregach miałem człowieka, który lubi perwersyjne zabawy i zajmie się nim z przyjemnością wpychając mu w dupę dildo. Później z chęcią zacznę powoli palić zapalniczką jego skórę. Otrzymał ode mnie wyraźne ostrzeżenie, że jeśli zjawi się tu jeszcze raz nie wróci żywy.

– Odsuń się, aniele – powiedziałem, a następnie podszedłem od niego biorąc go za fraki.

– Pójdę do mamy – powiedziała niepewnie i wyszła, zamykając drzwi.

Szarpał się, by wydostać się z mojego uścisku.

– Wyraźnie powiedziałem ci, że jeśli zjawisz się tu jeszcze raz to nie wyjdziesz stąd żywy. Anton Iwanow nie rzuca słów na wiatr – jeśli będzie trzeba to pomogę mu się powiesić w pieprzonym mieszkaniu.

– Mam w dupie twoje gadanie – parsknąłem śmiechem. Zadzwoniłem po Dimę, który akurat był w Warszawie, załatwiając swoje sprawy.
Był w rejonie, więc dość szybko przyjechał wraz z Rodionem.

Sara wpuściła ich, zapewne wyszła z Liwią i mamą do ogrodu, by nic nie zauważyły.

– Zabierzcie go i resztę z Meksyku do Rosji, z przyjemnością się z nimi wszystkim rozprawię – uśmiechnąłem się, a na twarzy chujka zobaczyłem przerażenie.

Uvidimsya v Moskve, pridurok. Widzimy się w Moskwie, palancie – Dima z Rodionem chwycili go za fraki i wpakowali do Vana. 

Sara wpadła do pokoju przerażona, zapewne domyśliła się co się z nim stanie.

– Chcesz go zabić? – zapytała. Zauważyłem, że ledwo przeszło jej to przez usta. Ja byłem do tego przyzwyczajony, wiedziałem, że trudno będzie jej się do tego przyzwyczaić i najprawdopodobniej nigdy do tego nie dojdzie.

– Nie myśl o tym. Czas jechać do lekarza – przybliżyłem do siebie jej ciało. Czując bijące od niej ciepło. Nigdy, bym nie uwierzył, że będę tak szaleć na punkcie jednej kobiety. Prędzej uwierzyłbym, że moja babka z grobu wstanie. Wetknąłem nos w jej włosy czując szampon arbuzowy.

– Obiecujesz, że nigdy nie stanie się coś nam i naszym dzieciom ? – zapytała patrząc na mnie ufnie swoimi oczami. Nigdy nie będę wstanie obiecać jej, że mi nic się nie stanie, ale zrobię wszystko, by moja rodzina była bezpieczna.

– Będziecie przy mnie bezpieczni – odparłem pewnie.

Pożegnaliśmy się z Liwią i z mamą Sary i wsiedliśmy do samochodu. Umówiłem ją na wizytę do prywatnej kliniki. Nie obchodziła mnie cena. Ważna była ona i dziecko. Zaparkowałem na parkingu i spojrzałem na Sarę. Widziałem w jej oczach, że bała się tego wszystkiego, ale nie winiłem jej za to.

– Obawiasz się – stwierdziłem. Spojrzała na mnie.

– Nie chodzi o to, że się nie cieszę po prostu nie lubię zmian, a te przed nami są ogromne. Będziemy mieć dziecko, zamieszkamy w Moskwie. To wszystko będzie nowe i... – zaczęła gestykulować. Odpiąłem jej pas, a następnie posadziłem na swoich kolanach lekko odsuwając fotel.

Założyłem za uszy jej czarne włosy, które opatuliły jej twarz. Wciąż na twarzy miała ślad po uderzeniu, który przykryła podkładem, a ja na myśl o tym dostawałem szału. Jak tylko wrócimy do Rosji rozprawię się z moim braciszkiem osobiście.

– Mamy jeszcze dziesięć minut – powiedziała, a ja domyślałem się co chodzi jej po głowie. Choć miałem ochotę wejść w nią tu i teraz to trzymałem swoje zdanie, że dopóki nie przejdzie badań nie zrobię tego.

IMADŁO - Szatańska gra [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz