20. Polina

5.9K 347 39
                                    


Zniszczę go, jak on zniszczył mnie pięć lat temu. Pozabijam tych, na których jakkolwiek mu zależy, a jest ich garstka. Rozwalę kawałek po kawałku wszystko co zbudował. Zakładam okulary i rozkładam lusterko w samochodzie, by niby poprawić włosy. Wychodzi z obstawą Saszy, Dimy i jeszcze jakiegoś mężczyzny, którego nie znam. Zaglądam w notatki. Mój informator dał plamę, bo nie zawarł o nim żadnej informacji.

– Idą w stronę samochodu. Czarny Mercedes, zaparkowany od Pani gdzieś z dziesięć metrów – kiwnęłam głową. Jeszcze ich widziałam.

– Jedź za nimi i nie daj się złapać. Wiesz, że Anton to niezły skurwysyn. Tak samo jak Dima i Sasza.

– Jasne szafowo – uśmiechnęłam się pod nosem. Choć jego ojciec niby spierdolił z Warszawy to nie wiedział, że wysłał mnie. Gdzie Diabeł nie może, tam babę pośle.

Spotykaliśmy się z Antonem pięć lat temu. Wyhaczył mnie na wybiegu, gdy byłam modelką jednej z rosyjskich firm modowych. Miałam na sobie ich piękną bieliznę. Byliśmy parą przez trzy lata. A on nagle rozwalił moją całą karierę i zadbał, bym nigdy nie wygrzebała się z bagna jakie mi sprawił. Stałam się kimś o kim on, by nawet nie pomyślał. Byłam jak feniks. Odrodziłam się na nowo, tylko że w kryminale.

Musiałam działać ostrożnie, bo jeden fałszywy ruch, a mogłam być już w ziemi. Poprawiłam czarne loki, sięgające pupy, a usta poprawiłam krwistą szminką. Moim zadaniem było go zniszczył i zrobię to z czystą satysfakcją. Czekała na rozwój wydarzeń. Najpierw zbierałam dowody, później przejdę do ataku, który popamięta do końca życia. Nie powiedział mi nic wyrzucając mnie z domu. Patrzył się na mnie z kamienną miną. Nie mogłam z niego wyczytać nic, ale byłam zbyt dumna, by błagać go o wyjaśnienie a co gorsza o wybaczenie. Odpaliłam silnik i pojechałam wolno za moim obserwatorem, który miał zmienić trasę za kilka minut, by Anton nic nie podejrzewał. Ja miałam zamienić się z nim chwilowo miejscami, gdy ten szybko będzie zmiał auto na inne. Plan był wręcz idealny. Nie bałam się, że nie wyjdzie. Pracowałam na dni kilka miesiący. Obejmował różne scenariusze i z każdy miałam wyjść bez szwanku. Informator zmienił drogę. Musiałam podrzucić im pluskwę. Mogłam z łatwością omamić Saszę, który leciał na wszystkie kobiety, ale nie miałam stu procentowej pewności, że mnie nie rozpozna.

– Bladź, jeb się Antonie Iwanow – krzyknęłam sfrustrowana. Przejechali na zielonym, a ja stałam na czerwonym. Zaryzykowałabym zbyt wiele łamiąc przepisy, bo wtedy mogliby zacząć być ostrożniejsi.

– Stoję na światłach, ruszaj się – warknęłam.

– Dzieli mnie od nich tylko ulica. Zaraz będę – gdy zobaczyłam wyjeżdżające z innej ulicy czerwone Porsche, uśmiechnęłam się. Jesteś mój Iwanow. Wizja rozwalenia mu życia była tak cholernie kusząca, że ledwo powstrzymywałam się, by nie wyjąć pistoletu i przestrzelić mu opon. Samochód na pewno był kuloodporny, więc ślepe strzelanie w cały samochód nie było mądrym rozwiązaniem.

Ruszyłam z piskiem opon. Jedno auto dzieliło mnie od Porsche, a dwa od Mercedesa, w którym jechał Anton. Jedną ręką spisałam na kartce numery rejestracyjne. Wjechali do parkingu pod luksusową galerię handlową. Śledzenie ich w sklepie było albo strzałem w kolano albo udaną akcją. Jednak nie mogłam zaryzykować. Musiałam być przy nich jak najrzadziej się dało. Zaparkowałam niedaleko, widziałam w lusterku, że wyszli z samochodu. Gdy zniknęli w windzie, założyłam kaptur na głową, chwyciłam nadajnik GPS.

– Ma Pani mało czasu. Zaledwie kilka minut dopóki ochrona nie zauważy, że kamery nie działają – słyszałam w słuchawce. Otworzyłam maskę samochodu i niedaleko silnika w idealnym miejscu przymocowałam nadajnik. Mogłam tylko liczyć na to, że zostanie on tam jak najdłużej. Szybko zamknęłam maskę i biegiem udałam się do swojego samochodu.

– Gotowe – odparłam pewnie. Jesteś martwy, Antonie.

– Doskonale. Obiekt wchodził właśnie do sklepu z bielizną – prychnęłam pod nosem. Sklep z bielizną.

– Poczekaj przed sklepem – poleciłam.

Po jakimś czasie mężczyźni wyszli z galerii handlowej. Wsiedli do samochodu, a ja na specjalnym wyświetlaczu widziałam ich położenie. Zaparkowali niedaleko restauracji, którą prowadziła niejaka żona jego dobrego przyjaciela.

– Wejdź do restauracji, zamów sobie coś. Musisz być gotowy na każdą ewentualność, bo nie mam zamiaru wylądować na pieprzonej Syberii.

Przebrałam się w zwykłą czarną, obcisłą sukienkę do kolan. Na stopy wsunęłam sandałki sznurowane niezbyt wysokie. Byłam gotowa, by wreszcie się zemścić. Pożądałam tego od kilku dobrych lat. Byłam wreszcie idealnie przygotowana, by wbić mu nóż prosto w serce. Zabić jego marną podróbę kobiety i zniszczyć jego całe życie. Zabije ją na jego oczach. Wytnę jej serce i rzucę w jego stronę jak psu na pożarcie. Pożałuje, że kiedykolwiek ze mną zadarł.

Wyszłam z samochodu pewnym krokiem. Czułam w żyłach tylko rosnący gniew i adrenalinę. Czułam na sobie pożądający wzrok mężczyzn, gdy szłam chodnikiem. Musiałam przyznać byłam piękna. Burza czarnych loków, seksowna sylwetka, zabójczy wzrok w oczach i nogi do nieba.

Otworzyłam drzwi do restauracji, panował w niej gwar. Kelnerki uwijały się szybko, jak mrówki. Przetasowałam wzrokiem całą salę aż wreszcie znalazłam odpowiedni stolik. Siedzieli w najcichszym miejscu. Zapewne zrobionym specjalnie na ich schadzki. Gdy poczułam czyjąś rękę na swojej pupie zabrałam ją od razu i mocnym uściskiem zacisnęłam za nadgarstek. Wykręciłam jego rękę tak, że prawie zawył z bólu.

– W innych okolicznościach już byś jej nie miał – uśmiechnęłam się. Zbladł i od razu trafił na wyjście z restauracji. Nie musiałam mu pomagać. A mogło być tak przyjemnie. Nam obojgu.

Przeszłam między stolikami, by znaleźć się przy tym odpowiednim.

– Ode mnie się nie uwolnisz, skarbie – wypowiedziałam lekko stojąc za mężczyzną. Jego mięśnie pleców całe się napięły. Sasza świstną z wrażenia. Dima patrzył w dal.

– Dobre wejście jak na to, że nikt nie widział cię przez pięć lat. Masz więcej plastiku niż mi się wydaje albo po prostu nigdy nie widziałem cię z tak bliska – zawsze jego morda odzywała się za dużo. Nigdy za sobą nie przepadaliśmy

– Miło cię widzieć Sasza – uśmiechnęłam się sztucznie. Anton odkręcił się w moją stronę. Nachylił głowę do mojego ucha.

– Teraz, wyśle cię na Syberie. Co wolisz? Trafić do paki czy do psychiatryka? – podniosłam brew.

– Wiesz gdzie to mam? – zapytałam.

– W dupie, sztucznej – wtrącił się Sasza. Miałam ochotę mu wyjebać.

– Radzę ci zacząć myśleć. Mam taką władzę, że z przyjemnością cię przyjmą – przez pięć lat stał się bardziej bezwzględny niż na początku naszej znajomości. Miał to we krwi.

– Nie straszny mi psychiatryk. Pomyśl sobie o tej twojej... Jak jej tam? A, Sarze. Sprawdziłaby się jako dziwka w burdelu.

Poczułam bolesny uścisk, ale nie żałowałam swoich słów.

--------------------------------------------------
Co myślicie o Polinie?
Cwana z niej bestia.
Jak myślicie jaki jest powód tego, że Anton aż tak jej nie cierpi?






IMADŁO - Szatańska gra [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz