15. Sara, Anton

7.2K 394 109
                                    

Czułam, że coś się kroi. Cały dzień szedł nie po mojej myśli, a głowa była napełniona sprzecznymi emocjami. Zupełnie jak wtedy, gdy coś złego zaczynało się dziać. Wypuściłam głośno powietrze mieszając w kubku z kawą łyżeczką. Spojrzałam na mojego brata, który w tym czasie zbierał z salonu ostatanie swoje rzeczy do walizki. Jechał na kilka dni do Zakopanego.

– Baw się dobrze, bracie – rzuciłam. Mój brat zaczął przypominać młodego mężczyznę, a nie dziewięciolatka. To wszystko tak szybko minęło, że zaraz zanim się obejrzę oznajmi mi, że ma dziewczynę czy poda datę własnego ślubu. A ja dla jego dzieci będę starą ciotką z Niemiec.

– Taa – nasz kontakt, gdy mój brat stał się nastolatkiem zdecydowanie uległ głębokiej zmiania. Już nie przytulał się do mnie na dobranoc nie chciał, bym czytała mu bajki czy bawiła się z nim w chowanego. Byliśmy rodzeństwem choć czasem czułam, że mijamy się na korytarzu jak zupełnie obcy dla siebie ludzie.

– Na wyspie zostawiłam ci pieniądze weź je ze sobą i miałabym prośbę. Kup Liwii jakąś zabawkę – pokiwał powoli głową. Założył czapkę na głowę.

– Dzięki. Jasne nie ma sprawy. Dzwoń do mnie czy pisz jak z Liwką – uśmiechnęłam się słabo. Popatrzył się na mnie uważnym wzrokiem. Odstawił na moment walizkę i zaczął iść w moją stronę. Szybko wytarłam łzę spływającą po moim policzku.

– Będzie dobrze, siostra. Musi być – objął mnie i przytulił. Brakowało mi tego.

– Wiem – wyszeptałam – Idź już, bo rodzice czekają w aucie, a wiesz, że tata nie ma wielkiej cierpliwości, jeśli chodzi o czekanie na kogoś.

Kiwnął głową chwycił słuchawki, telefon i walizkę i wyszedł. Zamknęłam oczy, by uspokoić głowę zajętą przeróżnymi myślami. Inga musiała załatwić sprawy w mieście, a ja za moment zaczynałam zbierać się do kliniki. Mamie udało się mnie przekonać, bym chociaż co kilka dni przyjeżdżała na noc do domu. Było pewne to, że wysypiałam się tu lepiej niż w szpitalu. Po jakimś czasie since pod oczami zaczęły mi znikać.
Każda noc była ciężka. Czułam się jakbym żyła tylko po to, by dostać telefon od lekarza mojej córki.

Dopiłam kawę do końca, która lekko mnie pobudziła i zebrałam najważniejsze rzeczy. Chwyciłam torebkę klucze od domu i do samochodu. Od razu napadł mnie mały owczarek niemiecki. Dalej Sandy przypominała dużą, puchatą kulkę. Chociaż była u rodziców kawał czasu. Przywitałam się z nią, zamknęłam wszystko co musiałam i wyjechałam samochodem. Moi rodzice mieszkali w szczerym polu przed Warszawą. Kochałam to miejsce za to, że mogłam sobie odpocząć, tu się wychowałam. Nikt nie patrzył mi z sąsiadów w okno.
Nie mieli daleko do Warszawy.

Nadzieja rozbudziła się w mojej głowie, gdy mój telefon zawibrował. Gabriel nie odzywał się do mnie od kilku dni. Nie podobało mi się to. Śmierdziało mi to na kilometr. Uniosłam brew i prychnęłam, gdy zauważyłam SMS od mojej babci. Weszłam w zdjęcie. Babcia zapraszała mnie na świeże rogaliki. Oczywiście podesłała zdjęcie wypieków, bym ja nie mogła się się oprzeć. Szkoda tylko, że kalorie nie wchodziły mi w cycki.

Odpaliłam samochód i wyjechałam z podjazdu. Przeklnęłam pod nosem, gdy pod samą Warszawą trafiłam w korek. Los się ze mnie śmiał. Na szczęście bez żadnych komplikacji zaparkowałam pod kliniką. Ściszyłam radio, by móc wypatrzeć wolne miejsce parkingowe. To było głupie, jakby muzyka miała coś do uważnego wypatrywania wolnego miejsca. Pocieszałam się tym, że podobno nie tylko ja tak miałam.

Odpięłam pasy i ziewnęłam. Nie mogłam zasnąć tej nocy. Zawsze gdy była pełnie miałam problem ze snem. Sen w ostatnich tygodniach to był jeden, wielki żart. Musiałam przyjąć to i wierzyć, że koszmar niedługo się skończy, że moja córka wyzdrowieje.

IMADŁO - Szatańska gra [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz