*Kilka dni później*
Erwin POV
Zrobiłem sobie selfie w kolejnym skarbcu banku. Już nawet nie pamiętam które z rzędu, ale nie miało to najmniejszego znaczenia. Schowałem telefon do kieszeni i wszedłem do głównego holu.
- Jak tam idą negocjacje? - Zapytałem Carbonary stojącego blisko wyjścia.
- Strasznie uparli się na helkę i nie chcą odpuścić - odburknął.
- Pewnie Grzesiu widząc sultana znowu nie chce przegrać i dlatego się stara, żeby leciała za nami.
- No właśnie nie widzę go nigdzie, więc to chyba nie on.
Wyjrzałem przez szklane drzwi i zauważyłem w oddali Corvettę. Wyciągnąłem lornetkę, żeby przyjrzeć się kierowcy i pasażerowi. Za kierownicą siedział Żurek, a na drugim fotelu jakaś ruda policjantka, nawet nie wiem jak się nazywała.
- Ty, w Corvetcie siedzi Żurek z jakąś laską. Aż dziwne, że Grzesiu oddał im samochód - rzuciłem w stronę Carbo.
- Może znowu dostał zawias, albo przymusowe wakajki za jakąś pierdołę i musiał oddać - odpowiedział. - W sumie to nie widziałem go nigdzie od kilku dni.
Wyciągnąłem telefon i wybrałem numer do Montanhy. Usłyszałem sygnał, co oznaczało, że był na wyspie. Nie odbierał, więc po chwili odłożyłem telefon.
- Hmm, sygnał jest, ale nie odbiera. Pewnie dostał zawias.
- Szkoda, bo bym się z nim pościgał i pośmiał z niego - Carbo powiedział ze śmiechem. Strasznie lubił się z nim droczyć po zgubieniu pościgu.
W końcu negocjacje się skończyły i mogliśmy zacząć uciekać. Wynegocjowaliśmy brak helki przez 3 minuty, ale nawet nie zdążyła wystartować, bo Carbo zgubił pościg wcześniej.
- EZ - rzuciłem do chłopaków, jak upewniliśmy się, że nikt nas nie goni. Teraz zostało nam zmienić ciuchy, dojechać do apartamentów i schować łupy.
Większość ekipy poszła spać i nudziło mi się. Zastanawiałem się, co się dzieje z Grzesiem, rzeczywiście dawno go nie było na mieście. I tak nie miałem co robić, więc pojechałem na Mission Row, może tam go spotkam, albo czegoś się dowiem.
W holu jak zwykle nikogo nie było.
- Halo, czy jest ktoś na komendzie? - Krzyknąłem. Może ktoś jest w środku i wyjdzie do mnie.
- Nikogo nie ma - usłyszałem głos Capeli przez ścianę.
Oho, Capela jest na miejscu, muszę go jakoś wyciągnąć do holu.
- Co tam u Ciebie Barbie? - Zażartowałem sobie z niego. Dzisiaj na napadzie widziałem, że ma blond włosy. Dla lepszego efektu wyciągnąłem telefon i wysłałem mu zdjęcie lalki.
- Osz ty - usłyszałem wkurzony głos Capeli i odgłos kroków. No i git, niech ruszy swoje dupsko do mnie. - Co tam kreweto - rzucił, gdy wszedł do holu.
- Pierwszy zadałem pytanie - odburknąłem mu.
- Dobra, czego chcesz. Bo chyba nie przyjechałeś tu, żeby pytać mnie o moje samopoczucie.
- No w sumie to nie, pewnie dalej masz deprechę, więc nawet nie ma co pytać. - Capela spojrzał na mnie krzywo. - Przyszedłem zapytać co tam u Grzesia.
- Czemu pytasz mnie, zadzwoń sobie do niego i jego pytaj.
- No właśnie problem w tym, że nie odbiera ode mnie. A że dawno go nie widziałem, to domyślam się, że ma jakiś zawias. Co tym razem zrobił?
- Nie twój interes - rzucił oschle. - Poza tym kto powiedział, że ma zawias.
- No, jest na mieście, bo jest sygnał w telefonie, a nie ma go na służbie od kilku dni, więc coś jest na rzeczy.
- Może sobie wziął wolne i zajmuje się swoim życiem prywatnym.
- Taa, a ja jestem Francuz. Przecież on nie ma życia prywatnego, cały czas siedzi na służbie, więc co by miał robić poza nią.
Na te słowa Capela ciężko westchnął. Widać było, że nie chce rozmawiać ze mną na ten temat. Miałem wrażenie, że coś było nie tak. Czułem jakiś niepokój w okolicach żołądka. Chyba nie stało mu się nic podczas jakiejś akcji?
- Panie Capela, co z nim? Jest ranny, albo coś?
- Nie wiem... to znaczy nie - szybko się poprawił.
- Jak to nie wiesz?
- Posłuchaj, jak chcesz wiedzieć co z nim, to się go po prostu zapytaj - Capela już wychodził z komendy.
- No przecież mówię, że nie odbiera ode mnie.
- Trudno się dziwić - rzucił przez ramię i odszedł.
Zostałem w holu sam. Te słowa, które powiedział Capela na odchodne były dziwne. Faktycznie, nie gadałem już tyle z Montanhą co kiedyś, ale jak dzwoniłem to odbierał lub oddzwaniał za chwilę, a teraz nie miałem odzewu od kilku godzin. Nawet nie miał się o co na mnie obrazić. Ostatnia rozmowa to była przyjacielska przepychanka słowna, no powiedzmy, że słowna, bo wydawaliśmy z siebie dziwne dźwięki, aż się nie rozłączyłem.
Cóż może chce się ode mnie odciąć totalnie, w sumie dla mnie to lepiej, może w końcu przestanę o nim myśleć na dobre...
Z myśli wyrwał mnie głos jakiegoś policjanta.
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc? - Zapytał. Spojrzałem na niego. Nie znałem go, więc była nikła szansa, że jest nowy i nie zna mnie, a więc zdradzi mi coś więcej na temat Grzesia.
- Dzień dobry panie policjancie - powiedziałem przymilnym głosem. - Przyszedłem się zgłosić do pana Gregorego Montanhy, ale nikt go nie chce zawołać - skłamałem. No powiedz w końcu co z nim!
- Pan Montanha nie przyjdzie do pana, ponieważ już tu nie pracuje. A w jakiej sprawie pan się zgłasza?
Co? Jak to nie pracuje? Stałem i patrzyłem na policjanta jakby mi właśnie powiedział, że jest kosmitą z Marsa i chce zawrzeć ze mną pokojowe relacje.
Montanha nie pracuje już w policji...
CZYTASZ
Jestem nienormalny... albo zakochany | Morwin | Gregory x Erwin
FanficGregory Montanha to policjant z krwi i kości. Poświęcił pół życia na służbę swojemu ukochanemu krajowi. Niestety jego kariera w policji po kilku miesiącach w nowym mieście nagle się kończy. Erwin Knuckles - gangster pod przykrywką pastora. Jego jedy...