Montanha POV
Wyszedłem ze szpitala i przeciągnąłem się. Jak dobrze było mieć w końcu mobilne obie ręce. Gdy chciałem wyciągnąć z garażu mój samochód usłyszałem wycie syren. Na podjazd zajechały cztery radiowozy i dwie karetki.
- Dobra, zamykamy szpital. Wszyscy cywile mają się oddalić - usłyszałem jak Capela krzyczy z samochodu.
Oho, pewnie łapali jakichś przestępców i wywiązała się strzelanina. Zanim zdążyłem wyciągnąć z auto podbiegł do mnie pies Potato i zaczął po mnie skakać.
- Hau haua łiła - zaszczekał radośnie.
- Część Potato, dobrze cię widzieć - odparłem i pogłaskałem go.
- Hau haua hm hm - zaczął smutno skomleć.
- No wiem, też mi przykro.
- Grzegorz, mówiłem żeby cywile opuścili teren szpitala - Capela zwrócił się do mnie.
- No już, chciałem wyjąć samochód i odjechać.
- Teraz to za późno, już zakolczatkowaliśmy wyjazd - rzucił Franek.
Cholera jasna! Nie uśmiechało mi się iść z buta.
- No już, za barierki - poganiał mnie Capela.
- Mopik, przecież wiesz, że nic nie zrobię.
- Montanha, wiesz jakie są procedury. Nie utrudniaj.
Przewróciłem oczami, ale cóż miałem zrobić, byłem teraz cywilem. Ruszyłem w kierunku wyjazdu z parkingu szpitala. Gdy się oddalałem, funkcjonariusze zaczęli wyciągać z karetek poszkodowanych. Słyszałem jak gangsterzy wyzywają policję. Te głosy bym poznał wszędzie, Carbonara i Dorian jechali z nimi równo. Pastor również wylewał żale.
- Ale zamknąć się! Co wy bólu nie odczuwacie? Terminatory jebane. - W pewnym momencie Janeczek nie wytrzymał i wydarł się na nich. Musiała być gruba akcja, skoro obie strony były tak zdenerwowane.
- Co zrobili? - Zapytałem Franka zza barierek.
- Kasyno obrabiali. Pacany mieli podstawionych zakładników i teraz ryczą, bo nie negocjowaliśmy tylko wszystkich spacyfikowaliśmy.
- Skąd wiecie, że byli podstawieni?
- Fartem. Wieczorek był na rendez-vous z jakąś pannicą w ustronnej uliczce i jakimś trafem ekipa pastorka w tym samym miejscu dogadywała się z zakładnikami. Chłop ich nagrał, więc mamy niezbity dowód.
- Fiu fiu - zagwizdałem. - No to mają przerąbane.
- No, w końcu te wypady Wieczorka się nam na coś przydały.
- Żeby tylko pastorek nie zarzucił, że to jakiś montaż.
- Jak się chłop z tego wywinie, to pierdolnę szpagat i fikoła jednocześnie, a przy tym wyzeruję szklaneczkę whiskey.
- Chciałbym to zobaczyć - zaśmiałem się z niego.
Policja miała teraz ciężką sytuację. Chłopaki na pewno byli mocno spłakani i Janeczek z resztą będą się użerać na celach. Z jednej strony cieszyłem się, że nie będę w tym uczestniczyć. Pastor z tymi swoimi pomysłami był trudny. Z drugiej aż byłem ciekaw jak będzie się tłumaczył i miałem ochotę się z nim poprzepychać słownie.
Cóż, już nie będzie mi to dane, przynajmniej nie na celach. Ruszyłem w stronę najbliższego garażu poza szpitalem. Może ktoś mnie podwiezie.
Po ok. 30 minutach zadzwonił do mnie pastor.
- Halo - powiedziałem.
CZYTASZ
Jestem nienormalny... albo zakochany | Morwin | Gregory x Erwin
FanfictionGregory Montanha to policjant z krwi i kości. Poświęcił pół życia na służbę swojemu ukochanemu krajowi. Niestety jego kariera w policji po kilku miesiącach w nowym mieście nagle się kończy. Erwin Knuckles - gangster pod przykrywką pastora. Jego jedy...