Część 52

2.3K 146 51
                                    


Carbonara POV

Ach ta miłość. Nie ma jednoznacznej definicji i kogo by nie spytać, to każdy ma inne wyobrażenie o niej. Jedni stwierdzą, że jest to najważniejsze uczucie i każdy powinien odnaleźć swoją ukochaną osobę, a inni powiedzą, że przynosi tylko rozczarowania i nikomu to niepotrzebne. Osobiście uważam, że miłość jest piękna, ale bywa też trudna i trzeba nad nią pracować.

Przyznam, że z początku trochę się obawiałem, czy Erwin i Grzesiu będą w stanie ze sobą wytrzymać. Byli bardzo podobni do siebie, dwa ego topy, z pewną dozą szaleństwa, nie umiejący się przyznać do własnych błędów i ciągle nawzajem wyzywający się. Ale patrząc teraz na nich, na słodkie uśmiechy, maślane oczy, które wręcz błyszczą się na widok drugiego, na drobne i czułe gesty, którymi się nawzajem obdarzają, widzę że są niesamowicie ze sobą szczęśliwi. Jeśli się kłócą, to albo szybko się godzą, albo dobrze to ukrywają, ale przez ostatni miesiąc nigdy nie widziałem ich obrażonych na siebie nawzajem. Erwin też mi się nie zwierzał i miałem nadzieję, że spowodowane to było brakiem sprzeczek niż tym, że nie chciał mi zawracać głowy.

Zauważyłem też, że oboje się trochę zmienili. Pastor stał się trochę spokojniejszy. Oczywiście nadal aktywnie działał, wymyślał coraz to bardziej abstrakcyjne akcje, ale przy Montanhie jego nadpobudliwość trochę się uspokoiła. Złagodniał też z wyzwiskami. No może nie do każdego, ale swojego chłopaka już tyle nie wyzywał, a jak już, to widać było, że jest to z sympatii i Grzesiowi to nie przeszkadza. On zresztą też się trochę zmienił. Poskramianie takiej "bestii", jaką jest Siwy, nauczyło go więcej cierpliwości i spokoju. Kiedyś by się wydzierał w niebogłosy i równie dogryzał Erwinowi, ale obecnie widzę, że podchodzi do niego łagodnie i używa uspokajających słów. Ale mimo tych subtelnych zmian, nadal są sobą, wesołym Grzesiem, który jak trzeba to krzyknie w niebogłosy i szalonym Erwinem, pełnym energii i zapału do kolejnych napadów. Z perspektywy czasu mam wrażenie, że dobrali się idealnie, ale przyszłość pokaże, czy wytrwają ze sobą mimo przeciwności losu, który z pewnością rzuci im kłody pod nogi. Osobiście życzę im jak najlepiej, bo widząc ich oboje tak zakochanych i szczęśliwych, sam jestem szczęśliwy.

Przerwałem moje przemyślenia, gdyż dotarłem do celu mojej podróży. Wjechałem do podziemi Arcade i zaparkowałem na wolnym miejscu. Dia zwołał spotkanie mówiąc, że ma dla nas tak zwaną petardę. Zaskakiwał już nie raz, więc mogło to być naprawdę coś mocnego. Nie było go jeszcze na miejscu, za to widziałem, że Erwin z Grzesiem stoją przy tablicach i żywo o czymś rozmawiają. Podszedłem do nich, nie przerywając im dyskusji.

- No co ty, choinka powinna być ozdobiona ozdobami w co najwyżej dwóch współgrających ze sobą kolorach - powiedział Montanha. - Powinna być stylowa, a nie miszmasz.

- Daj spokój, choinka to choinka. Walisz na nią wszystkie ozdoby jakie masz, żeby było kolorowo i w różnych kształtach - odpowiedział Erwin.

- Gołąbeczki, na serio dyskutujecie o wyglądzie choinki? - Zapytałem niedowierzając uszom.

- Tak - odpowiedział Grzesiu. - A ty Pieczara co sądzisz, ładna stylowa choinka, czy wszystko co masz pod ręką?

- Nie wiem, nie zastanawiałem się nad tym. Jak wygląda ładnie, to co za różnica. Zresztą nie jest tak, że na choinkę to się wiesza co popadnie?

- A nie mówiłem - powiedział triumfalnie Erwin.

- Matko bosko, co za bezguścia z was - powiedział załamany Grześ.

- No ja sobie wypraszam - zaprotestowałem. - To Siwy tutaj nie ma gustu, ubiera się, jakby na ślepo kupował rzeczy, a potem na ślepo je ubierał.

Jestem nienormalny... albo zakochany | Morwin | Gregory x ErwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz