Część 37

3.8K 202 138
                                    


Montanha POV

- Ta na pewno odda, musi! - Powiedziałem do siebie, gdy wyszedłem ze sklepu.

Dawno już nie kupowałem zdrapek, ale coś mnie podkusiło i wziąłem dwie. Stanąłem obok samochodu i zacząłem drapać pierwszą. Z nadzieją objechałem powoli dookoła napisu i w ostatniej chwili zdrapałem środek. Przywitało mnie wdzięczne "Następna odda".

- No i chuj... dobra druga odda. Tak tu napisali.

Jednak nie dane mi było wyciągnąć drugiej, bo podjechało do mnie białe auto z czerwonym paskiem. Siedziało w nim trzech zamaskowanych gości. Wiedziałem czyj to samochód, a przynajmniej się domyślałem.

- Jak tam jednooki bandyto? - Odezwał się jeden z nich.

- Bardzo źle, właśnie znowu przejebałem kasę w zdrapkach.

- Co za niefart.

Wyjęli bronie i zaczęli do mnie strzelać. Zanim się schowałem za mój samochód dostałem w brzuch i rękę. Padłem na ziemię zwijając się z bólu.

- Pozdrów pastorka gdy będziesz klęczał przed nim robiąc loda - rzucił na odchodne i odjechali.

Skurwysyny! Kinzo za bardzo kozaczył myśląc, że jak przyjedzie zamaskowany swoim samochodem, to go nie poznam. Gadki do mnie też były typowe dla niego. To musiał być on.

Miałem nadzieję, że zaraz zjedzie się policja i wezwą do mnie pomoc. Tak też się po chwili stało. Podjechał jeden radiowóz, z którego wysiadł Max Power z Eleną. Tylko nie kreweta ze swoim obiektem...

Rozejrzeli się i słyszałem jak Max mówi przez radio, że mają tylko jednego poszkodowanego. Elena podeszła do mnie i zaczęła pytać:

- Halo, słyszymy się?

- Tak.

- Co się stało, jesteś ranny?

- Jacyś goście mnie postrzelili.

- Zaraz wrócę.

Wróciła do radiowozu i wyjęła apteczkę. W międzyczasie na radiu wezwała EMS. Ponownie podeszła do mnie i wtedy też pojawił się Max.

- Gdzie cię boli? - Zapytała.

- Brzuch i prawe ramię - wydukałem.

Uniosła delikatnie zakrwawioną koszulkę. Kula chyba nie przeszła na wylot. Założyła mi opatrunki, a potem opatrzyła ramię. Oczywiście Max przeszukał mnie i sprawdził proch, ale nie miałem przy sobie niczego podejrzanego i nie oddałem żadnych strzałów. Przyjechał EMS, który zabrał mnie na szpital. Musieli oczywiście operować, więc poddali mnie narkozie.


Wybudziłem się po operacji, a przy moim łóżku stał Max. Wolałbym kogoś innego, no ale cóż. Lekarz sprawdził mój stan i gdy wszystko było ok, policjant przystąpił do pytań.

- Grzesiu, jak nie masz nic przeciwko zadam ci kilka pytań.

- Mam - rzuciłem mu.

- Jednak wolałbym, byś odpowiedział. 

Westchnąłem i zacząłem szybko opowiadać, żeby dał mi już spokój.

- Byłem sobie w sklepie kupić zdrapki. Nie wiem kto i dlaczego, ale zaczęli do mnie strzelać. Podjechali białym sedanem z czerwonym paskiem, było ich trzech, zamaskowani. Żadnych znaków charakterystycznych.

- Dobra - zanotował wszystko w notesie. - Coś mówili?

- Że mam pozdrowić pastorka.

- Czy to mogły być jakieś porachunki?

Jestem nienormalny... albo zakochany | Morwin | Gregory x ErwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz