Część 47

2.7K 157 59
                                    


Erwin POV

Jeździliśmy po mieście szukając ludzi, którym mogliśmy opchnąć skradzione przedmioty. Trwało to już dobre kilka dni, a ani widu ani słychu kogokolwiek. Dobrze się ukryli, co mnie w sumie nie dziwi, no ale poszukiwania były męczące. Byłem tym już trochę zmęczony, ale nie mogłem odpuścić. Zbliżał się koniec listopada i chciałem zamknąć ten miesiąc widowiskowo, włamując się do dolnego skarbca, ale z każdą minutą bezowocnych poszukiwań nadzieja powoli we mnie umierała. Nie pomagał też fakt, że Grzesiu był zajęty swoim synem i tęskniłem za wspólnymi napadami. Odsunął się od aktywnego działania w naszej grupie i obecnie tylko pomagał nam układać plany. Ale zaakceptowałem to i wspierałem w jego decyzji.

Przeczesaliśmy już większość miasta i zostało nam Ghetto. Ale Labo, z którym dziś jeździłem musiał wracać do siebie, więc potrzebowałem kogoś do pary. Wolałem nie wjeżdżać samotnie na teren gangów ulicznych, mimo że nie miałem zamiaru ich prowokować. Ale oni potrafili być nieprzewidywalni. Większość była czymś zajęta, a to sprzedażą narkotyków, a to poszukiwaniami poza miastem, a to kolejnymi napadami.

Spojrzałem na zegarek i była już godzina, w której rehabilitacja się zakończyła. Wybrałem więc numer do "mojej księżniczki".

- No hej - usłyszałem w słuchawce.

- Cześć kochanie. Co porabiasz?

- Właściwie nic konkretnego.

- Ooo, to chodź, pojedziemy razem na Ghetto.

- Na Ghetto? Po co?

- Jeszcze tam nie przeczesaliśmy terenu, a nie chcę iść sam.

- Ok, podjadę po ciebie.

- Fajno. Jestem przy Maze Bank Arenie.

- Zaraz będę.

Rozłączyliśmy się i zajechałem na parking. Czekałem samotnie na niego oparty o maskę mojego Lamborghini. Przetarłem zmęczoną twarz dłońmi. Powinienem iść spać, w końcu byłem na nogach od wczorajszego poranka w domu Grzesia, ale bardzo chciałem coś znaleźć. Po niedługiej chwili zajechał Corvettą i zaparkował obok mnie. Wysiadł i wyjął papierowy kubek, który mi podał.

- Przywiozłem kawę, chociaż wolałbym zabrać cię do łóżka - stwierdził.

Upiłem łyka i czułem jak ciepły napój przyjemnie mnie rozgrzewa.

- A co byś ze mną zrobił w tym łóżku? - Zapytałem zalotnie.

- Położyłbym cię spać.

Spodziewałem się tej odpowiedzi, ale mimo to byłem zawiedziony, że nie pociągnął mojego zboczonego myślenia.

- Nudziarz - skwitowałem. - Ale dziękuję bardzo.

Podziękowałem mu za napój i lekko pocałowałem w usta. Mimo że nadal staraliśmy się zachować relację w tajemnicy przed obcymi, to Grzesiu już nie narzekał gdy sobie okazywaliśmy czułości w miejscach publicznych. Oczywiście jeśli w pobliżu nie było ludzi, bo gdybym zrobił to pod samymi apartamentami, to później nasłuchałbym się jak bardzo to było nieodpowiedzialne i że narażam się. Miałem o tym inne zdanie, szczególnie że Spadino starał się unikać konfliktów z nami i rzadko obecnie wchodziliśmy sobie w drogę. Może to dlatego, że my się skupiliśmy na Pacificu, a on na czymkolwiek się jego grupka zajmowała, ale i tak uważałem, że po incydencie z Alexem odpuścił Grzesiowi. Ale nie kłóciłem się z nim o to. Nie chciałem niepotrzebnych sprzeczek, poza tym wynagradzał mi to w zaciszu domowym.

Zaproponował by on prowadził, więc schowałem swoje Lambo do najbliższego garażu i razem przeczesywaliśmy tereny Ghetta. Rozglądaliśmy się po zakamarkach, ale wciąż nie mogliśmy znaleźć żadnego kupca. Mimo kawy czułem ogromne zmęczenie, ale starałem się utrzymywać pełne skupienie na otoczeniu.

Jestem nienormalny... albo zakochany | Morwin | Gregory x ErwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz