Część 5

2.9K 174 17
                                    


Montanha POV

Leżałem na wznak na skale. Straciłem kompletnie rachubę czasu. Zaczęło się ściemniać. Alkohol mi się już dawno skończył, ale nie miałem sił ani chęci ruszyć się do miasta po więcej. Czułem, że trzeźwieję, a moje myśli nie zaćmione alkoholem zaczęły znów krążyć wokół mojego losu.

Przecież to wszystko nie ma sensu. Lota za kontakty z crimem, no ja pierdolę. To powinni całą tą jebaną policję wywalić na zbity pysk... Ktoś ewidentnie na mnie się uwziął. Ale co mogłem jak sam Rightwill przyklepał moje wywalenie... Chyba nie pozostało mi już nic, jak skończyć z tym wszystkim raz na zawsze. Wodospad nie był chyba taki zły...

Usłyszałem mój telefon w krzakach nad głową. Oho, ktoś jednak po tylu dniach chce się ze mną skontaktować. Może to Alex martwi się o ojca? Nieee, na pewno nie. Pewnie jest zawiedziony, że jego rodzic dostał lotę z policji i nawet nie chce mnie znać. Ech.

Powoli się podniosłem i skierowałem w krzaki. Telefon ucichł i za cholerę nie mogłem go znaleźć. Niech ten ktoś jeszcze zadzwoni, bo kuźwa nie widzę go!

Po chwili znów zaczął wibrować. Znalazłem go od razu, otrzepałem z piachu i zobaczyłem na ekranie wdzięczny napis PASTOR CHUJ. Nacisnąłem zieloną słuchawkę i wychrypiałem do telefonu:

- Halo.


Erwin POV

Po kilku sygnałach usłyszałem ochrypły, głęboki głos:

- Halo.

Serce zabiło mi mocniej. Żył! Jak dobrze, że żyje!

- Halo Grzesiu, dzwonię do ciebie cały dzień, a ty nic! - Rzuciłem w słuchawkę wkurzonym tonem.

- Sory, nie jestem w nastroju do pogaduszek - odparł smętnym tonem.

- Gdzie jesteś? Musimy pogadać.

- O czym?

- O tobie.

- Jak chcesz się pośmiać z mojej loty, to daruj sobie. Domyślam się, że sobie świętujecie w swoim zakonnym gronie.

- Nikt nic nie świętuje, zjebie. Martwiłem się, że sobie coś zrobiłeś.

- Taa, ty się martwiłeś o cokolwiek innego, niż twoja własna dupa.

No miał rację, zawsze na pierwszym miejscu stawiałem swoje dobro, ale Grzesiu był mi bliski, cholernie bliski i nie chciałem jego krzywdy. Mimo, że na zewnątrz tego nie okazywałem, to wciąż mi na nim zależało. Kurwa, czemu to wszystko jest takie dziwne. Nie rozumiałem tego, ale nie musiałem, chciałem się z nim po prostu spotkać.

- Możesz nie być taki trudny i powiedzieć gdzie jesteś? - Zapytałem łagodnym tonem. Nie chciałem go wkurzać bardziej, bo jeszcze by się rozłączył.

- Daj mi spokój - rzucił i rozłączył się.

- Cholera - wkurzyłem się.

- Rozumiem, że nie chce zbytnio gadać - w końcu odezwał się Carbo.

- No co ty, Sherlocku - rzuciłem zgryźliwie. - Pakuj się do auta. Słyszałem wodospad w tle, pewnie jest nad którąś rzeką.

- I myślisz, że będzie tam na ciebie czekał?

- Oby.

- Coś mi się nie wydaje.

Nie odpowiedziałem na to. Wsiedliśmy do zentorno i zacząłem pędzić nad rzekę. Oby Grzesiowi nie odbiło i nie wskoczył do niej. Czułem w jego głosie, że jest zrezygnowany. Wcześniejsze słowa Carbo uświadomiły mi, że praca w policji naprawdę była sensem jego życia i teraz bez niej mógł zrobić tą głupotę, jaką jest odebranie sobie życia. Cholera! Nie chciałem, aby skończył w tak żałosny sposób. Jechałem jak najszybciej mogłem, licząc w duchu, że żaden patrol nie zacznie nas ścigać.


Montanha POV

Po rozmowie z pastorem czułem się dziwnie. Chłop się o mnie martwił, niezły żart. Ale faktycznie jak przejrzałem historię to miałem od niego ze 30 połączeń i kilka smsów, żebym w końcu odebrał. Dzwonił do mnie też Carbo. A wcześniej kilka osób z policji: Hank, Lance, Alex, Sussane, Parks. Czyli jednak ktoś jeszcze przejmował się moim losem. Tylko po kilku dniach w końcu przestali i został tylko pastor. Cóż za ironia losu. Pewnie dopiero co się dowiedział, dlatego tak spamował. Długo mu zeszło.

Przeczytałem smsy: Sussane i Parks pisali, że to jakaś pomyłka i żebym pogadał z HC, Hank i Lance wyrażali ubolewanie, że mnie wywalili i że policja nie będzie beze mnie taka sama, Alex prosił abym się odezwał, bo się martwi. Czyli jednak własny syn mnie nie przekreślił i mimo wszystko chciał ze mną gadać.

Odłożyłem telefon i znów się położyłem na skale. Naprawdę nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Czarne myśli znowu zaczęły się kłębić w mojej głowie. Przymknąłem na chwilę oczy. Byłem wyczerpany, dawno nic nie jadłem i nie za dobrze ostatnio sypiałem. Czułem się jak wrak, zarówno fizycznie jak i psychicznie.

Po jakimś czasie usłyszałem nadjeżdżający samochód.

Jestem nienormalny... albo zakochany | Morwin | Gregory x ErwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz